Pani minister zrobiła sobie Radę. Rada ją poparła. Byłaby to normalna korupcja polityczna, gdyby nie chodziło o dzieci. Drogie dzieci, nie dajcie się deprawować. Rząd minie, wstyd zostanie.
"Każda grupa zawodowa ma prawo do strajku, ale nie można tego robić kosztem uczniów" - pisze Rada Dzieci i Młodzieży Rzeczypospolitej Polskiej przy Ministrze Edukacji Narodowej w "Liście otwartym młodego pokolenia".
Radę tworzy szesnaścioro członków (po jednym z województwa) i szesnaścioro zastępców powołanych przez ministra edukacji na jednoroczną kadencję. Przewodniczącym jest Piotr Wasilewski z Suwałk, obecnie student warszawskiej SGH.
Minister Zalewskiej nic już nie pomoże. Ale młodych szkoda. Dlatego parę rzeczy chciałbym im przypomnieć.
Szanowni Członkowie Rady Dzieci i Młodzieży Rzeczypospolitej Polskiej przy Ministrze Edukacji Narodowej, to super, że się interesujecie czymś więcej, niż czubek Waszego nosa. Ale czy nie macie wrażenia, że dorośli, którzy Was w tej roli obsadzili, postawili Was w - delikatnie mówiąc - niezręcznej sytuacji i cynicznie was wykorzystują w swoich partyjnych gierkach?
I czy jesteście pewni, że o związkach zawodowych, nauczycielskich płacach, systemie oświaty, o finansach publicznych itd. wiecie wystarczająco dużo, by mądrze i z pożytkiem dla dobra wspólnego, zabierać głos w tych sprawach?
Sprawdźmy to prostym testem trzech pytań.
Pytanie 1. Co chcecie powiedzieć, pisząc, że "nie można tego (strajku) robić kosztem uczniów"?
Strajk nauczycieli zawsze jest "kosztem uczniów". Ten strajk jest zwłaszcza kosztem paru roczników będących w kluczowym momencie szkolnej edukacji. To jest nieprzyjemne, ale tylko doraźne. Kiedy strajk się skończy, większość strat można będzie nadrobić. Zostanie tylko osad nieprzyjemnych emocji.
Nieuczciwie niskie płace nauczycieli są bardziej "kosztem uczniów" niż strajk. I to dużo bardziej. Nie tylko w tym sensie, że uczniowie będący dziećmi nauczycieli są przez tak niskie płace pozbawieni elementarnych szans - na przykład wakacji, albo płatnych dodatkowych zajęć.
Społecznie dużo większy jest koszt polegający na tym, że kiedy drastycznie niskie nauczycielskie płace są utrzymywane przez lata, to z roku na rok obniża się jakość kadry nauczycielskiej. Starsi nauczyciele, zamiast się rozwijać i wspierać zainteresowania uczniów, idą po lekcjach dorabiać na kasie, albo dają korki. A młodzi przychodzą do zawodu, tylko jeśli nie mają szansy na żadną inną pracę.
Tracą na tym wszyscy i całe społeczeństwo się degeneruje, bo jest gorzej wychowane, słabiej wykształcone, mniej zdolne do konkurowania z innymi społeczeństwami i mniej świadome otaczającego nas świata. Ten koszt obciąża już nie kilka roczników uczniów chwilowo dotkniętych strajkiem, ale całe pokolenie lub nawet pokolenia, bo odbudowanie wysokiej jakości kadry nauczycielskiej to zdanie na długie dekady. Głodzenie nauczycieli to najprostsza droga, by z Polaków stopniowo, prawie bezboleśnie i niezauważalnie zrobić naród faktycznych niewolników, który inni - lepiej wykształceni - spychają na zmywaki i do podcierania tyłków.
Gdy taki patologiczny stan rzeczy można zmienić tylko przy pomocy strajku, nauczyciele nie mają moralnego prawa, by się od niego uchylać. Bo wtedy strajk nauczycieli nie dzieje się kosztem uczniów, ale dla ich dobra. Obecni maturzyści i ósmoklasiści poniosą niewielkie koszty, w porównaniu z kosztami, które poniesiemy wszyscy, jeśli obecna sytuacja będzie trwała.
Pytanie 2. Co mieliście na myśli, pisząc, że "każda grupa zawodowa ma prawo do strajku"?
To nie jest prawdą i nigdy nie było. Nie tylko dlatego, że są grupy, którym z mocy prawa nie wolno strajkować. Na przykład policjanci, żołnierze, strażacy, sędziowie etc. W obliczu strajku szkolnego ważniejszy jest problem zawodów, które w odczuciu społecznym nie mają moralnego prawa strajkować.
Prawo moralne jest w tym przypadku niewiele mniej skutecznie niż prawo stanowione. Zwłaszcza w służbie zdrowia i także w oświacie. Wciąż przecież słyszymy, że nawet walcząc o swoje najbardziej słuszne prawa pielęgniarki, nie powinny "odchodzić od łóżek" i "zostawiać pacjentów", a nauczyciele nie powinni "odchodzić od tablicy" i "porzucać dzieci". To ma sens. Pielęgniarki, nauczyciele, lekarze, ratownicy medyczni czy górscy zdecydowanie nie powinni strajkować, bo pełnią szczególną społeczną misję. Taka jest niepisana społeczna umowa.
