Francuzi wściekli na Macrona. Obwiniają go o kryzys
Ponad połowa Francuzów uważa, że prezydent Emmanuel Macron ponosi pełną odpowiedzialność za dymisję premiera Sebastiena Lecornu. Z kolei aż 70 proc. pytanych popiera dymisję prezydenta.
Co musisz wiedzieć?
- 57 proc. Francuzów uznało, że Emmanuel Macron jest "całkowicie odpowiedzialny" za kryzys polityczny po dymisji premiera Sebastiena Lecornu.
- 48 proc. respondentów "zdecydowanie" poparłoby dymisję prezydenta, a 22 proc. - "raczej" by ją poparło.
- Sebastien Lecornu złożył dymisję w poniedziałek.
Prezydent Francji Emmanuel Macron dał czas do środy ustępującemu premierowi Sebastienowi Lecornu na rozmowy ostatniej szansy z partiami politycznymi. Lecornu niespodziewanie podał się do dymisji zaledwie kilkanaście godzin po przedstawieniu wstępnego składu swego rządu.
Jak ocenia "Le Figaro", "Francuzi za kryzys polityczny obarczają prezydenta Emmanuela Macrona". Dziennik opublikował sondaż przeprowadzony tuż po ogłoszeniu dymisji premiera.
Jak wynika z badania ośrodka Odoxa, aż 57 proc. respondentów oceniło, że Macron jest "całkowicie odpowiedzialny" za tę sytuację, a według 30 proc. jest odpowiedzialny "częściowo".
48 proc. powiedziało, że zdecydowanie poparłoby dymisję prezydenta, a 22 proc. - że raczej by ją poparło.
24 proc. uczestników badania- "zdecydowanie" poparłoby rozwiązanie parlamentu, a 36 proc. "raczej" poparłoby ten krok.
Zobacz też: kolejne miesiące wojny? Ekspert: "Rosja będzie saturować nas i NATO"
Lecornu przyjął prośbę Macrona
We wtorek rano Lecornu spotka się z partiami politycznymi. Poinformował, że przyjął prośbę prezydenta o prowadzenie ostatnich dyskusji z siłami politycznymi.
"Powiem szefowi państwa w środę wieczorem, czy jest to możliwe, czy nie, tak aby mógł wyciągnąć wszelkie płynące z tego wnioski" - napisał Lecornu na platformie X.
Agencja AFP podała, powołując się na otoczenie Macrona, że szef państwa w razie fiaska tych rozmów "weźmie odpowiedzialność". Agencja ocenia, że oznacza to, iż utrzymuje się ryzyko rozwiązania parlamentu i przedterminowych wyborów.
Jednakże ostatnia misja powierzona Lecornu świadczy też o tym, że Macron wolałby uniknąć tego scenariusza. Prezydent rozwiązał parlament wiosną 2024 roku i teraz, po upływnie ponad roku, znów - zgodnie z konstytucją - może to uczynić. W wyniku zeszłorocznych przedterminowych wyborów powstał bardzo rozdrobiony parlament, w którym żadna partia nie może powołać stabilnego rządu.
Lecornu po porannej dymisji wrócił we wtorek po południu do Pałacu Elizejskiego, co podsyciło domysły, iż mógłby zostać mianowany ponownie, do czego prezydent ma prawo. Lecornu spotkał się także z przewodniczącym francuskiego Senatu Gerardem Larcherem, wpływowym politykiem prawicowej partii Republikanie.
To właśnie napięcia między centrowym obozem politycznym Macrona i Republikanami wokół składu rządu sprawiły, że Lecornu niespodziewanie podał się do dymisji, atakowany nie tylko przez opozycję, ale i siły, które miały współtworzyć jego gabinet. Jedną z kontrowersji było zaproszenie do gabinetu Lecornu byłego ministra finansów Bruno Le Maire'a. W poniedziałek Le Maire poinformował, że wycofuje się całkowicie z udziału w rządzie.
Lecornu został powołany na premiera 9 września. W niedzielę wieczorem ogłosił niepełny jeszcze skład rządu. Przez poprzednie tygodnie negocjował z partiami politycznymi warunki, pod jakimi poparłyby jego mniejszościowy gabinet. Chodziło w szczególności o kompromis w sprawie budżetu na 2026 rok, który miał zawierać działania oszczędnościowe, mające opanować wysoki deficyt budżetowy i dług publiczny. Część opozycji od początku zapowiadała, że nie poprze rządu Lecornu, i groziła wotum nieufności.
Przeczytaj też: