"Wypuścili Komendę, teraz wrabiają mojego syna". Mama Ireneusza M. w mocnych słowach broni syna
Za tę zbrodnię skazano Tomasza Komendę, ale jest nowy podejrzany. - Stają na głowie, żeby coś znaleźć. Zaraz po tej zbrodni przesłuchiwali i badali Irka. Wtedy DNA się nie zgadzało. To jakiś absurd - grzmi mama Ireneusza M.
Sprawa Tomasza Komendy nadal nie schodzi z ust Polaków. Po 18 latach w więzieniu opuścił jego mury. Sprawa jednak toczy się dalej, bo jest nowy podejrzany. To Ireneusz M., który usłyszał zarzuty, kiedy Komenda był jeszcze zamknięty. Ale mama Ireneusza nie wierzy w jego winę.
"Mówią, że mają niezbite dowody w postaci badań DNA. Przecież zaraz po tej zbrodni przesłuchiwali i badali Irka. Wtedy DNA się nie zgadzało, a teraz się zgadza? To jakiś absurd! - mówi Romulada Matuszak w rozmowie z "Super Expressem". Przyznaje, że według niej, policja "staje na głowie, żeby coś znaleźć".
"Nie wytrzymuje, chce się zabić"
"W zeszłym roku wpadli do mojego domu i dawaj robić rewizję. Szukali buta tej dziewczynki i kawałka pierścionka. Nawet mąkę mi wysypali, żeby sprawdzić, czy tam nic nie ma. To wszystko wydaje mi się mocno naciągane" - opowiada. Dodaje, że jej syn jest załamany. "Dzwoni z aresztu. Jest załamany, bo funkcjonariusze zmuszają go, żeby się przyznał. Nie wytrzymuje, chce się zabić" - wyjaśnia.
Za Ireneuszem murem stoi także jego była żona. "Rozwiedliśmy się i nie interesuje mnie jego los. Ale przez wszystkie wspólne lata Irek zachowywał się normalnie. Czy morderca tak by potrafił?" - mówi Katarzyna W.
Ireneusz M. nie przyznaje się do winy. Tak samo jak nie przyznawał się Tomasz Komenda. W 2004 roku został skazany na 25 lat więzienia za zabójstwo i zgwałcenie 15-latki. Teraz czeka, aż Sąd Najwyższy wznowi postępowanie w tej sprawie. - Jeszcze to do mnie nie dociera. Wciąż jest we mnie adrenalina. Trzeba czasu, żeby to wszystko ze mnie zeszło i żebym uświadomił sobie, gdzie jestem - mówił niedawno w rozmowie z dziennikarzem TVN.
"Brudno, robaki chodzą. Szok, no szok"
42-latek nie kryje radości, związanej z nowymi warunkami mieszkaniowymi. Wreszcie ma własny pokój, wreszcie będzie mógł się wyspać we własnym łóżku.
- Ten kto nie przespał choćby dwóch nocy na pryczy nie zrozumie tego. Człowiek wstaje i jest cały poobijany. Brudno, robaki chodzą. Szok, no szok - mówił. Tomasz z niechęcią wspomina nie tylko więzienną pryczę.
- Jak trafiłem do aresztu, musiałem poznać zasady. Kto ich nie znał, ponosił kary. Jak postawiłem gołą stopę na podłogę, współosadzeni przygotowywali czajnik wrzątku i lali mi na stopy. To był rodzaj nauczki. Byłem uznawany za pedofila i to nie tylko przez osadzonych. Także wychowawca, oddziałowi pluli w moją stronę. Musiałem się z tym godzić - zdradził.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl