Polacy ulegną panice przed koronawirusem? Prof. Czapiński: Mamy do tego niewielką skłonność

Polacy ulegną panice przed koronawirusem? Prof. Czapiński: Mamy do tego niewielką skłonność

Polacy ulegną panice przed koronawirusem? Prof. Czapiński: Mamy do tego niewielką skłonność
Źródło zdjęć: © Forum | Krzysztof Zuczkowski
Piotr Barejka
10.03.2020 13:15, aktualizacja: 10.03.2020 13:42

Koronawirus rozprzestrzenia się szybko, ale panika może być jeszcze szybsza. Chociaż nam, Polakom, może ona nie grozić aż tak bardzo. - Polacy mają szczególnie silnie rozwinięty nierealistyczny optymizm - mówi nam profesor Janusz Czapiński.

Do 18 wzrosła liczba osób zarażonych koronawirusem w Polsce. To przypadki oficjalnie potwierdzone przez Ministerstwo Zdrowia. Premier poinformował, że podjęto decyzję o odwołaniu wszystkich imprez masowych. Za to władze Poznania zamknęły szkoły, żłobki i przedszkola, a maseczki osiągają niebotyczne ceny.

WP: Jak psycholog społeczny patrzy na to, co się teraz dzieje?

Prof. Janusz Czapiński: Czeka na przekroczenie masy krytycznej zachowań, które stworzy silne sprzężenie zwrotne. Chociaż nie chciałbym, aby to się stało.

To znaczy?

Można to zilustrować na prostym przykładzie. Wchodzimy do marketu i widzimy, że na pięćdziesięciu klientów trzech ładuje zapasy do wózków. Jak sami mamy wątpliwości, czy wystarczająco zaopatrzyliśmy spiżarnię, to możemy do nich dołączyć. Jeśli myślimy bardziej racjonalnie, nie poddajemy się wpływowi tych kilku osób, wychodzimy z pustym koszykiem.

Ale po kilku dniach na pięćdziesięciu klientów, dwudziestu może ładować wózki zapasami. I w pewnym momencie następuje przekroczenie masy krytycznej. Im więcej jest takich, którzy robią zapasy, tym więcej do nich dołącza, zaczyna brakować produktów. Klasyczny przykład paniki, w tej sytuacji na rynku spożywczym i higienicznym.

Czyli naśladujemy się nawzajem, nakręcamy wzajemnie w panice.

Musimy podzielać z innymi podobne obawy, musimy się podobnych rzeczy bać. Inwestorzy giełdowi przestraszyli się spadku wartości swoich aktywów, wobec tego zaczęli masowo je wyprzedawać. Klienci sklepów, w których można zrobić zapasy, podzielają lęk przed śmiercią. To jeden z silniejszych lęków, jakie towarzyszą człowiekowi.

Jeśli podstawowej wartości, jaką jest nasze życie, coś zagraża, to nic dziwnego, że ludzie się boją. Ci, którzy do tej pory nie rzucali się na kaszę czy mąkę, dostają tak zwany społeczny dowód słuszności. Bo jeśli połowa klientów robi zapasy, to uważamy, że oni wiedzą, co robią. Więc zaczynamy się przyłączać do nich, naśladować.

Wtedy czujemy się bezpieczniej?

Wszyscy mówią, że myśmy tego wirusa jeszcze nie oswoili. Nie tylko w sensie szczepionek, ale my go jeszcze nie rozumiemy, nie wiemy do końca, jak on się może szerzyć, w jakim tempie, co mu sprzyja. Innymi słowy, to jest nowa, nieznana groźba utraty zdrowia albo życia. Do tego dochodzą różnego typu restrykcje, które władze mogą zarządzić.

Chociaż większość ludzi może sobie zdawać sprawę z tego, jakie są statystyki, to człowiek nie myśli kategoriami statystycznymi. Myśli tym, co mu podpowiadają inni. Tutaj niedoścignione są media.

Jesteśmy bliscy czy dalecy od paniki?

Paniki konsumenckiej jeszcze nie zaobserwowałem. Ale niewykluczone, że ona nadejdzie, gdy liczba zainfekowanych Polaków będzie porównywalna z tą, która jest w Niemczech, nie mówię już o Włoszech.

I wtedy zareagujemy tak, jak Włosi?

Uważam, że Polacy wykazują bardzo niewielką skłonność do paniki. Mamy na to, nawet w niedalekiej przeszłości, trzy dowody.

Jakie?

Pierwszy to ptasia grypa, gdy spadek spożycia kurczaków był niewielki. Na pewno nieporównywalny z tym w innych europejskich krajach. Drugi to BSE, czyli choroba szalonych krów, i niezauważalny spadek spożycia wołowiny. I trzeci przypadek świńskiej grypy, który jest szczególnie mocnym dowodem. Wtedy pani premier zdecydowała, że nie kupujemy szczepionek, a społeczeństwo nie zaprotestowało.

Pozostaje pytanie, czy teraz Polacy zachowają się podobnie jak w przypadku trzech ostatnich zagrożeń.

Nieskłonny do paniki Polak. Z czego to może wynikać?

Polacy mają szczególnie silnie rozwinięty nierealistyczny optymizm. Ja zachoruję? Ale skąd, sąsiad zachoruję. Ja trafię do więzienia? Nie ma szans. Ja młodo umrę? Niemożliwe. Polak wierzy, że jest w czepku urodzony.

Jest taka różnica między nami, a na przykład Włochami?

Nie znam danych z Włoch, ale my mamy porównywalny optymizm do Amerykanów. Tam też nie widać żadnej paniki.

Czyli jesteśmy odporni na panikę?

Poprzednie sytuacje nie były szczepionką na panikę. One tylko pokazały, że niełatwo ulegamy panice. Być może jest w nas taki gen, że i w tej sytuacji jej nie ulegniemy, nie będziemy szaleć na rynku. To już czas pokaże.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (68)
Zobacz także