Zełenski dostał ultimatum? "To jakaś paranoja"
- Najpierw trzeba zrealizować coś, co się obiecało, a potem można czegoś żądać od kogoś, komu się udzieliło pomocy. To jest horrendalne - mówi w rozmowie z WP Jan Piekło, były ambasador RP w Ukrainie. Tak odniósł się do doniesień o tym, że Francja i Niemcy miały postawić Wołodymirowi Zełenskiemu ultimatum dotyczące zakończenia wojny w Ukrainie.
Nie milkną echa spotkania kanclerza Niemiec Olafa Scholza i prezydenta Francji Emmanuela Macrona z Wołodymyrem Zełenskim. Oficjalnie Zachód - także ustami prezydenta USA Joe Bidena - zapowiada wspieranie Ukrainy tak długo, jak będzie to konieczne. Ale za kulisami mówi się - jak informują media - o ultimatum dla prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Niemcy, Francja i USA za sprawą dostaw nowej broni chcą dać Ukrainie szansę na odzyskanie okupowanych terytoriów do jesieni.
Jednak, jak pisze w poniedziałek dziennik "Bild", powołując się na ustalenia dziennika "Wall Street Journal" oraz własne nieoficjalne doniesienia, jeśli kontrofensywa się nie powiedzie, wzrośnie presja na Kijów, by negocjował z Kremlem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"WSJ" ujawnił w weekend, że 8 lutego w Paryżu kanclerz Olaf Scholz i prezydent Francji Emmanuel Macron wezwali prezydenta Zełenskiego do negocjacji z Moskwą.
"Uzasadniali, że nawet tacy odwieczni wrogowie jak Francja i Niemcy również zawarły pokój po II wojnie światowej" - informuje "Bild", dodając, że zdaniem "WSJ" plan jest taki, aby Ukraina zbliżyła się do NATO (otrzymując więcej zachodniej broni, ale bez paktu pomocowego), a w zamian podjęła negocjacje z Rosją.
"To próba wywarcia nacisku"
- Nie można stawiać Ukrainie takiego ultimatum - mówi stanowczo w rozmowie z Wirtualną Polską Jan Piekło, były ambasador RP w Ukrainie. - Jesteśmy w sytuacji, w której są obietnice dotyczące nowoczesnej broni ze strony Francji i Niemiec dla Ukrainy, które nie zostały zrealizowane. To jest stawianie wozu przed koniem - dodaje.
W jego ocenie "byłoby to wyjątkowo źle odebrane". - Prawdopodobnie nie tylko przez Ukrainę. Rozumiem, że to próba wywarcia nacisku, ale co to znaczy? Że jak się tak nie stanie to my - czyli Macron i Scholz - zapraszamy Putina do Paryża czy Berlina, spotykamy się z nim i prowadzimy rozmowy pokojowe? Jeśli tak, to jest to przecież coś kompletnie z innej bajki, coś kompletnie szalonego, niemożliwego do zrealizowania - mówi były ambasador.
I dodaje: - Jeśli faktycznie do czegoś takiego doszło, nie wiem, czemu to ma służyć. - Jest to niezrozumiałe. Najpierw trzeba zrealizować coś, co się obiecało, a potem można czegoś żądać od kogoś, komu się udzieliło pomocy. To jest horrendalne - podkreśla Piekło.
"To jakaś paranoja"
Zauważa też, że niedawna wizyta Joe Bidena podkreśla, że najważniejszy kraj sojuszniczy stoi na stanowisku, że Ukraina ma tę wojnę wygrać. - Nie ma żadnego "ale". Tym bardziej, że w tle są Chiny. Nie wiem, czy to, co powiedział Scholz i Macron już tam dotarło. Jeśli tak, jest to komunikat: właściwie może byście pomogli Rosji, żeby to zakończyć, żebyśmy siedli do stołu i mogli zacząć urządzać świat od nowa, po swojemu. To jakaś paranoja - dodaje.
Maciej Matysiak, pułkownik rezerwy, ekspert fundacji Stratpoints i były zastępca szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego, w rozmowie z Wirtualną Polską mówi, że "jeśli w przestrzeni publicznej pojawia się ultimatum to nie pozostawia ono wyboru". - Joe Biden mówił, że będziemy pomagać tak długo jak długo to będzie potrzebne - przypomina Matysiak.
- Nie znamy przesłanek tego "ultimatum". Uważam, że - jak to w polityce - wojna toczy się rok i jest kosztowna dla wszystkich. Nie widać na horyzoncie nawet nie końca, ale i prognoz, jak mogłoby się to potoczyć - dodaje.
Wyciek kontrolowany?
I podkreśla, że znamy stanowisko Ukrainy. - Ona kategorycznie, będąc w prawie, mówi "nie" negocjacjom pokojowym, chyba że Rosjanie całkowicie wycofają się z Ukrainy. Inwazja jest niesprawiedliwa, kraj jest podzielony i idzie w kierunku destrukcji. Ukraińcy czują wsparcie Unii Europejskiej, NATO i USA - podkreśla nasz rozmówca.
Jan Piekło zaznacza, że niewykluczone, że to wszystko "zostało źle dosłyszane". - Albo zostało zmanipulowane, albo zostało specjalnie puszczone w obieg, by doprowadzić do jakiegoś, oczekiwanego przez tych, którzy to wypuścili, efektu - wylicza były ambasador.
Na wątek celowego "wypuszczenia" takiej informacji zwraca też uwagę płk Matysiak. - Nie wiem, czy to nie jest informacja wypuszczona przez Rosjan, by zacząć o tym mówić. Może robią to po to, by budować różnice między krajami - ocenia wojskowy. I mówi: - Nie można wykluczyć takiej ścieżki, że informacje pojawiają się albo pośrednio z Rosji - przez pośredników w krajach Europy Zachodniej, gdzie Rosja ma swoich zwolenników - albo że jest to wysondowanie, jeśli to polega na prawdzie lub półprawdzie, na ile Ukraina mogłaby być elastyczna - ocenia.
Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski