Zacznie się lada chwila. Miasto Grindavik w ogromnym zagrożeniu
Czułam się tak, jakby ziemia miała pęknąć i zabrać nas oboje - relacjonuje koszykarka drużyny z Grindaviku na Islandii. Ostatniej nocy było mniej wstrząsów, ale zagrożenie nie ustało. Islandczycy szykują się na dużą erupcję wulkanu. - Nie boimy się, ale mamy świadomość, że skutki mogą być takie, że miasto Grindavik przestanie istnieć - mówi WP Bartek Michajluk, Polak mieszkający w Islandii.
12.11.2023 | aktual.: 12.11.2023 10:08
- Ostatnia noc była dla nas spokojniejsza niż dwie ostatnie, ale w okolicy nadal miało miejsce około 700 trzęsień ziemi - powiedziała w niedzielę rano Elísabet Pálmadóttir, ekspertka ds. klęsk żywiołowych w Islandzkim Biurze Meteorologicznym. - Kiedy magma znajduje się tak blisko powierzchni, nie obserwujemy tak dużych trzęsień ziemi - dodała. Jej słowa cytuje portal RUV.is.
Naukowcy przewidują, że lawa może wydostać się spod ziemi w każdym momencie. Ale co gorsza, może się to stać w samym mieście Grindavik, które z tego powodu opustoszało już w piątek wieczorem.
To właśnie w okolicach miasta, w południowo-zachodniej części wyspy, jest najniebezpieczniej. W Keflaviku, położonym zaledwie około 25 km od tego miejsca mieszka Bartek Michajluk ze swoją żoną Urszulą.
- Nie boimy się, musimy normalnie chodzić do pracy. U nas w Keflaviku nikt nie panikuje - mówi Wirtualnej Polsce Bartek Michajluk. Rozmawiamy w sobotę wieczorem, a Bartek nagle przerywa: - O właśnie dostałem SMS z aplikacji ALERT!, takiej jak polskie RCB. Przeczytam ci: "Okolice Grindaviku zostały ewakuowane i zamknięte dla ruchu publicznego. Prosimy o opuszczenie tego terenu. Teren wokół Grindaviku został ewakuowany i zamknięty".
Ale Polak zaznacza, że choć Islandczycy są przyzwyczajeni do zamieszkiwania na wyspie o tak dużej aktywności wulkanów, to jednak obecna sytuacja jest wyjątkowa.
- Tu na co dzień nie ma jednak wstrząsów odczuwalnych przez ludzi. A teraz od tygodnia trzęsie. Drogi są popękane w Grindaviku, budynki pękają, towar spada z półek sklepowych. To nie jest normalne i widać, że to będzie duża erupcja. W wakacje też była erupcja wulkanu i widzieliśmy to ze swojego okna. Ale wtedy to była mała erupcja - opowiada Bartek.
Zarząd Dróg opublikował w sobotę zdjęcia popękanych jezdni, przypominając, że wjazd do miasta jest niemożliwy z powodu zagrożenia.
- Teraz się nie boimy, ale mamy świadomość, że erupcja, która teraz nastąpi będzie dużo większa i skutki mogą być takie, że miasto Grindavik przestanie istnieć, albo będzie trzeba je odbudowywać - mówi Bartek Michajluk.
Bartek dodaje, że Islandczycy do zagrożenia podchodzą ze spokojem, ale widać symptomy tego, że jest inaczej niż zwykle. - Ludzie wykupują latarki, świeczki, zaopatrują się w wodę. Bo może się okazać, że nie będzie prądu i ciepłej wody. To nie jest panika, ale przezorność - mówi.
O swojej ewakuacji z miasta Grindavik napisała w mediach społecznościowych koszykarka lokalnej drużyny Danielle Rodriguez. Zawodniczka ze swoją dziewczyną wyruszyły z domu dwoma samochodami, kiedy jeden z nich się zepsuł i musiały się zatrzymać. Wtedy poczuły wstrząsy.
"W tym momencie poczułam największy strach o swoje życie, jaki kiedykolwiek czułam. Ziemia zaczęła się trząść tak bardzo, że musiałam złapać się samochodu i szczerze mówiąc przez dobre 30 sekund czułam się tak, jakby ziemia miała pęknąć i zabrać nas oboje" - relacjonowała koszykarka w sobotę wieczorem na portalu X.
W kolejnym wpisie zamieściła krótki film pokazujący popękaną drogę.
Z Grindaviku ewakuowano około 3 tysięcy osób. Ludzie, którzy musieli uciekać, szybko dostali niezbędną pomoc.
- Społeczność islandzka jak i polska wykazuje się dobrym sercem, jest bardzo wiele osób, które chcą pomóc. Jest założona grupa na Facebooku gdzie możemy pisać iż udzielimy pomocy, mogą też pisać potrzebujący. Czerwony Krzyż zorganizował bardzo szybko noclegi. Atmosfera jest troszkę napięta z powodu zagrożonej elektrowni - relacjonuje WP inna Polka mieszkająca w Keflaviku Ewelina Trzeciak.
Zwierzęta w zagrożeniu
- Mnie osobiście szkoda tych zwierząt, które zostały w Grindaviku. Widzę że ludzie są poruszeni całą tą sytuacją, ale nie panikują - dodaje Ewelina.
Chodzi o zwierzęta, które musiały zostać w domach z powodu pilnej ewakuacji. Do Grindiviku w tej chwili nikt nie jest wpuszczany.
- Przebywanie w tej okolicy nie jest bezpieczne. Niestety nie możemy pozwolić, aby ktoś wszedł na ten teren w celu odebrania zwierząt - powiedział w sobotę wieczorem Vidir Reynisson, szef wydziału ochrony ludności i zarządzania kryzysowego przy Krajowym Komisarzu Policji w Islandii, którego cytuje portal mbl.is.
Według wyliczeń, które są prowadzone w specjalnej grupie na Facebooku, w mieście zostało 58 kotów, 2 króliki, 2 chomiki, 49 koni, 13 papug, 130 gołębi, 204 owce i 15 tysięcy kurczaków. Jak wynika z wpisów w grupie, trwają próby organizacji wyjazdu, który mógłby uratować chociaż część z nich.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Bartek Michajluk zwraca jeszcze uwagę na to, że najbardziej obecną sytuacją najbardziej przejmują się turyści, którzy już są na miejscu, albo się tam wybierają.
- Poza tym, ci ludzie, którzy mieszkają w Grindaviku są zdenerwowani i nie wiedzą co mają robić, bo się boją. Ale ludzie, którzy mieszkają dookoła, to można powiedzieć, że niektórzy są wręcz zachwyceni, że wulkan wybucha i będą mogli zrobić sobie wycieczkę i to zobaczyć. Wybuch wulkanu zawsze jest takim większym wydarzeniem i każdy chce to zobaczyć z bliska, zrobić zdjęcie lawy - opowiada Polak.
Czytaj także:
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski