"Macierewicz chciał ze mnie zrobić brytyjskiego agenta"
Kiedy Sikorski był szefem MON, jako wiceminister, a potem szef SKW, Macierewicz był jego podwładnym. Sikorski nie miał jednak złudzeń, że zdoła nad nim zapanować. "Sabotował lub ignorował moje polecenia. Wskutek tego byłem niemal całkowicie odcięty od informacji kontrwywiadowczych. (...) Macierewicz widzi się jako skrzyżowanie Piłsudskiego z Piotrem Skargą, więc nie wchodzi w grę, aby podporządkował się jakimś pomniejszym śmiertelnikom. Nawet prezydent miał świadomość, że dla Macierewicza nie jest żadnym autorytetem. Wielokrotnie ostrzegałem premiera Kaczyńskiego, że rachunek za jego poczynania będzie słony" - mówił.
Zarzuca mu, że próbował go dyskredytować. "Doszły mnie słuchy, że Macierewicz w dość selektywny sposób tępił stare kadry w resorcie. Na przykład zapałał sporą sympatią do pewnego oficera z czasów Peerelu, którego głównym powodem do chwały zawodowej poprzednich lat było to, że udało mu się założyć podsłuch tu, w Chobielinie, co było ponoć skomplikowaną operacją. Koniaczek, pochwały, panie pułkowniku, przecież jest pan fachowcem, na pewno nie rozpoczęliście operacji 'Szpak' bez powodu, trzeba do niej powrócić i ją dokończyć". Taki kryptonim nosiła akcja inwigilacji Sikorskiego prowadzona w latach 1992-1995 przez WSI, które były zainteresowane jego podwójnym obywatelstwem. Jednym słowem, Macierewicz chciał z Sikorskiego zrobić brytyjskiego agenta. "To, że mój zastępca, kontynuując dzieło SB i WSI, próbował mnie dyskredytować, nie budowało między nami więzi zaufania" - konkludował.