PublicystykaŹli chłopcy wujka Sama

Źli chłopcy wujka Sama

Gdy pominiemy dyskusje o słuszności bombardowania Drezna i innych niemieckich miast, "winom" zachodnich aliantów nie poświęca się zbyt wiele uwagi. Jednak Amerykanie i Brytyjczycy mają wiele na sumieniu.

Źli chłopcy wujka Sama
Źródło zdjęć: © Domena publiczna

Reguły walki w czasie II wojny światowej określały konwencje haskie i genewskie. Określały zasady postępowania z jeńcami oraz sposób ochrony rannych żołnierzy i cywili. Do przestrzegania zasad określonych przez te porozumienia zobowiązały się również Stany Zjednoczone. Poza tym 1 października 1940 r. Ministerstwo Obrony w Waszyngtonie wydało podręcznik "Zasady wojny lądowej". Instrukcja ta zawierała postanowienia wcześniej wspomnianych konwencji oraz reguły ustalone przez amerykański Kongres. Podręcznik omawiał niepisane zasady wojenne, wśród których znalazły się trzy reguły główne – zasada konieczności wojskowej, humanitarności i rycerskiego zachowania. W latach 1941–1945 pojawiły się inne publikacje na ten temat np. dowództwo 3 Armii Pattona wydało żołnierski podręcznik reguł wojennych. Żołnierze nie byli oczywiście zainteresowani takimi lekturami, więc większość z nich posiadała nikłą wiedzę o traktowaniu jeńców wojennych.

Żadne porozumienie lub podręcznik nie uchroni też przed zbrodniami wojennymi. Do najczęstszych przewinień armii amerykańskiej należały gwałty i mordowanie jeńców. Trudno znaleźć przyczyny podobnych zachowań – mogły wypływać z długo pielęgnowanej nienawiści do wroga, z pragnienia zemsty za zabitych przyjaciół, z ekstremalnego napięcia nerwowego spowodowanego wojną lub ze zwykłych skłonności przestępczych. Nie była to jedynie "domena" szeregowców czy podoficerów. Przykładem może być bitwa w Ardenach, podczas której dwa niemieckie transportery wjechały na obszar broniony przez 3 Dywizję Pancerną pod dowództwem podpułkownika Hogana. Oba pojazdy zostały zniszczone, a pięciu ocalałych żołnierzy Wehrmachtu schroniło się w pobliskim okopie, gdzie położyli się twarzą do ziemi. Jeden z amerykańskich poruczników podbiegł do nich i bez zastanowienia strzelił w głowę jednego z Niemców. Choć Hogan krzyczał, by nie strzelał, porucznik zabił kolejnego bezbronnego żołnierza. Chciał strzelać dalej, ale jeden z szeregowców wytrącił mu broń z ręki. Amerykańscy weterani wspominają o wielu podobnych przypadkach.

Wielu zbrodniarzy nigdy nie doczekało się procesu, a jeżeli już do niego doszło, uniknęli zazwyczaj poważnych wyroków. Pojawiły się jednak kary śmierci. Na przykład szeregowiec Blake W. Mariano ze 191 Batalionu Pancernego został powieszony za to, że w kwietniu 1945 r. zgwałcił dwie Niemki, a trzecią zastrzelił, gdy zobaczył, że miesiączkuje. Za mordy i gwałty w Europie skazano 98 żołnierzy amerykańskich. Jednak wiele okrucieństw zostało popełnionych poza polem walki i dlatego nie zostały uznane za zbrodnie wojenne.

Sycylijska masakra

Najsłynniejszą zbrodnią wojenną żołnierzy amerykańskich była masakra w Biscari, do której doszło podczas inwazji aliantów na Sycylię. W operacji uczestniczył 180 Pułk Piechoty należący do 45 Dywizji Piechoty. Jego zadaniem było zdobycie lotniska w pobliżu miasteczka Biscari. Podczas walk 14 czerwca 1943 r. doszło do dwóch incydentów. Zamordowano wtedy 71 włoskich i dwóch niemieckich jeńców. Wcześniej Amerykanie pojmali 45 Włochów i trzech Niemców. Oficer głównodowodzący 1 Batalionu major Roger Denman kazał grupie żołnierzy, w której znalazł się sierżant Horace T. West, przeprowadzić jeńców na tyły. Zabrano im buty lub koszule – była to popularna praktyka, która miała zapobiegać ucieczkom. Po około 1,5 km marszu West oddzielił ośmiu lub dziewięciu żołnierzy i przekazał ich oficerowi wywiadu, by poddał ich przesłuchaniu. Pozostałych jeńców ustawił wzdłuż drogi, pożyczył od innego sierżanta pistolet maszynowy Thompson i wszystkich rozstrzelał. Przed tym powiedział, że zamierza "zabić tych sukinsynów", a strażników poinformował, że, "mają się odwrócić, jeśli nie chcą tego widzieć". Pół godziny później ciała znalazł kapelan podpułkownik William E. King i zgłosił to swoich zwierzchnikom.

