Zamach, w którym zginął Polak, tylko pogorszy sytuację. "Ryzyko klęski głodu"
Po tragicznym w skutkach zamachu w Strefie Gazy sytuacja ludności cywilnej na tym obszarze dramatycznie się pogorszy. - Na placu boju w regionie została jedna duża organizacja - World Central Kitchen. To właśnie jej pracownicy zostali teraz zabici, a ona zawiesiła działania na tym obszarze - podkreśla dr hab. Łukasz Fyderek z Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu Uniwersytetu Jagiellońskiego. Ludziom grozi klęska głodu.
02.04.2024 | aktual.: 03.04.2024 17:01
W poniedziałkowym ataku na konwój humanitarny w Strefie Gazy zginęło siedmiu wolontariuszy organizacji World Central Kitchen. Wśród ofiar jest Polak. To Damian Soból, który pochodził z Przemyśla.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych przekazało we wtorek wyrazy współczucia rodzinie polskiego wolontariusza. Resort dyplomacji podkreślił w komunikacie, że "Polska nie zgadza się na brak przestrzegania międzynarodowego prawa humanitarnego i ochrony cywilów, w tym pracowników humanitarnych". Szef MSZ Radosław Sikorski wezwał Izrael do przeprowadzenia bezstronnego śledztwa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ryzyko klęski głodu
Dr hab. Łukasz Fyderek z Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu Uniwersytetu Jagiellońskiego zwraca uwagę, że po ataku na konwój humanitarny sytuacja ludności w Gazie tylko się pogorszy. Przypomina o raporcie Światowego Programu Zdrowia, w którym znalazło się ostrzeżenie przed głodem w północnej i środkowej Strefie Gazy.
- Jedyne otwarte przejście graniczne lądowe - to przejście z Egiptem w Rafah, na południu. Konwoje humanitarne docierają w niewystarczającej liczbie, a przemieściła się tam większość ludności Strefy Gazy. To łącznie dwa miliony ludzi w dwóch południowych "powiatach" - Khan Younis i Rafah, gdzie Izraelczycy jeszcze nie wkroczyli -wyjaśnia.
Ekspert dodaje, że w pozostałych jednostkach terytorialnych, czyli w centralnej i północnej Strefie Gazy, gdzie wkroczyły już izraelskie siły bezpieczeństwa, nie ma dostępu do pomocy humanitarnej, nawet w tak niewielkiej ilości jak na południu. To właśnie ta ludność jest teraz najbardziej narażona na klęskę głodu.
- Jest tam oczywiście znacznie mniej osób, bo większość z nich uciekła na południe. To teren kontrolowany przez siły obronne Izraela i oddziela go od południa ciągła linia frontu, która jest trudna do przekroczenia albo praktycznie nieprzekraczalna. Z całą pewnością nie dla pomocy humanitarnej - zwraca uwagę ekspert.
Czytaj również: Śmierć Polaka w Strefie Gazy. "Ktoś za szybko wydał rozkaz"
Przez lata pomoc niosła tam UNRWA (Agencja Narodów Zjednoczonych dla Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie - red.).
- Natomiast rząd Izraela w ciągu ostatnich tygodni podważał możliwość współpracy z UNRWA, wskazując na jej powiązania z Hamasem. Ostatecznie 24 marca wykluczył dalszą współpracę. Na placu boju została jedna duża organizacja - World Central Kitchen, która została zaakceptowana przez Izrael do niesienia pomocy. To właśnie pracownicy tej organizacji zostali teraz zabici, a ona zawiesiła działania na tym obszarze - podkreśla dr hab. Fyderek.
Oznacza to, że na chwilę obecną nie ma żadnej dużej organizacji, która byłaby w stanie nieść pomoc żywnościową dla 300 tys. ludzi przebywających w zrujnowanej części Strefy Gazy.
"Dużo znaków zapytania"
Co będzie dalej ze Strefą Gazy? Dr hab. Fyderek zwraca uwagę, że - zgodnie z podręcznikowym podchodzeniem do operacji antyterrorystycznych - po fazie militarnej powinno dojść do fazy stabilizacyjnej i odbudowy struktur rządzenia danym terytorium.
- To sposób, w jaki postępowano w Afganistanie czy w Iraku. Natomiast Izrael do takiej fazy nie przeszedł i - co więcej - rząd izraelski nie komunikuje w sposób jasny, jak wyobraża sobie status polityczny terytoriów w Strefie Gazy po zakończeniu operacji -zaznacza ekspert.
Jego zdaniem, "niepokojące są głosy płynące od prawicowych członków rządu Izraela, którzy zdają się forsować, że właściwym rozwiązaniem jest usunięcie z tych terenów ludności palestyńskiej". - I przekazanie terenów pod budowę osadnictwa żydowskiego. To są głosy, które pojawiają się ze strony prawicy izraelskiej, ale pamiętajmy, że ta prawica też współtworzy rząd - dodaje.
- Mamy tutaj bardzo dużo znaków zapytania, na które trzeba zwracać uwagę, gdy rozpatrujemy tę tragedię, która dotknęła wolontariuszy World Central Kitchen -podsumowuje dr hab. Fyderek.
Netanjahu twierdzi, że "to się zdarza"
- To tragiczny incydent, niechcący trafiliśmy niewinnych ludzi, to się zdarza na wojnie - tak do ataku na konwój odniósł się premier Izraela Benjamin Netanjahu.
Z kolei na profilu ambasady Izraela w Warszawie opublikowano oświadczenie podpisane przez szefa izraelskiego MSZ Israela Katza. "Składam kondolencje państwom i rodzinom pracowników organizacji humanitarnej World Central Kitchen, którzy zginęli w Gazie. IDF (izraelskie siły zbrojne - przyp. red.) i kierownictwo robią i będą robiły wszystko, aby zapobiec krzywdzie ludności cywilnej" - czytamy.
"Pracownicy pomocy humanitarnej nigdy nie powinni być celem"
Informacje ze Strefy Gazy skomentowała już organizacja World Central Kitchen. "Jesteśmy świadomi doniesień, że członkowie zespołu WCK zginęli w ataku IDF podczas pracy nad wsparciem naszych humanitarnych wysiłków w zakresie dostarczania żywności do Gazy. To tragedia. Pracownicy pomocy humanitarnej i cywile nigdy nie powinni być celem. Nigdy" - napisano w komunikacie.
Przypomnijmy, że obecny konflikt izraelsko-palestyński rozpoczął się na taką skalę od ataku Hamasu, który 7 października 2023 roku wdarł się na terytorium Izraela, mordując mieszkańców przygranicznych miasteczek i porywając ich do Strefy Gazy. Zginęło wówczas około 1,4 tys. osób, a uprowadzono nie mniej niż 222, w tym dzieci, kobiety i seniorów.
Żaneta Gotowalska-Wróblewska, dziennikarka Wirtualnej Polski