Zgoda na użycie rosyjskich wojsk w Syrii. Ekspert: USA może to być na rękę
Rosyjska Rada Federacji zgodziła się na wysłanie do Syrii swoich wojsk. Jak donoszą agencje prasowe, rosyjska interwencja ma ograniczać się jedynie do akcji powietrznych i jest odpowiedzią na prośbę o pomoc prezydenta Baszara al-Asada. Czy wojna w Syrii przekształca się na naszych oczach w globalny konflikt zastępczy między Rosją i USA, które od dawna domagają się odejścia syryjskiego przywódcy? A może Waszyngtonowi, wbrew pozorom, będzie na rękę ostatnia decyzja Moskwy? - jak ocenia ją dla Wirtualnej Polski prof. Ryszard Machnikowski z Uniwersytetu Łódzkiego.
30.09.2015 | aktual.: 30.09.2015 14:41
Trwający od 2011 r. konflikt w Syrii już dawno przestał być nazywany wojną domową. Komentatorzy zwracali uwagę, że stał się konfliktem zastępczym dla regionalnych potęg - szyickiego Iranu, który stanął po stronie Damaszku, i sunnickiej Arabii Saudyjskiej, która wspierała walczące z siłami Asada ugrupowania. Czy teraz jednak walki w Syrii przekształcą się w konflikt zastępczy, ale o skali globalnej jak w czasach zimnowojennych?
Koalicja państw arabskich i Zachodu z USA na czele już od ponad roku przeprowadza naloty na cele Państwa Islamskiego w Syrii i Iraku. Moskwa, choć od początku popierała Damaszek (ostatnio także przez jawne dostarczanie reżimowi broni i doradców wojskowych), nie była jednak tak zaangażowana w walki. Teraz rosyjscy deputowani dali Władimirowi Putinowi zielone światło na użycie sił rosyjskich za granicą. Moskwa może również liczyć na wymianę informacji wywiadowczych z Irakiem i Iranem, bo takie porozumienie również zostało ogłoszone raptem kilka dni temu.
- Trochę wygląda to, jakby została utworzona koalicja Iran-Rosja i jest druga koalicja amerykańsko-arabska, ale ja bym nie przeceniał tego wydarzenia, bo Rosja traktuje ten konflikt instrumentalnie - komentuje prof. Ryszard Machnikowski. Jak wyjaśnia, Moskwa, która chciałaby zniesienia nałożonych na nią sankcji, liczy, że zmusi w ten sposób Zachód do rozmów i traktowania jako równorzędnego partnera. Jednak w opinii eksperta ten plan Putina się nie powiedzie.
Nie pomoże też raczej Syrii. - Skomplikuje tylko i tak już skomplikowaną sytuację, bo to wojna wszystkich ze wszystkimi. Każdy realizuje swoje interesy (w Syrii - red.). Ciekawy przypadek to Turcja, która jest krajem natowskim, ale jej działania z interesami NATO nie mają nic wspólnego. Wejście następnego aktora typu Rosja, która ma potęgę destrukcji, ale brak jej siły, by wnieść coś konstruktywnego, tylko konflikt w Syrii pogorszy - uważa ekspert.
Zdaniem prof. Machnikowskiego rosyjskie naloty (dodatkowe obok ataków sił koalicji pod dowództwem USA) nie sprawią bowiem, że Państwo Islamskie zostanie pokonane, a "co najwyżej wzmocnią prezydenta Asada i uniemożliwią jego usunięcie". - Amerykanom nie brakuje samolotów czy bomb. Problem jest z celami, bo Państwo Islamskie nie funkcjonuje jako zwarte oddziały wojskowe, gdzie trzeba zniszczyć np. stanowisko artylerii. Czasem to są pojedyncze ciężarówki, które zwyczajnie nie opłaca się bombardować pociskami wartymi kilkaset tysięcy dolarów. W związku z tym 20 czy 30 samolotów lub śmigłowców rosyjskich na miejscu też nie wpłynie w żaden znaczący sposób na militarny przebieg tego zdarzenia - wyjaśnia ekspert.
Różnicę przyniosłoby wysłanie do Syrii dużych oddziałów rosyjskich wojsk lądowych, ale tego Moskwa - jak ocenia ekspert - nie zrobi. Jak podkreśla prof. Machnikowski, decyzja Moskwy to po prostu "chęć zwrócenia na siebie uwagi, ochrony Asada i próba zmuszenia krajów Zachodu do rozmów z Rosją".
Co ciekawe, według eksperta, Stanom Zjednoczonym może być nawet na rękę "wciągnięcie Rosji w syryjskie bagno". - Rosja do tej pory funkcjonowała jako arbiter w tym konflikcie. W tej chwili staje się jego stroną. Jeżeli będzie miała otwarte przymierze z Iranem, to narazi się Arabii Saudyjskiej, a Rijad ma broń na Rosję w postaci cen ropy naftowej - ocenia prof. Machnikowski.