Obraz
© Domena publiczna

Generał Omar Bradley (na zdj.) domagał się ukarania żołnierzy amerykańskich odpowiedzialnych za zbrodnie na niemieckich i włoskich jeńcach pod Biscari

Trzy godziny później kapitan John T. Compton ze swoimi żołnierzami stawiał czoła ostrzałowi wroga w pobliżu lotniska w Biscari. Największe straty zadali Amerykanom snajperzy, którzy zabili lub zranili przynajmniej 12 żołnierzy Comptona. Szukając snajperskich pozycji, szeregowiec Marlow udał się na zwiad, podczas którego spotkał włoskiego żołnierza z karabinem. Włoch uciekł, a po minucie wrócił z 35 kolegami, niektórzy z nich mieli cywilne ubrania. Wszyscy się poddali, a Marlow zaprowadził ich do sierżanta. Ten zapytał porucznika Blanksa, co ma z nimi zrobić, a Blanks zwrócił się do Comptona. Kapitan zapytał, czy mowa o snajperach. Po uzyskaniu twierdzącej odpowiedzi rozkazał rozstrzelać Włochów, a pluton egzekucyjny szybko wykonał ten rozkaz.

Gdy informacje o tych wydarzeniach dotarły do generała Omara Bradleya, od razu zgłosił je swojemu zwierzchnikowi, generałowi Georgowi S. Pattonowi. Ten stwierdził, że na pewno są to przesadzone liczby. Odpowiedzialni za masakrę oficerowie mieli potwierdzić, czy zabici żołnierze byli snajperami oraz czy próbowali uciekać. Bradley nie zaakceptował tego "rozwiązania". Zaproponował postawienie Westa i Comptona przed sądem wojennym, oskarżając ich o morderstwo.

3 września 1943 r. sąd uznał Westa za winnego. Został zdegradowany oraz skazany na dożywocie. Jednak już 23 listopada 1944 r. został uniewinniony i mógł wrócić do aktywnej służby. Przeżył wojnę i zmarł w 1974 r. Natomiast Compton został od razu uniewinniony. Przeniesiono go do innego pułku, a w listopadzie 1943 r. zginął podczas walk we Włoszech. Dopiero później działania Comptona zostały uznane przez biegłego sądowego za nielegalne.

Niepotrzebne ofiary w Normandii

Wiele incydentów, które można uznać za zbrodnie wojenne miało miejsce w Normandii po desancie aliantów. Problemy pojawiły się po obu stronach konfliktu. Dość znana jest masakra kanadyjskich jeńców dokonana przez 12 Dywizję Pancerną SS. Amerykańskie przewinienia nie są aż tak dobrze udokumentowane, choć także do nich dochodziło. Wspominają o nich weterani. Jeden przypadek został opisany przez Harolda Baumgartnera z 29 Dywizji Piechoty: "Przemieszczaliśmy się na północ od Vierville, gdy zostaliśmy ostrzelani przez Niemców. Jeden z naszych żołnierzy został trafiony w szyję i zmarł na miejscu. Po godzinie strzelanina zakończyła się naszym zwycięstwem. Trzej niemieccy żołnierze chcieli się poddać, ale moi chłopcy nie mieli nastroju na branie jeńców. Nasz towarzysz z rangers wpadł w szał i wystrzelał w nich cały magazynek".

Obraz
© Domena publiczna

Amerykański żołnierz (na zdj.) nad ciałem żołnierza Wehrmachtu w okolicy Cherbourga

Kiedy indziej sierżant William Ogden znalazł niemieckiego oficera ukrywającego się w stodole. Żądał on, żeby przy jego pojmaniu był obecny amerykański oficer, nie chciał poddać się "zwykłemu żołnierzowi". Ogden zgodził się, ale powiedział, że musi mu odebrać broń. Niemiec oddał swój pistolet oraz nóż, po czym Amerykanin wbił mu go w pierś. Później wspominał, że twarz jego ofiary była "bardzo przerażona". Niezbyt znany jest również incydent z 7 czerwca 1944 r., gdy żołnierze 82 i 101 Dywizji Powietrznodesantowej rozstrzelali 30 członków 795 Gruzińskiego Batalionu Piechoty w pobliżu miejscowości Audouville-la-Hubert.

