Zmiana klimatu to nie mit. Czerwone światło dla przyszłości
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Powstał szósty raport "Lancet Countdown" dot. zmian klimatycznych. Naukowcy biją na alarm. Jesteśmy u progu katastrofy. - Jeśli nic nie zrobimy, Ziemia, którą obecnie znamy, nie będzie nadawała się do życia - tłumaczy w rozmowie z WP Weronika Michalak z HEAL Polska. - Narzędzia do zatrzymania zmian klimatycznych są od dawna w rękach ludzi. Brakuje woli politycznej i społecznej do wdrożenia rozwiązań - dodaje z kolei prof. Szymon Malinowski z Instytutu Geofizyki UW.
Pod koniec października w Glasgow przywódcy państw po raz dwudziesty szósty spotkają się, aby rozmawiać na temat zmian klimatu. Na agendzie COP26 znajdzie się m.in. kwestia realizacji porozumienia paryskiego, które zakłada utrzymanie wzrostu średniej globalnej temperatury na poziomie 1,5 st. Celsjusza do końca XXI wieku.
Konferencja w cieniu raportu
Konferencja odbędzie się w cieniu opublikowanej w czwartek w nocy analizy "Lancet Countdown". Szósty raport przygotowano przy pomocy ponad 120 ekspertów w dziedzinie zdrowia i zmian klimatycznych. Wyniki opublikowano w jednym z najbardziej prestiżowych czasopism naukowych "The Lancet".
Wnioski płynące z raportu są dramatyczne. W 2020 roku aż 19 proc. powierzchni lądów na całym świecie było dotknięte ekstremalną suszą. To wzrost o 6 pkt. proc. względem średniej z II połowy XX wieku. Z roku na rok coraz większa liczba osób zmuszona jest także zmagać się z falą upałów. Jak czytamy w publikacji, wśród osób w wieku powyżej 65 lat jest to nawet o 3,1 mld osobodni (łączna liczba dni, w których wszyscy seniorzy zmagali się z upałami) więcej, porównując ze średnią z lat 1986-2005.
Jak tłumaczą autorzy, poprzez postępujące zmiany klimatyczne dramatycznie wzrasta też zagrożenie wynikające z rozprzestrzeniania się chorób zakaźnych. Jednocześnie 63 proc. państw na świecie nadal nie wdrożyło rozwiązań, które pozwoliłyby na odpowiednią reakcję w przypadku wystąpienia pandemii i innych sytuacji nadzwyczajnych.
Katastrofa na wyciągnięcie ręki
Przyszłość, jaką kreślą autorzy raportu, maluje się w czarnych barwach. Ich zdaniem transformacja energetyczna na całym świecie odbywa się zbyt wolno. Efektem tego prognozowany wzrost średniej temperatury na świecie do końca wieku wynosi nawet 2,4 st. Celsjusza. Warto przypomnieć, że próg, powyżej którego nie będzie już odwrotu od zmian klimatu, to 1,5 st. C. Powyżej niego czeka nas topnienie lodowców, a wraz z nim katastrofa, której nie da się zapobiec.
Jak tłumaczą naukowcy, przy obecnym tempie pełna dekarbonizacja systemu energetycznego zajęłaby ponad 150 lat. Aby osiągnąć cele przyjęte w porozumieniu paryskim, należałoby zredukować emisję gazów cieplarnianych w ciągu kolejnych 10 lat o co najmniej połowę. Inaczej czeka nas katastrofa.
Skutki zmiany klimatu? "Powodzie, gradobicia, trąby powietrzne"
O tym, jakie wyzwania stoją przed liderami państw w kontekście nadchodzącego szczytu COP26 i co skutki klimatu oznaczają dla nas wszystkich, Wirtualna Polska zapytała prof. Szymona Malinowskiego, dyrektora Instytutu Geofizyki Uniwersytetu Warszawskiego, oraz Weronikę Michalak, dyrektorkę HEAL Polska, organizacji analizującej wpływ środowiska na zdrowie publiczne.
- Tegoroczny raport informuje nas, że z roku na rok jest coraz gorzej. Skutki zmiany klimatu postępują dużo szybciej, niż parę lat temu przewidywali naukowcy. Spiętrzają się różne czynniki, które prowadzą do tego, że kryzys, z którym mamy do czynienia, jest coraz poważniejszy - tłumaczy Michalak.
