Zaginieni policjanci nie żyją, SLD domaga się wyjaśnień od Dorna
W samochodzie, wydobytym z rozlewiska rzeki Kostrzyń przy drodze między Mińskiem Mazowieckim a Siedlcami, znaleziono ciała dwojga zaginionych policjantów - sierż. Tomasza Twardo i st. post. Justyny Zawadki. Biegły lekarz medycyny sądowej wstępnie wykluczył, by ich śmierć była efektem zabójstwa. Przyczyną tragedii był najprawdopodobniej wypadek drogowy. Tymczasem politycy SLD domagają się od szefa MSWiA Ludwika Dorna wyjaśnienia okoliczności, które doprowadziły do ich zaginięcia.
05.12.2006 | aktual.: 11.06.2018 15:04
Zakończyły się wstępne oględziny samochodu. Dyrektor biura komunikacji społecznej KGP Paweł Biedziak, eksperci stwierdzili, że na aucie nie ma poważniejszych wgnieceń - pozostałości ewentualnym po zderzeniu z innym autem. Nie można jednak wykluczyć, że nie doszło np. do otarcia o inny samochód osobowy czy ciężarówkę. To jednak potwierdzą lub wykluczą dalsze specjalistyczne badania - dodał.
Samochód (nieoznakowany zielony polonez) przewieziony zostanie na strzeżony policyjny parking. Tam zajmą się nim eksperci z KSP i Centralnego Laboratorium Kryminalnego. Ciała policjantów zostały już przewiezione do zakładu medycyny sądowej.
Poszukiwania policjantów z komisariatu kolejowego policji w Warszawie trwały ponad trzy doby. Funkcjonariusze zaginęli po tym, gdy odwozili do domu w Siedlcach urzędnika z MSWiA na - niezgodne z procedurami - polecenie swojego komendanta. Urzędnik - b. dyrektor Departamentu Bezpieczeństwa Publicznego sam podał się do dymisji, komendanta komisariatu kolejowego odwołał jeszcze w niedzielę szef policji. Warszawska prokuratura okręgowa prowadzi śledztwo w sprawie niedopełnienie przez niego obowiązków.
Po raz ostatni samochód policjantów zarejestrowały kamery monitoringu stacji paliw Statoil w miejscowości Gręzów pod Siedlcami ok. godz. 3 w nocy z piątku na sobotę. Trzy dni zaginionych policjantów poszukiwano w całym kraju. We wtorek rano funkcjonariusze z Mińska Maz. dostali sygnał od mężczyzny, który przejeżdżał drogą Siedlce-Mińsk i zatrzymał się na chwilę. Zauważył on fragment opony, wystającej z rozlewiska biegnącej w pobliżu rzeki.
Policjanci, którzy przyjechali na miejsce, znaleźli na brzegu fragment zderzaka. Płetwonurek, który wszedł do wody, nie potrafił jednak początkowo stwierdzić, czy to poszukiwany przez nas polonez. Zamulenie było tak duże, że musiał wyczuwać ręką kształt samochodu - relacjonował później dziennikarzom rzecznik komendanta stołecznego policji Mariusz Sokołowski. Zdecydowano więc o wyciągnięciu na powierzchnię tablicy rejestracyjnej auta - okazało się, że w wodzie znajduje się poszukiwany polonez.
Na miejscu zabezpieczono też m.in. ślady opon auta, widoczne aż do skarpy nad rozlewiskiem.
Cały czas na miejscu byli bliscy policjantów. Opiekowali się nimi policyjni psycholodzy. Rozmawiał z nim też komendant główny policji Marek Bieńkowski.
Biedziak, pytany dlaczego policjanci wcześniej nie zauważyli opony, mimo poszukiwań prowadzonych w tym rejonie, odpowiedział, że poziom wody w zbiorniku raz się podnosi, a raz opada.
Odnosząc się do samego problemu wydawania policjantom przez ich przełożonych poleceń, dotyczących np. podwożenia określonych osób podkreślił, że z takimi patologiami policja walczy. Dodał, że tego typu przypadki są wykrywane, a osoby za nie odpowiedzialną ponoszą konsekwencje.
Zdaniem okolicznych mieszkańców, w tym miejscu często dochodzi do wypadków. Droga jest nierówna. Ślisko jest, bo to tuż za mostkiem. Często są mgły. Dwa lata temu utopiła się tu pani prokurator, miesiąc wcześniej był inny wypadek - mówił jeden z mieszkańców. SLD wezwało wicepremiera i szefa MSWiA Ludwika Dorna do złożenia sejmowej Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych wyjaśnień dotyczących okoliczności, które doprowadziły do zaginięcia policjantów.
Wiceszef klubu SLD Ryszard Kalisz zapewnił, że kiedy on stał na czele MSWiA w rządzie Marka Belki, nigdy nie miał sygnałów o wykorzystywaniu samochodów policyjnych i policjantów na służbie do podwożenia urzędników. Gdybym ja był ministrem i dostałbym informacje, o tym, że coś takiego ma miejsce, natychmiast wszyscy winni zostaliby ukarani - podkreślił.
Także były szef MSWiA w gabinecie Jerzego Buzka Marek Biernacki (PO) ocenił w radiu RMF FM, że przy tej sprawie ministerstwo "straciło całkowicie" swą wiarygodność. Widać wyraźnie, że sprawę próbowano tuszować, że to policjanci tę sprawę w jakiś sposób nagłośnili, wskazali na wielki skandal, jaki się dzieje - powiedział.
W odpowiedzi na to, wiceminister Spraw Wewnętrznych i Administracji Marek Surmacz jako "niegodne i niewłaściwe" określił "polityczne wykorzystywanie" sprawy śmierci dwojga policjantów.
Pytany przez dziennikarzy o zwyczaj wykorzystywania radiowozów jako tzw. niebieskich taksówek, Surmacz powiedział, że "jeśli takie naganne zdarzenia mają miejsce, a funkcjonariusze o nich nie informują przełożonych, to go to dziwi". Cenię sobie w służbie odwagę cywilną ponad wszystko - dodał.
Pytany, czy kierownictwo resortu powinno ponieść odpowiedzialność polityczną, odpowiedział, że "to, co się wydarzyło, pozostawało bez jakiegokolwiek związku z wykonywaniem naszych funkcji w MSWiA".
Nie będę wdawał się w polityczne pyskówki z SLD - odpowiedział wicepremier Dorn, poproszony o odniesienie się do apelu SLD.