Każda umowa zobowiązuje przynajmniej dwie strony. Jeśli jedna strona nie może wedle umowy społecznej strajkować, to druga strona na mocy tej samej umowy powinna zadbać, by nie miała ona powodów do strajku. Czyli żeby bez strajku dostawała to, co się jej wedle zasady sprawiedliwości należy. W Polsce to niestety od dawna tak nie działa.
Państwo od lat cynicznie wykorzystuje moralne ograniczenia, które narzucają sobie pracownicy oświaty i służby zdrowia. Społeczeństwo zaś wciąż się na to godzi, wybierając takich polityków, którzy w naszym imieniu łupią pielęgniarki, lekarzy, nauczycieli, płacąc im coraz mniejszą część tego, co ich praca jest warta, a zaoszczędzone pieniądze trwonią na swoje fanaberie, albo na kupowanie sobie politycznego poparcia.
Taki rabunek może być długimi latami bezkarny, bo pielęgniarki i nauczyciele pracując w zawodach "misyjnych", znajdują się pod moralną presją, by się za bardzo nie upominać o swoje. Formalnie wolno im strajkować, a moralnie nie bardzo. Oni to rozumieją. Podporządkowują się więc moralnym ograniczeniom, dopóki nie widzą, że władza ich łupi, by mieć więcej dla siebie lub na kupowanie głosów.
Kiedy nauczyciele lub pielęgniarki widzą, że pazerność władzy stała bezwstydna, a kupowanie wyborców stało się oczywistą praktyką, zdają sobie sprawę, że potrzeby władzy są praktycznie nieograniczone, więc sama z siebie nigdy nie będzie im ona płaciła uczciwie. To oznacza zerwanie umowy społecznej. Gdy jedna strona umowy demonstruje brak moralnych hamulców, druga też je wyłącza.
Kiedy taki moment przychodzi, wszyscy są zaskoczeni i podnoszą się głosy oburzenia. "Przecież to niemoralne, by oni strajkowali". Bo "oni" nie mają prawa do strajku. Bo "ich" strajk uderza jeszcze słabszych (chorych, dzieci itp.). To prawda. Ale ci najsłabsi (albo ich rodzice) też są wyborcami. To oni wybierają władzę łupiącą tych, którzy w powszechnym odczuciu nie mają moralnego prawa do strajku. To oni ponoszą odpowiedzialność za działanie tej władzy. I to oni muszą ponieść złe skutki jej rządów.
Pytanie 3. Czy minister Zalewska, albo ktoś z jej urzędu, powiedział Wam coś o konflikcie interesów, w jakim się znajdujecie, zajmując stanowisko w sporze między nauczycielami a ministerstwem, które Was powołało?
To jest poważna sprawa. Jesteście członkami "Rady (…) przy ministrze", więc nie ma nic złego, gdy coś pani minister radzicie jako jej doradcy. Ale kiedy się wypowiadacie publicznie, powinniście ze zwykłej uczciwości wyraźnie zaznaczyć, jaki jest Wasz mandat, kto Was wybrał, kto Was organizuje i kto finansuje Radę - czyli kogo reprezentujecie.
Jeżeli Anna Zalewska nie ma nic przeciw temu, jako jej doradcy, możecie publicznie mówić w jej imieniu. Ale nie macie mandatu do wypowiadania się w imieniu "młodego pokolenia”, bo ono Wam takiego mandatu nie dało.
Jesteście młodzi, więc możecie nie wiedzieć, że kiedy władza zachęca Was, byście wypowiadali się nie tylko w jej i swoim imieniu, to stosuje klasyczny trik autorytarnych rządów, które zamiast pytać społeczeństwo o zdanie, wybierają sobie z tego społeczeństwa ludzi, którzy jej przytakną.
Tak Stalin wybrał sobie Krajową Radę Narodową, czyli podróbkę sejmu. Tak przez lata PZPR wybierała sobie peerelowski sejm. Podobnie gen. Jaruzelski wybrał sobie Radę Konsultacyjną, która miała niby reprezentować środowiska sceptyczne wobec władzy.
Na własną odpowiedzialność bierzecie udział w tej grze z obecną władzą. Ale to nie jest tylko problem Waszego samopoczucia i tego jak postrzegają Was inni. To jest szkodliwy mechanizm, nawet gdy ktoś zdekonspiruje Waszą uzurpację. Bo ona - mimo wszystko - blokuje przepływ prawdziwych opinii między społeczeństwem a władzą.
W taką pułapkę wpadli np. władcy PRL, którzy wszystkie rady obsadzili swoimi nominatami i sami tak bardzo ulegli własnej manipulacji, że w czerwcu 1989 r. nie mogli uwierzyć, iż przegrali wybory. Nie warto brać w takiej mistyfikacji udziału, bo ona szkodzi nie tylko przeciwnikom władzy, ale też jej samej i - nawet, gdy się chwilowo udaje - na dłuższą metę nie pomaga nikomu.
Szanowni Członkowie RDiMRP przy MEN. Władza wmontowała Was w paskudną sytuację i użyła Was do swojej politycznej gry. Takie manipulowanie dziećmi i młodzieżą wystawia tej władzy świadectwo. Ale Wasza zgoda na udział w takiej grze obciąża też Was. Dorośli mają obowiązek Wam to uświadomić.
Jako "bardzo dorosły" robię to z poczucia obowiązku i bez przyjemności. Nie po to, by zrobić Wam przykrość, ale żeby dać Wam materiał do przemyśleń. Zrobicie z tym materiałem, co chcecie. Ale fajnie by było, gdybyście go omówili z Waszymi nauczycielami. Warto z nimi rozmawiać.
Serdecznie.
Jacek Żakowski