Zapadła decyzja ws. krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego
Krzyż sprzed Pałacu Prezydenckiego umieszczony zostanie w kaplicy loretańskiej w kościele akademickim św. Anny w Warszawie. Znajduje się w niej pomnik katyński - zapowiedział rektor tego kościoła ks. Jacek Siekierski.
Zobacz zdjęcia: Symbol, który wywołał polityczną burzę
W oficjalnym komunikacie Kancelarii Prezydenta podkreślono, że "nowe miejsce, w które zostanie przeniesiony krzyż sprzed Pałacu Prezydenckiego pozwoli wspominać ofiary katastrofy smoleńskiej w należytej powadze i skupieniu".
Ks. Siekierski zaznaczył, że obecnie trwają rozmowy w kancelarii prezydenta odnośnie szczegółów i daty przeniesienia krzyża do świątyni.
- Krzyż będzie miał swoje miejsce w kaplicy loretańskiej. Tam, gdzie jest pomnik katyński, którego inicjatorem był także pan Stefan Melak, który zginął w katastrofie pod Smoleńskiem. Ten pomnik jest bardzo piękny, ponieważ jest konar drzewa, wycięte drzewo, pod korzeniami drzewa są czaszki i teraz ten krzyż wpisze się bardzo pięknie w tę całą kompozycję, ponieważ brak jest pnia - powiedział ks. Siekierski w TVP Info.
Jak dodał, w jego odczuciu będzie to miejsce bardzo szczególne w kościele. - Środowisko akademickie bardzo cieszy się z tego, że ten krzyż będzie w naszym kościele - podkreślił.
Ks. Siekierski podkreślił, że krzyż będzie niesiony podczas jubileuszowej 30. Warszawskiej Akademickiej Pielgrzymki Metropolitalnej na Jasną Górę, której przesłanie brzmi "Przez Krzyż". Wyrusza ona 5 sierpnia spod kościoła św. Anny. Po pielgrzymce - jak zaznaczył ks. Siekierski - krzyż ten wróci do kościoła św. Anny, do kaplicy loretańskiej.
Zapytany, czy może być tak, że krzyż ten zostanie przeniesiony dopiero w dniu pielgrzymki, 5 sierpnia, ks. Siekierski odpowiedział, że "nie jest to wykluczone", ale daty jeszcze nie zna, gdyż "jest to poza nim" i rozmowy w tej kwestii jeszcze trwają.
Porozumienie w sprawie przeniesienia krzyża zostało podpisane we wtorek wieczorem przez przedstawicieli władz naczelnych ZHP i ZHR oraz przedstawicieli Kancelarii Prezydenta, w obecności przedstawicieli Kurii Metropolitalnej Warszawskiej oraz Duszpasterstwa Akademickiego Kościoła św. Anny.
Oceniając decyzję w tej sprawie, marszałek sejmu Grzegorz Schetyna powiedział, że jest to dobra i godna propozycja kompromisu. Marszałek dodał, że jeżeli jest porozumienie kończące spór - to dobrze, że "potrafimy znaleźć racjonalne wyjście z sytuacji, pełnej emocji".
W komunikacie Kancelarii Prezydenta zwrócono uwagę, że miejsce to "jest silnie związane z historią Stolicy i Polski". "Świątynia ta jest miejscem nieustannej modlitwy za tragicznie zmarłego pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jego małżonkę oraz wszystkie ofiary katastrofy smoleńskiej" - czytamy w komunikacie.
Kancelaria poinformowała również, że organizacje harcerskie zwróciły się do niej, do kurii metropolitalnej i władz miasta z prośbą o godne upamiętnienie ofiar katastrofy smoleńskiej oraz żałoby wyrażanej przez Polaków - "w formie adekwatnej do rangi tego tragicznego wydarzenia i atmosfery tamtych dni".
Pytany o to jej szef Jacek Michałowski powiedział, że prace nad sposobem upamiętnienia ofiar katastrofy będą prowadzone "bez zbędnej zwłoki". Odnosząc się do samej daty przeniesienia krzyża dodał, że jest to raczej kwestia dni, tygodni niż miesiąca.
Pytany przez dziennikarzy, co powiedziałby zebranym pod Pałacem osobom, które deklarują, że "dałyby się rozerwać, by zatrzymać zabranie krzyża", Michałowski powiedział, że "zaproponowałby im wspólną modlitwę". Na pytanie czy nie obawia się "dantejskich scen", szef kancelarii odparł zaś, że "wiara czyni cuda" i ma nadzieję, że nic takiego się nie stanie.
Harcerze podzieleni ws. decyzji
Krzyż przed Pałacem Prezydenckim ustawili harcerze i harcerki z różnych związków ruchu skautowego, skupieni w ruchu "Inicjatywa Polsce i bliźnim". Tekst na przybitej do krzyża tabliczce głosi: "Ten krzyż to apel harcerzy i harcerek do władz i społeczeństwa o zbudowanie tutaj pomnika".
Harcerze z "Inicjatywy" powiedzieli, że decyzja o przeniesieniu krzyża została podjęta bez ich udziału. - Jesteśmy zaskoczeni tym porozumieniem. Zostaliśmy wykluczeni z rozmów. Decyzja została podjęta za plecami osób, które stawiały krzyż - powiedział jeden z członków inicjatywy, który poprosił o zachowanie anonimowości. Inna z osób należących od "Inicjatywy Polsce i bliźnim" podkreśliła, że członkowie inicjatywy zastanawiają się nad podjęciem działań ws. krzyża, ale zaznaczają, że zależy im na tym, by nie wywoływać awantury.