Jak dodaje, na zmianę klimatu mają także wpływ naturalne zjawiska, jak wulkany czy oceany. - Naukowcy nie mają jednak wątpliwości, że do zmian klimatu przyczynia się człowiek. Kluczowa jest tu nadwyżka emisji powodowana przez ludzi głównie w wyniku spalania paliw kopalnych - mówi ekspertka.
Jeden stopień za dużo
- Od czasu pierwszej rewolucji przemysłowej w XVIII wieku do dziś średnia globalna temperatura wzrosła o 1 stopień Celsjusza. Tego nie da się odczuć, wychodząc codziennie na dwór. Ma to jednak poważne konsekwencje. Mowa o falach upałów, rozległych powodziach, ogromnych gradobiciach, trąbach powietrznych, huraganowych wiatrach czy suszy. Te wszystkie ekstremalne zjawiska pogodowe, które miały miejsce tego lata w Europie, są właśnie skutkami wieloletnich zmian klimatu - tłumaczy ekspertka.
- W ciągu kilku kolejnych lat coraz bardziej zauważalne będzie rozchwianie warunków meteorologicznych, czyli występowanie krótkotrwałych ulewnych opadów deszczu na zmianę z suszami. Zagrożeniem są więc błyskawiczne powodzie i długotrwałe susze. Do tego dochodzi problem wzrostu poziomu morza i wezbrań sztormowych. W efekcie zagrożeni są mieszkańcy regionów nadmorskich i równolegle wielkich miast, które w dużej mierze są zabetonowane i wrażliwe na opady nawalne - wyjaśnia z kolei prof. Malinowski.
Będzie cieplej
Rozmówca WP zwraca uwagę na kluczowy wniosek z opublikowanego raportu. Do końca 2100 roku średnia temperatura może wzrosnąć o 2,4 st. Celsjusza. - Proszę to zestawić ze średnim wzrostem temperatury od epoki lodowej 20 tys. lat temu do tzw. optimum klimatycznego holocenu, który miał miejsce około 5 tys. lat temu - zaznacza geofizyk.
Wtedy temperatura przez 15 tys. lat wzrosła o ok. 5 stopni. Teraz, jeśli nie podejmiemy żadnych działań, możemy zanotować taki wzrost w niecałe 200 lat - podkreśla prof. Malinowski.
Jak zaznacza Michalak, w samej Europie już teraz w ciągu lata odnotowywane są temperatury powyżej 40-45 stopni. - Za kilka lat możemy mieć z tym do czynienia także w Warszawie. Szczególnie narażone są na to zabetonowane miasta, w których każdego lata przez wycinki drzew mamy do czynienia z tzw. wyspami ciepła - tłumaczy ekspertka.
Zmiana klimatu? Więcej chorób
- Konsekwencją zmian klimatycznych jest także przesuwanie się stref klimatycznych. Fauna i flora zaczyna występować na obszarach, na których wcześniej nie była obecna. Wzrost temperatur wiąże się także z rozprzestrzenianiem bakterii, takich jak salmonella, a także skażeniem wód przez zakwity glonów, które czynią ją niezdatną do picia.
Łatwiej rozprzestrzeniają się również tzw. choroby wektorowe, takie jak borelioza, denga czy malaria - wyjaśnia Michalak.
- Już teraz widać to na statystykach Państwowego Zakładu Higieny. W 2019 odnotowano w Polsce ponad 20 tys. przypadków boreliozy. 10 lat wcześniej było to ok. 4 tys. przypadków - dodaje.
Lodowce już topnieją
Wzrost średniej temperatury wiąże się także z topnieniem lodowców. - Według raportu zespołu klimatycznego przy prezesie PAN w niedługim okresie wzrośnie liczba sztormów na Bałtyku, a za kilkadziesiąt lat część obszarów nadmorskich może znaleźć się pod wodą - tłumaczy dyrektorka HEAL Polska.
- Zagrożenie dotyczy praktycznie całego świata. Z mapy mogą zniknąć na przykład Malediwy czy wiele innych wysp oraz obszarów przybrzeżnych - dodaje.
Wojny o wodę? To nie żart
- Najbardziej odczuwalnym skutkiem będą masowe przesiedlenia, ucieczki z krajów rozwijających się. W tych państwach najdotkliwiej odczuje się fale upałów, susze, zalewanie nadbrzeży, pól uprawnych czy ekstremalne zjawiska pogodowe. W konsekwencji może to prowadzić do konfliktów zbrojnych. Częściowo mogli przekonać się już o tym mieszkańcy Syrii, którzy przed wybuchem wojny przez kilka lat zmagali się z największą od 900 lat suszą. W efekcie półtora miliona ludzi cierpiało z powodu głodu i próbowało się dostać do miast. To spowodowało szybkie narastanie konfliktów społecznych - mówi Michalak.
