Zaginięcie Iwony Wieczorek. "Jesteśmy bliżej wyjaśnienia"

Wróciła sprawa zaginięcia Iwony Wieczorek. Śledczy uważają, że są coraz bliżej rozwiązania zagadki. Podobnie uważa Aldona Szostak, wdowa po dziennikarzu śledczym Januszu Szostaku. - Tego wcześniej nie było w aktach sprawy, nie wiedzieliśmy o tym - mówi, nawiązując do zachowania Pawła P., któremu postawiono zarzuty.

Zaginięcie Iwony Wieczorek. "Jesteśmy bliżej wyjaśnienia"
Zaginięcie Iwony Wieczorek. "Jesteśmy bliżej wyjaśnienia"
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe, Twitter

14 grudnia policja dokonała pierwszych zatrzymań w sprawie zaginięcia Iwony Wieczorek. Na polecenie prokuratorskiego Archiwum X zatrzymano Pawła P., znajomego Iwony, z którym tuż przed zaginięciem bawiła się na imprezie. Wiceminister sprawiedliwości mówił o tym jako o "przełomie".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

- Pawłowi P. postawiono zarzut utrudniania śledztwa w sprawie zaginięcia Iwony Wieczorek, zacierania śladów i usuwania dowodów - informował wówczas prok. Karol Borchólski z Prokuratury Krajowej.

Śledczy nie chcieli jednak zdradzić, o jakie dowody i ślady chodzi.

Miał wejść do mieszkania

Dziennik "Fakt" dotarł do informacji o zarzutach, jakie postawiono Pawłowi P., znajomemu Iwony Wieczorek. Mężczyzna miał bezprawnie wejść do jej mieszkania za pomocą kluczy, które zaginiona zostawiła 16 lipca 2010 roku u znajomej.

Według śledczych miał to zrobić, by zapoznać się z danymi zawartymi w jej komputerze. Miał też dokonać w nich zmian, a nawet usunąć te dane, które były zapisane w pamięci komputera. Dodatkowo, śledczy ustalili, że mężczyzna miał wysyłać wiadomości na komunikatorze, podawać się tam za matkę zaginionej i sugerować, że Iwona Wieczorek przebywa w domu publicznych za granicą.

Paweł P. został przesłuchany i złożył wyjaśnienia. - Do żadnego z tych punktów Paweł P. się nie przyznał - powiedział "Faktowi" jego obrońca mec. Krzysztof Woliński.

"Jestem zaskoczona"

Doniesienia te skomentowała Aldona Szostak, żona dziennikarza śledczego, który prowadził własne śledztwo w tej sprawie.

- Jestem zaskoczona, że Paweł mógł się posunąć do takiego kroku, że wziął klucze, wszedł do mieszkania, wykasował jakieś istotne dla sprawy informacje. Skoro prokuratura postawiła mu zarzut, to musiały to być ważne informacje. Poza tym, podszywał się pod mamę Iwony. To jest dosyć poważny zarzut, musiał mieć coś ważnego do ukrycia. Nikt tak się nie zachowuje, gdy nie ma powodu - mówi "Faktowi".

Wdowa po Januszu Szostaku zwraca też uwagę, że Paweł P. na początku przewijał się w śledztwie jako główny podejrzany, ale dziadkowie dali mu alibi i został wykluczony. Zeznali oni, że mężczyzna w tym czasie był w ich mieszkaniu. - Zastanawialiśmy się na początku, że może on mógł wyjść z tego mieszkania niepostrzeżenie, może dziadkowie spali, nie widzieli, a on się wymknął. Na pewno nie mógł wyjść przez okno, to mieszkanie przecież było na bardzo wysokim piętrze - zauważa kobieta.

Podkreśla też, że Paweł P. musiał mieć coś istotnego do ukrycia, o czym Iwona wiedziała i miała gdzieś to w komputerze zapisane.

- Bo po co miałby wchodzić do jej mieszkania i podszywać się pod jej mamę, musiał mieć ważny powód. To wygląda tak, jakby chciał skierować podejrzenia na kogoś innego, być może na mamę Iwony, podszywając się pod nią i pisząc jako ona, że Iwona jest w domu publicznym za granicą. Skoro prokuratura postawiła taki zarzut, coś było na rzeczy. Czego on mógł się obawiać? Tego nie wiemy. Może chodziło o narkotyki. Też one się tutaj przewijały. To była młodzież, która się bawiła, kto wie, czy czegoś nie zażywali – dodaje pani Aldona. – Ja go nie oskarżam, ale może czymś nielegalnym się zajmował, czymś niebezpiecznym, co groziło zarzutami i więzieniem - tłumaczy w rozmowie z dziennikiem.

Nowe wątki w sprawie

Wdowa po dziennikarzu zaznacza też, że wcześniej nie było tego wątku w aktach sprawy.

- Na podstawie tego zarzutu możemy raczej przypuszczać, że Paweł może mieć coś na sumieniu. Coś ukrywał, czegoś się obawiał. Może Iwona wiedziała o nim coś więcej. Jeszcze raz powtórzę, przecież nikt bez przyczyny nie wchodzi do czyjegoś mieszkania, by coś usunąć z komputera i podszyć się pod mamę Iwony. W jakimś celu to zrobił - mówi Szostak. - Mój mąż studiował akta tej sprawy i tam nigdzie informacji o tym nie było. To jest pewnego rodzaju przełom. Może są jeszcze inne osoby, które coś wiedziały, coś zrobiły, a tego nie powiedziały. Może Paweł, robiąc coś takiego, chciał też ukryć kogoś innego. Może ktoś go wynajął, by coś pousuwał - dodaje.

Kobieta zauważa też, że skoro Paweł P. wszedł do mieszkania, to "może przypuszczał, że Iwona już tam nie wróci". - Mój mąż, przygotowując do publikacji drugą książkę, mówił, że morderca jest na pierwszej stronie podany. I teraz tak sobie myślę, bo z mężem już nie zdążyłam o tym porozmawiać, że mąż mógł myśleć o kimś innym, niż wszyscy do tej pory uważaliśmy. Mógł w pewnej chwili wydedukować, że to wcale nie był ten człowiek, ale jakiś inny kolega Iwony - przyznaje.

- Ta informacja wiele zmienia, to dla mnie spore zaskoczenie. Myślę, że jesteśmy bliżej wyjaśnienia tej sprawy. Dla mnie to przełom, a co dalej się wydarzy, tego pewnie się niedługo dowiemy - zauważa Szostak.

Źródło: fakt.pl

Bądź na bieżąco z wydarzeniami w Polsce i na wojnie w Ukrainie, klikając TUTAJ

Czytaj też:

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (258)