Jak dowiedziała się Polska Agencja Prasowa, w ZHR zdania w kwestii porozumienia ws. krzyża są podzielone. Członek Naczelnictwa ZHR Jarosław Błoniarz podkreślił, że to władze organizacji harcerskich są partnerem w rozmowach z władzami państwowymi i kościelnymi. Dodał, że "Inicjatywa Polsce i bliźnim" jest grupą nieformalną.
- My nie chcemy nikogo wykluczać. Bierzemy odpowiedzialność za naszych członków. Przystąpiliśmy do rozmów, ponieważ chcieliśmy je wspomóc, gdyż w pewnym momencie utknęły w martwym punkcie. Instruktorzy z Inicjatywy będą brali udział w uroczystościach związanych z przeniesieniem krzyża - powiedział Błoniarz.
Komisarz federalny Stowarzyszenia Harcerstwa Katolickiego "Zawisza" Federacji Skautingu Europejskiego, Zbigniew Minda, nie chciał komentować wypowiedzi członków "Inicjatywy Polsce i bliźnim" oraz porozumienia dot. krzyża. Harcerze z "Zawiszy" początkowo uczestniczyli w rozmowach, ale ich organizacja nie podpisała się pod porozumieniem.
Z kolei phm. Magdalena Suchan z ZHP powiedziała tylko, że "krzyż przed Pałacem Prezydenckim ustawili ludzie".
"Inicjatywa Polsce i bliźnim" apelowała kilkakrotnie o niewłączanie krzyża postawionego przed Pałacem Prezydenckim w spory polityczne. Podkreślała, że zależy jej, by krzyż mógł pozostać w obecnym miejscu do czasu postawienia pomnika upamiętniającego ofiary katastrofy pod Smoleńskiem. Jej członkowie zaznaczali także, że krzyż ustawili jako "rozwiązanie tymczasowe". Prosili, by decyzja ws. krzyża została podjęta po wakacjach, ponieważ obecnie harcerze przebywają na obozach.
Harcerze podkreślali, że od 10 kwietnia teren przed Pałacem Prezydenckim stał się miejscem znanym na całym świecie, gdzie Polacy okazują swoje przywiązanie do wartości patriotycznych i zdolności jednoczenia się ponad podziałami i takim miejscem powinien pozostać.
Prezydent elekt Bronisław Komorowski zapowiedział 10 lipca, że krzyż będzie przeniesiony w inne miejsce. - Krzyż przed Pałacem Prezydenckim to symbol religijny, więc zostanie we współdziałaniu z władzami kościelnymi przeniesiony w inne, bardziej odpowiednie miejsce - mówił Komorowski w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej". W obronie krzyża wystąpili politycy PiS. W piątek prezes partii Jarosław Kaczyński uznał, że jeśli Komorowski "usunie krzyż sprzed Pałacu Prezydenckiego, to będzie zupełnie jasne, kim jest".
Rozmowy w sprawie przyszłości krzyża toczyły się od ponad tygodnia.
Tłumy pod krzyżem
Wokół symbolu gromadzili się jego obrońcy, którzy chcieli, by tam pozostał; nocami organizowali przy nim czuwanie. Z kolei przeciwnicy pozostawienia krzyża przed Pałacem - przedstawiciele Stowarzyszenia "Wolność-Równość-Solidarność" - zbierali podpisy pod petycją w sprawie jego usunięcia.
Pytana o rozstrzygnięcie kwestii krzyża Joanna Potocka z Ruchu 10 Kwietnia powiedziała, że ruch nie zajmował się tą sprawą i nie będzie jej komentować. - Zgłaszamy trzy postulaty, które są wciąż aktualne, ale sprawa krzyża nie leży w sferze naszych zainteresowań - dodała. Ruch domaga się m.in. otoczenia przez państwo "należytą opieką rodzin ofiar katastrofy lotniczej", "powołania niezależnej międzynarodowej komisji technicznej badającej przyczyny katastrofy" oraz "sprowadzenia do Polski wszystkich szczątków polskiego samolotu TU-154 oraz 'czarnych skrzynek' i innych materiałów dowodowych".
W środę tuż po ogłoszeniu decyzji pod krzyżem czuwało mniej niż 10 osób. Część z nich informacje o porozumieniu przyjęła z niedowierzaniem. - Nie sprawdziłam tej informacji, muszę dotrzeć do źródeł. Dopiero wtedy się do tego odniosę - mówiła starsza kobieta.
Z kolei 35-letni Adam Dutkiewicz z Warszawy powiedział, że jest zasmucony przenosinami krzyża. - Moim zdaniem to nie kompromis, ale objaw tchórzostwa. Zaangażowanie kurii to moim zdaniem mydlenie oczu, pokazanie, że sprawę chce się rozwiązać w sposób kompromisowy. Jest to załatwione w białych rękawiczkach. Nie sądzę, żeby ci wszyscy ludzie, którzy tu byli trzy miesiące temu na Krakowskim Przedmieściu, w tym ja, byli zadowoleni z tego faktu - dodał.
Natomiast pan Sławomir, 53-letni warszawiak, podkreśla, że przede wszystkim zależy mu na budowie pomnika upamiętniającego ofiary.