Ostatnie spotkanie z rodzicami
"Ksiądz Jerzy doświadczał agresji ze strony milicji i służb specjalnych. Zatrzymywano go, gdy gdzieś jechał, i przetrzymywano przez kilka godzin, tak by nie zdążył przybyć na umówioną Mszę św. Zdarzało się, że obok samochodu, którym jechał, przejeżdżał inny, tak blisko, że uszkadzał boczne lusterko. Wciąż miał na podsłuchu telefon, dlatego prawie w ogóle z niego nie korzystał."
- Kiedy był w domu ostatni raz przed śmiercią, zostawił mi do zaszycia sutannę. I nie wiem dlaczego, powiedział: "Odbiorę następnym razem. Albo najwyżej będzie mama miała na pamiątkę". I trzymam ją na pamiątkę do dziś. Kiedy ksiądz Jerzy wyjeżdżał z domu, powiedział do matki: - Jakbym zginął, to tylko nie płaczcie po mnie. Do dziś te słowa brzmią jej w uszach. Dziwiła się tylko, że ksiądz Jerzy jak nigdy dotąd kilka razy obchodził dom, zrywał kwiaty, a przed wyjazdem do Warszawy pobiegł jeszcze na pole.
- Robił zdjęcia kwiatów, które siałam. Pamiętam, że to były czerwone maki - wspomina matka. Sprawiał wrażenie, jakby się żegnał ze światem dzieciństwa i z domem rodzinnym. Nie mógł się rozstać z Okopami" - pisze Milena Kindziuk.
30 października 1984 roku był najbardziej tragicznym dniem jej życia. Wtedy bowiem dotarło do niej, że jej syn został zamordowany. Skoro odnaleziono ciało, znaczy, że nie żył. (...)
"Zbolała, poraniona matka przez jakiś czas stała w milczeniu przy trumnie syna. Żegnała się z nim. Uklękła, pocałowała go w nogi i ręce. - Ja niegodna, żeby mogła całować jego twarz... - mówi Marianna Popiełuszko.
(neskax)