Wyprowadzili się od bliskich. Ratownicy i lekarze izolują się. Tak spędzają czas z rodziną

Na kilka metrów odległości, przez okno czy zza bramy. Byle nie podejść za blisko, byle powstrzymać chęć wyściskania bliskiej osoby. Pracownicy służby zdrowia w czasach koronawirusa często decydują się na odizolowanie od rodziny. - Dzieci bardzo tęsknią - mówi nam lekarz. - Nie rozumieją, że to może potrwać jeszcze wiele tygodni - dodaje ratownik.

Wyprowadzili się od bliskich. Ratownicy i lekarze izolują się. Tak spędzają czas z rodziną
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne

Łukasz Paluch pracuje w warszawskim szpitalu, który został przekształcony w jednoimienny szpital zakaźny.

- Decyzję o rozłące na czas pandemii podjęliśmy razem z żoną. Ona jest lekarzem stomatologiem, ma więc pełną świadomość zagrożenia, bardzo martwiła się o ewentualne zakażenie nas, a w efekcie naszych dzieci - mówi lekarz w rozmowie z Wirtualną Polską.

I opowiada: - Kilka dni po ogłoszeniu pierwszego zarażonego pacjenta w Zielonej Górze, moja rodzina przeniosła się pod Warszawę. Spodziewaliśmy się, że liczba zakażeń szybko wzrośnie i że stolica będzie bardzo obciążona. O konieczności odizolowania się rozmawialiśmy jednak dużo wcześniej, wiedząc, że epidemia prędzej czy później trafi do Polski.

Są zasady

Łukasz Paluch mieszka teraz w Warszawie, a jego żona razem z dziećmi – 4,5-letnim synkiem i 3-letnią córeczką – są u teściów pod Warszawą. - Na początku całkowicie się odseparowałem. Mieliśmy "kontakt" tylko przez rozmowy wideo. Teraz sytuacja jest trochę lepsza - w związku z tym, że nie mam bezpośredniego kontaktu z pacjentami, raz na jakiś czas przyjeżdżam do rodziny. Są jednak pewne zasady. Przede wszystkim widzimy się tylko na zewnątrz. Po drugie, kontaktujemy się z dużej odległości – co najmniej trzech, czterech metrów. Siadamy sobie po prostu na podwórku i rozmawiamy, albo bawimy się z synkiem, grając w piłkę czy też strzelając do celu. Mam też w tym czasie na sobie cały czas maseczkę. Takie spotkania trwają mniej więcej godzinę, raz na dwa dni - wyjaśnia lekarz.

Przyznaje, że dzieci bardzo za nim tęsknią. - Ale synek dużo rozumie. My mu tłumaczymy, co to są wirusy, jak się można nimi zakazić. On akceptuje i rozumie, że nie może się zbliżać, bo tata kontaktuje się z dużą ilością osób. Córeczka jest mniejsza. Wyrywa się, żeby mnie przytulić. Żona stara się ją jakoś mimo wszystko hamować - mówi lekarz.

- Jest nam z żoną też ciężko, ale żony lekarzy są przyzwyczajone, że nas często nie ma. To nie jest pierwsza nasza taka rozłąka. Jakoś sobie radzimy.
Nie możemy wyznaczyć terminu, ile ta izolacja będzie jeszcze trwała. Podejrzewam, że minimum do końca kwietnia - podsumowuje Łukasz Paluch.

Obraz
© Archiwum prywatne

Widzisz bliską osobę, ale nie możesz jej przytulić

Michał Fedorowicz natomiast jest ratownikiem medycznym. Wirtualnej Polsce mówi, że "wyprowadził rodzinę z domu". - To nie była wspólna decyzja, a moja indywidualna, podjęta dwa tygodnie temu. Powiedziałem dzieciom, że zobaczymy się na wakacje. Moje kilkuletnie dzieci wtedy spytały: tato, a jaka jest teraz pora roku? Mówię im, że wiosna. W odpowiedzi usłyszałem, że w takim razie zaraz jest lato i zaraz się zobaczymy - opowiada ratownik medyczny.

Jego rodzina wyprowadziła się za Warszawę. Sam zajął mieszkanie, w którym dotychczas mieszkał z rodziną. - Nie mówię, że w nim mieszkam, bo to by było nad wyraz. Tak jak chociażby dzisiaj: wyszło, że muszę pracować już trzecią dobę. To mój wybór, ale w mieszkaniu niemal mnie nie ma. Albo przyjeżdżam tylko na sześć godzin, na noc - wyjaśnia.

Ostatni raz widział żonę w poniedziałek. - Zrobiłem zakupy rodzinie, żeby sami nie musieli ich robić. To bardzo ciężka sytuacja, kiedy widzi się bliską osobę przez bramę z odległości kilku metrów. I kiedy nie można jej przytulić. Trzeba niezwykle uważać. Z dziećmi nie widuję się nawet z tej odległości – obawiam się, że mogłyby się wyrwać, żeby się przytulić. Pozostają rozmowy wideo - wyznaje ratownik.

Kłamią - świadomie, lub nie

Wyjaśnia: - Ja się izoluję głównie dlatego, że ludzie niestety oszukują medyków – nieświadomie, ale często też i z pełną świadomością. Jeśli ja nie zostanę oszukany, to może zostać oszukany inny zespół. Cała stacja, 15 osób na zmianie, idzie wtedy na kwarantannę.

Ratownik podaje przykład. - Wchodzę do pacjenta i pytam za każdym razem – czy jest ktoś objęty kwarantanną. Mówią, że nie. Pytam, czy mają gorączkę 38 stopni. Mówią nie. Ale ja i tak im mierzę temperaturę, teraz nie można ufać ludziom na słowo. I wychodzi 37,8. I okazuje się jeszcze, że brał wcześniej lek przeciwgorączkowy, bo go głowa bolała. A więc miał gorączkę, miał objaw. Ta osoba nieświadomie, ale jednak mnie okłamała. Stąd tak rygorystyczne podejście do tematu - tłumaczy.

- Czuję się z tym wszystkim naprawdę źle. Powoli nie widzę w tym sensu, żeby się tak męczyć, a z drugiej strony wiem, że ja po prostu muszę to robić i się izolować. To jest męczarnia, kiedy nasze relacje opierają się na rozmowach telefonicznych i czatach wideo. Moja Ania też już psychicznie wysiada. Dla wszystkich to jest trudne. Dzieci cały czas pytają, kiedy wrócę. I nie rozumieją, że muszę walczyć. Dopóki nie będzie bezpiecznie, ja nie mogę podejmować tego ryzyka. Muszę się izolować - podsumowuje.

Wirtualna Polska ruszyła z akcją wspierającą ochronę zdrowia. Na wydarzeniu na FB Wirtualna Polska - Wspieram Szpitale - wymiana potrzeb, informacji i darów będziemy na bieżąco informować, który szpital potrzebuje wsparcia i w jakiej formie.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (649)