PolskaZbigniew Religa wciąż ratuje życie

Zbigniew Religa wciąż ratuje życie

Przez rok serce 17-letniego Pawła Krystkiewicza z Gorzowa Wielkopolskiego pracowało dzięki komorom wspomagania serca POLCAS RELIGA, które skonstruowali inżynierowie z zabrzańskiej Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii.

30.12.2009 | aktual.: 05.06.2018 15:47

Na pomysł stworzenia urządzenia przed piętnastoma laty wpadł nieżyjący już profesor Zbigniew Religa, który szukał sposobów, by ratować życie pacjentów oczekujących przez wiele miesięcy na transplantację. Słabe serca chorych nie były w stanie samodzielnie pracować. Wielu z nich nie doczekawszy się przeszczepu umierało. Pierwsze komory pracowały po kilka, kilkanaście dni, kolejne przez kilka miesięcy. Dawały czas na znalezienie odpowiedniego dawcy i pozwalały na regenerację mięśnia sercowego. Do dziś pomogły dwustu chorym.

Na swoje nowe serce i to właśnie dzięki komorom Religi doczekał się Paweł, u którego 19 listopada, w 358. dniu wspomagania przez komory, przeprowadzono transplantację. Tak długo dzięki wynalazkowi, któremu patronował prof. Religa, jeszcze nikt przeżył! To rekord, z którego wybitny kardiochirurg może być dumny. Najcenniejszy po nim spadek.

- Pawłowi pomogli Religa z nieba, medycyna i technika - wzruszył się prof. Marian Zembala, dyrektor Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Wczoraj Paweł z nieśmiałym uśmiechem na ustach dziękował lekarzom i pielęgniarkom za życie i opiekę. W szpitalu bardzo się zadomowił. Żeby zabić nudę, prowadził bloga i sklejał modele statków. Jeden z nich, najpiękniejszy galeon, nazwał imieniem i nazwiskiem swojego dobrego ducha i lekarza Jerzego Pacholewicza.

- Bardzo się ze sobą zżyliśmy. Będziemy się spotykać na kontrolach. Jestem dumny z Pawła, że wytrzymał trudy leczenia, bo bywały niełatwe chwile - twierdzi dr Pacholewicz. I dodaje: - Paweł to świetny matematyk, a poza tym nie ma krzyżówki, której by nie rozwiązał.

Dziś Paweł jedzie do domu. Przede wszystkim zamierza się porządnie wyspać.

- Urządzenie cały czas wydawało jakieś dźwięki i nie było szans na spokojny odpoczynek - mówi chłopak.

W Gorzowie czeka na niego cała rodzina, która ma wspaniały powód do świętowania nadchodzącego roku. Na razie jednak, ze względu na ryzyko zakażenia, Paweł nie może spotykać się z kolegami. A tęskni do nich ogromnie, bo przez ostatni rok jego najwierniejszym towarzyszem była maszyneria, która zmuszała chore serce do pracy. Każdy spacer, poza malutki pokoik w zabrzańskim Centrum, przypominał skomplikowaną operację. Oprócz Pawła i opiekującej się nim pielęgniarki trzeba było ciągnąć za sobą ogromny sprzęt tzw. jednostkę napędzającą, dzięki której pracowały komory.

Teraz Paweł zastanawia się, jak to będzie spacerować bez tej towarzyszki. Jak to będzie popatrzeć w dal, w przestrzeń, której był pozbawiony. - Ale najważniejsze, że żyję. W życiu zawsze jest coś za coś - dodaje mądrze. Chce się ostro wziąć do nauki. Jest uczniem II klasy liceum. W szpitalu też nie próżnował i realizował szkolny program. Szczęśliwie choroba nie zburzyła całkowicie życia Pawła, choć przebiegała bardzo dramatycznie.

Do Śląskiego Centrum Chorób Serca chłopak trafił z rozpoznaną wrodzoną kardiomiopatią. Chorobę serca związaną z niescaleniem się mięśnia lewej komory serca, zdiagnozowano u niego w drugim miesiącu życia. Od początku znajdował się pod opieką lekarzy i rodziców, którzy dbali, by Paweł się nie przemęczał, nie przeziębiał. W końcu jednak serce nie wytrzymało. Doszło do zatrzymania krążenia. Tylko wszczepienie komór dawało mu szansę na ocalenie.

O tym, że jest dawca, dowiedział się na parę godzin przed zabiegiem. Kilka miesięcy temu też pojawiła się szansa na przeszczep, ale okazało się, że serce ma złe parametry. Znów bliski depresji został skazany na czekanie.

- W czasie leczenia Pawła kilkanaście razy musieliśmy dokonać wymiany komór pneumatycznych, by sprzęt pracował bez zarzutu - wyjaśnia prof. Zembala.

Teraz pacjenci Centrum mogą korzystać nie tylko z komór Religi, ale też ze specjalnie kupionych przez Fundację ich zminiaturyzowanych amerykańskich wersji.

- Z 2,6 mln zł przeznaczonych na rozwój polskiego sztucznego serca zakupiliśmy cztery urządzenia do mechanicznego wspomagania krążenia, które umożliwiają pacjentowi oczekiwanie na transplantację w domu. To ostatni krzyk mody w kardiologii i kardiochirurgii, czyli pompa wirowa HeartWare - wyjaśnia z dumą Jan Sarna, szef Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii.

Pierwszym pacjentem w województwie, któremu wszczepiono ten supernowoczesny sprzęt jest Ryszard Jarnutowski z Bytomia.

Urządzenie przypomina małe radio, waży 1,2 kilograma, a pompę można całkowicie "schować" w klatce piersiowej pacjenta. - To moja koleżanka - mówi pan Ryszard, czule gładząc leżący na kolanach zasilacz. - Można ją nawet ładować w samochodzie jak telefon komórkowy - śmieje się pacjent.

Pan Ryszard przez miesiąc będzie mieszkał w przyszpitalnym mieszkanku i uczył się obsługiwać sprzęt. Potem pojedzie do domu i będzie czekał na rezultaty pracy pompy.

- Na serce choruję od lat. Już nic nie pomagało. Po zabiegu moja wartość wzrosła, bo, jak się okazuje, urządzenie kosztuje ponad 300 tysięcy złotych - żartuje 62-letni pan Ryszard.

Polecamy w wydaniu internetowym www.polskatimes.pl/DziennikZachodni: Będzie raport o szpitalach

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)