Zamieszki w Chemnitz: Niemcy nie kontrolują ekstremistów. Takich przypadków będzie więcej
Niemcy starają się uporać z następstwami wydarzeń z Chemnitz. Zabójstwo popełnione przez dwóch azylantów wywołało wielkie protesty skrajnej prawicy. Odpowiedzieli też działacze lewicowi. Policja była nieprzygotowana.
Policja w Chemnitz w południowo-wschodnich Niemczech wszczęła dochodzenie w sprawie demonstrantów oddających salut nazistowski podczas dwóch dni prawicowych demonstracji. Władze podkreślają, że radykałowie wykorzystali nieprawdziwe informacje w mediach społecznościowych, żeby zmobilizować poparcie i ściągnąć sympatyków z całego kraju. To jednak nie tłumaczy braku gotowości na ostatnie wydarzenia.
Wszystko zaczęło się w niedzielę nad ranem od zabójstwa. Dwóch młodych azylantów z Bliskiego Wschodu zamordowało 35-letniego Daniela H., syna Niemki i Kubańczyka. Dwóch jego znajomych w poważnym stanie trafiło do szpitala, a napastnicy, Irakijczyk i Syryjczyk, zostali aresztowani pod zarzutem zabójstwa.
Oczywiste jest wzburzenie towarzyszące takim zdarzeniom, jednak w tym wypadku nie zabrakło także złej woli. Według policji, wśród skrajnie prawicowych aktywistów w całych Niemczech zaczęła krążyć fałszywa informacja, jakoby Niemiec został zasztyletowany przez imigrantów napastujących kobietę.
Do Chemnitz zjechało ok. 6 tys. sympatyków skrajnej prawicy. Na pomniku Karola Marksa, dawnego patrona miasta w czasach komunistycznych, wywieszono nacjonalistyczny transparent. Nie zabrakło zabronionych, nazistowskich salutów i haseł w stylu "Narodowy socjalizm teraz!", "Niemcy dla Niemców" czy "Cudzoziemcy precz!"
Odpowiedzią był apel lewicy wzywającej do pospolitego ruszenia. Na wezwanie do stawienia czoła neonazistom odpowiedziało ok. tysiąca ludzi. W tym wszystkim było tylko 591 policjantów, którzy w miarę panowali nad sytuacją, dopóki protesty odbywały się w centrum Chemnitz.
Najniebezpieczniej zrobiło się po rozwiązaniu demonstracji, gdy grupki ekstremistów rozeszły się po mieście. Wtedy wybuchło najwięcej bójek. Pojawiły się nawet zdjęcia z pogoni za ludźmi wyglądającymi na obcokrajowców. Policja straciła kontrolę.
- Nienawiść na ulicach nie ma nic wspólnego z naszym państwem konstytucyjnym – powiedziała kanclerz Angela Merkel. – Nie będziemy tolerować nielegalnych zgromadzeń i polowań na ludzi, którzy wyglądają inaczej lub są innego pochodzenia, oraz prób szerzenia nienawiści na ulicach.
Merkel zapewne wie, że takich przypadków może być więcej. Napięcia społeczne nie znikły pomimo tego, że Niemcy w dużej mierze uporali się z kryzysem uchodźczym sprzed trzech lat. Państwowe mechanizmy systematycznie przetwarzają sprawy rzeszy niemal 900 tys. azylantów. Pozostał jednak gorący temat polityczny skutecznie wykorzystywany nie tylko przez ugrupowania skrajne, ale także przez należącą już do głównego nurtu politycznego Alternatywę dla Niemiec (AfD)
.
W ogniu krytyki znalazła się też policja. Pomimo tego, że sprawa bezpieczeństwa publicznego jest tematem gorącym, w ostatnich latach liczba etatów maleje, na co skarżył się Oliver Malchow, szef związku zawodowego policjantów w wywiadzie dla dziennika "Neue Osnabrücker Zeitung" . Jego zdaniem cięcia kadrowe są powodem utraty kontroli przez policję, która potrzebuje 20 tys. nowych funkcjonariuszy.
Jego zdaniem ludzie biorą sprawy we własne ręce oraz organizują bojówki i milicje, gdyż mają wrażenie, że państwo przestaje ich chronić. Jeżeli Malchow ma rację, to zdarzeń takich jak w Chemnitz będzie więcej, zwłaszcza że ostatnie dni pokazały jak łatwo jest zwerbować radykałów wykorzystując realne wzburzenie podsycane przez fałszywe informacje
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl