PolskaZabójstwo Jaroszewiczów. Główny oskarżony zabrał głos

Zabójstwo Jaroszewiczów. Główny oskarżony zabrał głos

Wraca głośna sprawa morderstwa byłego premiera Piotra Jaroszewicza i jego żony Alicji. Po raz pierwszy od kilku miesięcy wypowiedział się główny oskarżony, Robert S.

Zabójstwo Jaroszewiczów. Główny oskarżony zabrał głos
Zabójstwo Jaroszewiczów. Główny oskarżony zabrał głos
Źródło zdjęć: © EASTNEWS | Jakub Kaminski
oprac. Ewa Walas

Kolejna rozprawa w tej sprawie odbyła się w poniedziałek w Sądzie Okręgowym w Warszawie.

Podczas zeznań Robert S. cofnął się do lat 80. Opowiedział o początkach znajomości z innym oskarżonym, Dariuszem S. Do pierwszego spotkania doszło podczas zajęć karate. W miarę rozwijania się znajomości mężczyźni mieli założyć biznes polegający na sprzedaży kurtek.

Robert S. stwierdził, że miał świadomość, że jego kolega go oszukuje, ale kontynuował znajomość. Oskarżony stwierdził też, że Dariusz S. był aresztowany w tamtym czasie w Niemczech "w związku z kradzieżą lub kradzieżami". Jego zdaniem, to wpływ kolegi sprawił, że zszedł na kryminalną drogę. Dariusz S. miał namawiać oskarżonego do napadów, przekonując, że to szybki sposób na zarobienie sporych sum pieniędzy.

"Wiedzą, co wydarzyło się w Aninie"

Zdaniem Roberta S., jego były wspólnik to osoba "mściwa i pamiętliwa". Jako przykład podał proces radomski.

Zobacz też: Kukiz dogadał się z Kaczyńskim. "Może brakować głosów wierzgającego Gowina"

- Zorientowałem się, że on ma takie bardzo chore podejście do całej sytuacji, konkretną urazę do sędziego i prokuratora, który nas oskarżał - powiedział.

Robert S. przyznał, że wielokrotnie słyszał z ust Dariusza S., że ten "zemści się" w związku z tą sprawą. Miał nawet poinformować go, że ustalił miejsce zamieszkania przewodniczącego składu sędziowskiego, który go skazał.

Zdaniem Roberta S., dwóch współoskarżonych ws. zabójstwa Jaroszewiczów łączy "coś więcej", niż sprawy, które są rozpatrywane w czasie obecnie toczącego się procesu. Przyznał, że z jego perspektywy mężczyźni wiedzą, co wydarzyło się w Aninie.

"Ten człowiek jest skłonny do agresji"

Główny oskarżony zasugerował również, że Dariusz S., przyznając się do napadu na willę byłego premiera, od samego początku "wyraźnie zasygnalizował" prokuratorom, że ma nadzieję na nadzwyczajne złagodzenie kary w innej sprawie.

- Z nieoficjalnych źródeł wiem, że i Marcin B. jeszcze o to zabiegał - stwierdził Robert S.

Mężczyzna zeznał również, że jego były wspólnik jest człowiekiem skłonnym do agresji i popełnienia ciężkich zbrodni. - Przez cały okres odbywania kary nie miał żadnej krytycznej refleksji, jakiejkolwiek, że słusznie ją odbywa - powiedział.

Jednocześnie Robert S. wskazał, że zupełnie inaczej jest w jego przypadku, gdyż zdaje sobie sprawę, że przez jego "poprzednią działalność" ucierpiało wiele osób.

Morderstwo byłego premiera i jego żony

Do napadu na posesję Piotra Jaroszewicza i jego żony Alicji doszło w nocy z 31 sierpnia na 1 września 1992 roku.

Zdaniem prokuratury, trzech mężczyzn przez wiele godzin obserwowało posesję ofiar. Do domu mieli włamać się przez uchylone okno łazienki, a biegającemu w ogrodzie psu podać środki nasenne.

Po wejściu do mieszkania Robert S. miał obezwładnić byłego premiera uderzeniem w tył głowy, a następnie przywiązać z pomocą pozostałych napastników do fotela. Jego żona została natomiast skrępowana i położona na podłodze w łazience.

Prokuratura wskazuje, że tuż po rabunku domu, w godzinach wczesnoporannych, Piotr Jaroszewicz oswobodził się z więzów. Wtedy napastnicy posadzili go na fotelu, a Robert S. miał udusić byłego premiera.

Chwilę po zamordowaniu mężczyzny główny oskarżony miał zastrzelić jego żonę, Alicję Solską-Jaroszewicz.

Oskarżonym grozi kara dożywotniego pozbawienia wolności.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)