"Narzędzia dostępne od ręki", ale brak woli
Jak podkreśla prof. Malinowski, narzędzia do zatrzymania zmian klimatycznych są od dawna w rękach ludzi. - Brakuje natomiast woli politycznej i społecznej do wdrożenia rozwiązań. Wydajemy ogromne pieniądze na inwestycje, które nie mają nic wspólnego z ochroną klimatu - tłumaczy ekspert.
- Zamiast inwestować w energetykę jądrową i odnawialną, budujemy np. Centralny Port Komunikacyjny. Zamiast zabezpieczać się przed wzrostem poziomu morza, wybieramy przekop Mierzei Wiślanej. Ulegamy naciskom deweloperów, zamiast zaostrzyć prawo budowlane, aby budować domy pasywne, czyli takie, które nie zużywają energii, które i w dłuższej perspektywie są tańsze ze względu na koszty eksploatacji - wyjaśnia prof. Malinowski.
- Jedynym rozwiązaniem jest redukcja gazów cieplarnianych. Mowa o spalaniu paliw kopalnych, czyli ropy, węgla i gazu. Choć trzeba myśleć o wszystkich źródłach, problemem jest też masowe wylesianie, bo lasy pochłaniają dwutlenek węgla, czy sposób produkcji żywności - wskazuje z kolei Michalak.
Zobacz także
Koniec ze spalaniem paliw kopalnych?
Jak podkreślono w raporcie, nakłady z unijnego Funduszu Odbudowy powinny być wydatkowane z myślą o transformacji niskoemisyjnej.
- Zwiększenie nakładów na walkę ze zmianą klimatu i działania adaptacyjne to absolutny priorytet. Znaczącą część z tych środków powinno przeznaczyć się na rozwój gospodarek niskoemisyjnych. Mowa tu o zmianie sposobu ogrzewania, zmianach w transporcie i pozyskiwania energii, czyli odejściu od spalania paliw kopalnych i osiągnięciu neutralności klimatycznej - tłumaczy dyrektorka HEAL Polska.
- Walka ze zmianą klimatu powinna być kluczowa przy podejmowaniu wszelkich działań odbudowujących po pandemii COVID-19. Proces odbudowy gospodarek musi odbywać się w sposób zrównoważony i priorytetyzujący działania proklimatyczne. Inaczej wszyscy coraz bardziej dotkliwie będziemy odczuwać skutki kryzysu klimatycznego - dodaje.
Jak z kolei zaznacza prof. Malinowski, "pieniądze, które chce się przeznaczyć na walkę ze zmianami klimatycznymi, są spore, ale niewystarczające". - Przede wszystkim powinniśmy myśleć o zmianie struktury inwestycji, bo znakomita większość tych, w które obecnie wkładamy pieniądze, nie zwróci się ze względu na zmiany warunków środowiskowych albo nawet ich budowa nie zostanie ukończona - tłumaczy geofizyk.
- Obecnie większość inwestycji powinna uwzględniać redukcję emisji i zachowanie bioróżnorodności, a także na przystosowanie do tych zmian klimatu, które są nieuniknione. Powszechne ignorowanie zmian klimatycznych we wszystkich planach inwestycyjnych to kopanie głębokiego dołka, w który możemy wpaść i już się nie wydostać - ocenia rozmówca WP.
Nie lekceważmy zmian. Skutki będą opłakane
Jak ocenia Michalak, konsekwencją niekontrolowanych zmian klimatu może być jeden wielki chaos. - Scenariusz jest raczej pesymistyczny: wedle szacunków analityków ludzie będą przenosić się do miejsc, w których da się przeżyć, wyżywić siebie i swoich bliskich oraz ochronić przed ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi. Powstanie wiele nowych konfliktów zbrojnych, część z nich o wodę, pożywienie, czy napięcia związane z migracjami - tłumaczy.
- Nie wspominając o tym, że kolejne pokolenia nie będą znały takiej fauny i flory czy pór roku, jakie znamy współcześnie, a świat, w którym będą żyli, będzie się znacząco różnił od tego z początku XX wieku - wyjaśnia Michalak.
- Ziemia, którą obecnie znamy, nie będzie nadawała się do życia, nie podejmiemy wystarczających działań w kwestii ochrony klimatu - podsumowuje ekspertka.