Zemsta za Malmedy

17 grudnia 1944 r. członkowie 1 Dywizji Pancernej SS "Leibstandarte SS Adolf Hitler" zamordowali 84 jeńców. To wydarzenie, znane jako masakra w Malmedy, doprowadziło do wielu aktów zemsty, zwłaszcza w stosunku do żołnierzy WaffenSS. Na przykład dowództwo 328 Pułku Piechoty 21 grudnia wydało rozkaz, według którego żaden żołnierz SS lub spadochroniarz nie mógł być wzięty do niewoli. Należało go od razu rozstrzelać. Podobne rozkazy doprowadziły do incydentu, który miał miejsce w pobliżu wsi Chenogne w Belgii. Uczestniczył w nim John Fague z 11 Dywizji Pancernej, który tak to wspominał:

"Wyczyściliśmy miasto. (...) Kilku chłopaków zebrało jeńców. Wiedziałem, że chcą ich rozstrzelać i irytowało mnie to. Zaprowadzili ich na wzgórze, by zamordować ich z żołnierzami pojmanymi rano. Zebrali dwie grupy po dwóch stronach drogi, w każdej musiało być 25–30 Niemców. Rozdano karabiny maszynowe. Popełnialiśmy takie same zbrodnie, za jakie obwiniamy Niemców i Japończyków. (...) Mój dowódca martwił się głównie tym, że masakrę zobaczą Niemcy ukrywający się w lesie. Bał się, że tak samo rozprawią się z nami, gdy wezmą nas w niewolę".

Obraz
© Domena publiczna

Żołnierze armii amerykańskiej (na zdj.) odnajdują ciała swoich kolegów zamordowanych w Malmedy

Ten przypadek nie był niczym wyjątkowym. Historyk Stephen Ambrose w swojej książce Citizen Soldiers napisał: "Rozmawiałem z ponad tysiącem amerykańskich weteranów wojennych. Tylko jeden z nich przyznał, że zastrzelił jeńca. Jedna trzecia z nich opowiadała jednak o incydentach, podczas których amerykańscy żołnierze zabijali nieuzbrojonych Niemców".

Wyzwolenie obozu w Dachau

Masakry w Biscari nie były jedynymi zbrodniami, których dopuścili się żołnierze 45 Dywizji Piechoty. Gdy 29 kwietnia 1945 r. Amerykanie wyzwolili obóz koncentracyjny w Dachau, zobaczyli setki rozkładających się ciał i inne okropieństwa holokaustu. Fetor był nie do zniesienia, a w żołnierzach kumulował się gniew i przerażenie. Większości strażników i dowódcy SS-Hauptsturmführerowi Martinowi Weissowi udało się uciec przed przybyciem wyzwolicieli. Na miejscu zostało jednak 560 esesmanów pod dowództwem SS-Untersturmführera Heinricha Wickera. Część z nich odsiadywała karę w areszcie SS na terenie obozu, inni ranni na froncie wschodnim, przebywali w pobliskim szpitalu. W różnych miejscach w obozie doszło do egzekucji kilkudziesięciu jeńców, a ofiary szacuje się na 40–50 osób. Zabito również samego Wickera.

Słynny stał się incydent opisany przez podpułkownika Felixa L. Sparksa, dowódcę 157 Pułku Piechoty 45 Dywizji Piechoty. Jego żołnierze pojmali około 50 jeńców, zebrano ich pod ścianą w pobliżu magazynu węgla. Pilnowali ich żołnierze z karabinami maszynowymi. Gdy Sparks się oddalił, usłyszał okrzyk "Próbuje uciec!", a potem strzały. Zanim zdążył dobiec, szeregowiec z karabinem zastrzelił 12 esesmanów, inni byli zranieni. Sparks wątpił, że Niemcy próbowali uciec.

Obraz
© Domena publiczna

Słynna fotografia egzekucji niemieckich jeńców w magazynie węgla w Dachau

Podczas śledztwa przeprowadzonego przez podpułkownika Josepha Whitakera wyszły na jaw inne fakty. Na przykład porucznik William P. Walsh, jeszcze przed wejściem do obozu, zagonił do wagonu towarowego czterech Niemców, którzy się chcieli poddać i tam ich zastrzelił. Później razem z porucznikiem Jackem Bushyheadem rozstrzelał esesmanów pojmanych na terenie obozu przez jego kompanię. Śledztwo miało doprowadzić do postawienia wspomnianych oficerów wraz ze Sparksem przed sądem wojennym, jednak generał George S. Patton nie uznał ich za winnych.

Niedawno odnaleziono również świadectwo lekarza wojskowego kapitana Davida Wilseya, który opisał swoje przeżycia w Dachau w listach do żony. Wspominał na przykład, że Amerykanie, zanim zastrzelili jeńców, kazali im stać przez wiele godzin z podniesioną prawą ręką i oblewali ich lodowatą wodą. Wilsey także napisał: "Boże, wybacz mi gdy powiem, że to, co zobaczyłem, nie wzbudziło we mnie żadnych emocji. Jednak te bestie z SS zasłużyły na to swoimi działaniami w Dachau".

Jiří Suchánek, II Światowa

Źródło artykułu:II Światowa
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)