Wyrok: winny - i co z tego?
W ostatnią niedzielę, 5 listopada, cały świat znów zwrócił swoje oczy na Irak. Informacja, która w ciągu kilku minut obiegła wszystkie kontynenty, musiała przykuć uwagę nawet tych osób, które nie interesują się żadnymi kwestiami politycznymi swojego lub jakiegokolwiek innego kraju. Saddam Husajn, oraz dwóch jego najbliższych współpracowników, zostało skazanych na śmierć.
Wyrok został wydany jako kara za zbrodnię ludobójstwa, popełnioną na szyitach w 1982 r. W efekcie przeprowadzonej masakry, zginęło ponad 140 osób a ponad 1500 objęły szerokie represje. Akcja ta była odwetem za nieudany zamach na ówczesnego prezydenta Iraku.
Informacja ta, mimo że rozeszła się lotem błyskawicy, chyba dla nikogo nie była prawdziwym zaskoczeniem. Otwartymi pytaniami pozostawały tylko kiedy wyrok zostanie wydany, w jaki sposób Saddam zginie, kiedy się to stanie i czy da się z tego zrobić transmisję na żywo.
No i stało się – w ponad dwa lata od pojmania, stoper został zatrzymany.
Sam wyrok, przynosi jednak zarazem zadowolenie i problemy. Zadowoleni są oczywiście najbardziej Amerykanie – wreszcie udało się doprowadzić do "sprawiedliwości dziejowej", udało się pokazać światu że można walczyć z autorytaryzmem i później go rozliczać.
Kwestia, czy proces był sprawiedliwy czy pokazowy jest w tym momencie sprawą drugorzędną. Z pewnością w wielu komentarzach padnie kwestia wciąż nieujętego Osamy bin Laden’a, ukazująca wyrok jako przestrogę: "bój się, będziesz następny, nie ukryjesz się". Dodatkowo, rządzący w USA nie mogli wymarzyć sobie lepszego prezentu zwłaszcza teraz, gdzie dosłownie za kilka dni odbędą się wybory do Kongresu. Nasuwa się pytanie, czy data ogłoszenia wyroku nie była przypadkowa.
Problemem może stać się zwiększona aktywność bojówek ekstremistycznych w Iraku, mogą zdarzyć się manifestacje zwolenników dyktatora, protesty, wymiana ognia z siłami koalicji. Na to jednak wojska sojusznicze wydają się być przygotowane – zwiększono patrole, wzmocniono siły w kluczowych punktach Bagdadu jak i całego kraju. Jak donoszą jednak światowe media, przeciętnych obywateli Iraku kwestia osądzenia Saddama obchodzi coraz mniej. W pewien sposób zaakceptowali oni jego schwytanie, karę śmierci oraz jej wykonanie na Husajnie i uznali to za fakt w pewien sposób już dokonany. Bardziej martwią się o siebie i swój spokój.
Nie wiadomo jednak, kiedy wyrok zostanie wykonany. Obrońcy Husajna już zapowiedzieli, że wniosą odwołanie od wyroku. Obiektywnie patrząc, argumentów na ponowne rozpatrzenie sprawy mają sporo – kraj nadal okupowany jest przez wojska amerykańskie, niezawisłość sądu może być w ten sposób łatwo podważona. Ponadto, w porównaniu z całym "dorobkiem" Husajna, wyrok zapadł w sprawie, która wcześniej szerszej opinii publicznej była całkiem nieznana – sugeruje to opieszałość sądu - jak najszybciej wydać wyrok i odtrąbić sukces.
Przy tym wszystkim, sprawą zgoła "kosmetyczną" wydaje się sposób uśmiercenia. Powieszenie, zamiast rozstrzelania, które "przysługuje" wojskowemu ma w pewien sposób dodatkowo upokorzyć dyktatora. Nie wiadomo, czy przyniesie to pożądany skutek bo sam Husajn, jak zapowiada, śmierci się nie boi. Będzie to raczej przestroga dla jego zwolenników niż dla samego skazanego.
Wyrok zapadł i obiektywnie patrząc, nie mógł być inny. Ale od zakończenia sprawy do jego wykonania droga może być jeszcze długa i wyboista, z wieloma przestojami i niespodziankami. A tutaj czas gra na niekorzyść Amerykanów, ponieważ coraz mniej osób – zarówno w Iraku, Stanach Zjednoczonych jak i na świecie - aktywnie interesuje się procesem Saddama.
Gdyby został on osądzony szybko, niedługo po złapaniu, miałoby to zdecydowanie większy wymiar medialny i uwiarygodniałoby interwencję w Iraku. Ogłoszenie wyroku tylko na chwilę zatrzymało stoper. Teraz rusza on na nowo i zatrzyma się dopiero, gdy Husajn zostanie zdjęty z szubienicy. Ale wtedy to już wcale nie musi być sukces USA, tylko pewnego rodzaju "ostatnia deska ratunku".
Paweł Żebrowski