Zaginięcie Iwony Wieczorek. Śledczy odkryją inną sprawę?
- Czuję, że to jest normalna kryminalna sprawa, a nie związana z grupami przestępczymi - tak o sprawie Iwony Wieczorek mówi Marek Dyjasz, były dyrektor Biura Kryminalnego Komendy Głównej Policji. Jego zdaniem, obecne działania na terenie "Zatoki Sztuki" nie dotyczą bezpośrednio zaginięcia kobiety. - Być może prokuratura na kanwie tej sprawy znalazła nowe informacje w związku z działalnością półświatka przestępczego, który działał w tamtych czasach - twierdzi Dyjasz.
W 2023 roku minie 13 lat od zaginięcia Iwony Wieczorek. Sprawa do tej pory nie została wyjaśniona i rozpala wyobraźnię wielu Polaków. Iwona Wieczorek zaginęła w nocy z 16 na 17 lipca. 19-latka wyszła ze znajomymi do klubu Dream Club w Sopocie. Ostatni raz kamery zarejestrowały ją przy wejściu nr 63 na plażę w Gdańsku. Sprawą obecnie zajmuje się archiwum X i krakowski wydział Prokuratury Krajowej.
Pod koniec 2022 roku w mediach pojawiało się wiele informacji, które miały być przełomem w sprawie zaginięcia Wieczorek. Najpierw odnaleziono słynnego mężczyznę z "ręcznikiem" widocznego na ostatnich nagraniach z monitoringu. Potem doszło do głośnego zatrzymania Pawła P. Teraz policja szczegółowo przeczesuje teren wokół owianej złą sławą "Zatoki Sztuki" w Sopocie.
Przełomu nie było, ponieważ widoczny na nagraniach Teodor N. został przesłuchany tylko i wyłącznie w charakterze świadka. Mężczyzna po czynnościach w prokuraturze zgodził się porozmawiać z dziennikarzami "Faktu", którym powiedział, że w tej sprawie nic nie wie i nie ma z nią nic wspólnego.
Chwilę później śledczy wzięli się za Pawła P. - kolegę Iwony Wieczorek, który bawił się z nią w dyskotece. Parę łączyła luźna relacja. Billingi z telefonu Iwony dowodzą, że po opuszczeniu klubu kilkanaście razy dzwoniła do Pawła. W trakcie śledztwa mężczyzna był wielokrotnie przesłuchiwany, a działka babci i jego mieszkanie zostały dokładnie przeszukane. Pod koniec 2022 roku, mężczyzna został zatrzymany i przewieziony z Gdańska do Krakowa. Śledczy przedstawili Pawłowi P. zarzuty dotyczące utrudniania śledztwa. Usłyszał też zarzut posiadania nieokreślonej liczby tabletek ecstasy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Historia Iwony Wieczorek. Tajemnicze zaginięcie
Ostatnie dni grudnia i pierwsze dni stycznia 2023 roku upłynęły pod znakiem działań na terenie "Zatoki Sztuki" w Sopocie. Klubie owianym złą sławą, który rozpoczął swoją oficjalną działalność rok po zaginięciu Iwony Wieczorek.
Na miejscu ustawiono namiot z laboratorium kryminalistycznym, a technicy szczegółowo przeszukiwali teren dookoła. Filtrowano nawet piasek znajdujący się na plaży, sprawdzano rury kanalizacyjne, a georadarem skanowano ściany w budynku. W poszukiwania zaangażowano też Marcela Korkusia - nurka z doświadczeniem w poszukiwaniu ciał osób zaginionych. Prokuratura do tej pory nie zdradza, dlaczego na miejscu prowadzone są czynności i jaki może być ich wynik.
Zaginięcie Iwony Wieczorek. Kiedy nastąpi przełom?
