Masakowanie
Ranny jest ciężki. Nikt nie wie, jak długo trzeba go będzie nieść. Co kilkaset metrów robią krótkie odpoczynki. Zmieniają się. Po dwóch kilometrach znowu czekają instruktorzy. - Koniec. Wstawać. Odtąd idziecie normalnie. Zlikwidować nosze.
Ruszają w dalszą drogę. Są zdezorientowani. Nikt nie wie, która jest godzina, ile przeszli. Dokąd dalej. Marsz jest monotonny. Krok za krokiem. Po nierównej drodze. Dochodzimy do skrzyżowania. Grupa, w której idę, jest pierwsza. Czekamy na resztę. Część dochodzi bardzo zmęczona. Kolejne zadanie: 3 km biegiem w pełnym rynsztunku. Pierwsi ruszają żwawo. Ci ostatni ledwo ciągną za sobą nogi.