Koronawirus w Polsce. Pracowników szpitala dotknęło wykluczenie. Powód: "mogą mieć kontakt z chorymi"

Pracownicy ochrony zdrowia. To oni wykonują niezwykle ważną pracę, będąc na pierwszej linii frontu w walce z koronawirusem. Potrzebują naszej pomocy nie tylko wtedy, gdy mówią o brakujących maseczkach czy kombinezonach. Potrzebują wsparcia.

Koronawirus w Polsce. Pracowników szpitala dotknęło wykluczenie. Powód: "mogą mieć kontakt z chorymi"
Źródło zdjęć: © East News

23.03.2020 | aktual.: 23.03.2020 07:36

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Wielu docenia ich pracę. Walczą o nasze zdrowie i życie. Również my, w akcji Wirtualnej Polski, wspieramy pracowników ochrony zdrowia. Na wydarzeniu na Facebooku Wirtualna Polska - Wspieram Szpitale - wymiana potrzeb, informacji i darów na bieżąco informujemy, który szpital potrzebuje wsparcia i w jakiej formie. Nie tylko materialnej.

Samodzielny Publiczny Zespół Opieki Zdrowotnej w Kędzierzynie-Koźlu. Szpital ten został - jako jeden z 21 w Polsce - przekształcony w szpital zakaźny na czas epidemii. Zaczął przyjmować pacjentów którzy są, lub mogą być zakażeni koronawirusem. Obecnie w szpitalu przebywają dwie osoby, u których potwierdzono zarażenie i kilka osób z podejrzeniem.

Część pracowników szpitala spotkało się ze społecznym wykluczeniem. Wszystko przez to, że mogą mieć kontakt z osobami zarażonymi. Jarosław Kończyło, dyrektor naczelny szpitala, mówi Wirtualnej Polsce: - Dostaję informacje, że rzeczywiście zdarzają się przypadki społecznego wykluczenia pracowników naszego szpitala. Kędzierzyn Koźle to nie jest duże miasto - każdy się zna i każdy wie, kto w szpitalu pracuje.

Społeczne wykluczenie

Do jakich sytuacji dochodzi? - Słyszałem o tym, że nasz personel został ostatnio wyproszony ze sklepu. Te osoby usłyszały, że to dlatego, bo pracują w szpitalu, gdzie znajdują się osoby z podejrzeniem i zarażone koronawirusem. Zdarzają się pojedyncze osoby, które rezygnują z wizyt w prywatnych gabinetach. Działa to również w drugą stronę – znam przypadek pracownika szpitala, który nie został przyjęty przez stomatologa - opowiada nam dyrektor.

I zapewnia: - My naprawdę dokładamy wszelkich starań do tego, by nasz personel był bezpieczny. Dla mnie najważniejsi są moi współpracownicy i ich bezpieczeństwo. Dlatego wymagamy, by ilość środków ochrony osobistej była nielimitowana. Dlatego zbudowaliśmy strefy czyste i brudne oddzielone śluzami.

- Przypominam, abyśmy pamiętali, że personel medyczny to są osoby, które stoją na straży nas wszystkich. Walczą codziennie o zdrowie i życie pacjentów, a spotykają się z wykluczeniem, które absolutnie nie powinno mieć miejsca - dodał dyrektor Kończyło.

Wspierać, nie - odcinać się

Rafał Hołubicki, rzecznik prasowy Naczelnej Izby Lekarskiej, pytany, czy ma sygnały, by wśród lekarzy wykluczanie działo się na większą skalę odpowiada, że na szczęście nie. Jednocześnie przyznaje, że jeśli gdziekolwiek takie podejście się pojawia, jest ono naganne. - Szczególnie, że mówimy o osobach, które są na pierwszej linii frontu walki z koronawirusem. Ich zadaniem jest ratowanie zdrowia i życia ludzkiego.

Wspomniał o śmierci prof. Wojciecha Rokity, który zmarł 18 marca. Był jednym z zarażonych koronawirusem, ale wirus nie był przyczyną jego śmierci. Adwokat Sławomir Gierada twierdzi, że profesor popełnił samobójstwo w związku z falą hejtu, której doświadczył. - Jego śmierć nami wstrząsnęła. Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej wystosował wówczas apel do społeczeństwa o powstrzymaniu fali zła, solidaryzowaniu się i wspieraniu siebie nawzajem. Jak napisał, "Koronawirus nas nie wyniszczy! To my sami się wyniszczymy agresją, nienawiścią, hejtem i fejkami" - przypomniał Hołubicki.

- W tym trudnym czasie zawsze będziemy apelować, by zachować rozwagę i wspierać lekarzy, a nie się od nich odcinać. Oni wykonują bardzo ciężką pracę, często są przemęczeni, tych zasobów kadrowych jest naprawdę mało. Musimy troszczyć się o nich i walczyć o ich prawa i bezpieczeństwo - dodał.

Koronawirus wywołuje strach

To, jak mógł zadziałać mechanizm wykluczenia, tłumaczy nam psycholożka Małgorzata Libman-Sokołowska z inicjatywy Psychologowie dla Społeczeństwa.

- Sytuacja pandemii to jest coś, z czym my, żyjący teraz, mierzymy się po raz pierwszy. To sytuacja, w której pojawia się dużo lęku - o zdrowie i życie swoje, ale też bliskich. Kiedy jesteśmy w tym stanie lęku, jesteśmy w stanie pobudzenia organizmu, pobudzony jest nasz układ nerwowy. Jesteśmy też wtedy szczególnie wyczuleni na wszelkie bodźce, które mogą być dla nas groźne. I być może dość prostym skojarzeniem z wirusem jest właśnie osoba pracująca w szpitalu zakaźnym - tłumaczy Małgorzata Libman-Sokołowska, psycholożka w trakcie szkolenia w psychoterapii.

I dodaje: - Jesteśmy tak bombardowani wiadomościami o tym, ile jest chorych i ofiar śmiertelnych, że możemy reagować przesadnie. Sporo osób, szczególnie ze środowiska medycznego, mówi o tym, jak bardzo brakuje im środków zabezpieczających. Ten głos trafia do ludzi i oni wiedzą, że jest z tym problem. Stąd też pewnie pojawia się w nich ten strach, który, jak widać, czasem skutkuje pewnym odrzucaniem tych osób.

- Pamiętajmy też, że ludzie mają bardzo dużo szacunku dla tych osób, które w szpitalach pracują. Takich postaw powinno być jak najwięcej - podsumowuje.

Nieodpłatnie, bezinteresownie, przez Internet - to trzy zasady Psychologów dla Społeczeństwa. PDS tworzy w tej chwili już ponad 200 specjalistów, którzy “zwołali” się w internecie, by pomagać Polkom i Polakom w czasie pandemii koronawirusa. W pierwszym rzędzie chcą wesprzeć pracowników służby zdrowia, osoby objęte kwarantanną i tych, którzy potrzebują natychmiastowej pomocy psychologicznej. Można się do nich zgłosić w każdej chwili.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także
Komentarze (368)