- Nie spodziewam się przełomu. Gdyby coś znaleźli, i byłoby to istotne dla śledztwa, to przypuszczam, że już byłyby zatrzymania. Nie mam pojęcia, czego prokuratura tam szuka. To miejsce było nieużytkiem z podupadłym domem w momencie zaginięcia Wieczorek. Tam każdy mógł wejść i spotkać się w celach chociażby kryminalnych. To było idealne miejsce, żeby popełnić przestępstwo. Ale czy pozbawić życia Iwonę Wieczorek i ją tam zakopać? Wątpię. Przecież tam wykonano generalny remont, pracownicy na pewno by wtedy coś odkryli - mówi w rozmowie z WP Marek Dyjasz, inspektor policji w stanie spoczynku i wykładowca Wyższej Szkoły Bankowej w Opolu.
Dyjasz ocenia, że ostatnie wydarzenia wokół śledztwa w sprawie zaginięcia Wieczorek nie są ze sobą powiązane. - Przypuszczam, że działania wokół Pawła P. i te, które mają miejsce w "Zatoce Sztuki" po prostu zbiegły się w czasie. Prokuratura jest bardzo oszczędna w swoich informacjach. Ale moim zdaniem te wątki zostaną niedługo rozdzielone. Być może prokuratura na kanwie Iwony Wieczorek znalazła nowe informacje w związku z działalnością półświatka przestępczego, działającego w tamtych czasach - domyśla się były policjant.
- Kiedyś powiedziałbym, że trwa tam "inspiracja operacyjna" - czyli wzbudzanie tych, którzy mają coś na sumieniu, do podjęcia działań, które mogą być wykorzystane później przy śledztwie. Ale z drugiej strony, czynności policji i prokuratury są prowadzone z bardzo dużym rozmachem. Za dużo jest specjalistycznych działań, które bardzo dużo kosztują - wymienia.
- Co do Pawła P. to zdecydowanie nie wiązałbym go z "Zatoką Sztuki". Przypuszczam, że policja otrzymała nowe informacje na jego temat od np. sygnalisty. Ostatecznie przecież okazało się, że on nie jest krystaliczny i można mu postawić zarzuty. Jego wątek musi być dokładnie sprawdzony. Tak samo jak sprawdzony został wątek jej byłego chłopaka. Z tego co pamiętam, to on miał alibi, a na przesłuchaniach nie wyglądał jakby miał coś ukrywać - dodaje.
Zdaniem Dyjasza, śledczy będą mieli duży kłopot z rozwiązaniem sprawy, dopóki nie znajdą motywu i powodu, dla którego Iwona Wieczorek miałaby zginąć. Uważa, że "naprawdę będzie trudno o informację, która wywali te śledztwo do góry nogami".
Komu naraziła się Iwona Wieczorek?
- Prokuratura musi rozważyć każdy ruch. Nie wiemy, dlaczego ją to spotkało, dlaczego ją to dotknęło. Ja czuję, że to jest normalna sprawa, nie podszyta grubszym kalibrem. Sprawa zrobiła się medialna, dlatego prokuratura szczelnie trzyma zasłonę tajemnicy o wynikach działań, albo wersjach, które przyjęli. Kiedy przeczytałem kolejny wywiad z dziewczynami, które pracowały w klubie, tylko uśmiechnąłem się pod nosem. Wiadomo, że w klubach pojawiają się różni ludzie, którzy mają różne interesy i intencje - przypomina rozmówca Wirtualnej Polski.
- Ona była osobą wiktymną (osoba, która jest łatwym celem dla przestępców - przyp. red.), bo przebywała w środowisku, czy miejscach, gdzie mogło dochodzić do przestępstw różnego rodzaju - np. kradzieży czy innych. Mogła się narazić, że ktoś popełni na jej osobie przestępstwo. Pojawiają się głosy, że ona może o czymś wiedziała, że komuś się naraziła. Ale tutaj nie widzimy wiodącego motywu. I to jest właśnie problem tego śledztwa. Albo komuś zależało, żeby te zwłoki ukryć, albo działania policji i prokuratury nie były skuteczne żeby je odnaleźć. Ciało po tylu latach może być w różnym stanie. Pamiętajmy jednak, że były też sprawy, które kończyły się wyrokami bez odnalezionych zwłok - podsumowuje Dyjasz.
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski