Wypłynęła rozmowa wicedyrektora z rezydentem. Mamy oświadczenie szpitala
Opisywana przez nas sprawa ma ciąg dalszy. Szpital odniósł się do konfliktu między wicedyrektorem placówki a rezydentem, który został wezwany na rozmowę, bo zgłosił, że jeden dyżurny na odział i na SOR to zagrożenie dla zdrowia pacjentów. Padły wulgaryzmy i groźby.
Zbigniew Sobociński, wicedyrektor Szpitala Uniwersyteckiego nr 2 im. dr. Jana Biziela w Bydgoszczy, groził Bartoszowi Fiałkowi, rezydentowi i przewodniczącemu bydgoskiego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy zwolnieniem i używał przy tym wulgarnych słów. Powodem wymiany zdań dwóch mężczyzn było to, że rezydent zaalarmował o zagrożeniu dla zdrowia pacjentów, spowodowanym zarządzeniem placówki. Po tym, jak do sieci trafiło nagranie rozmowy, placówka wydała oświadczenie.
Z przesłanego do redakcji WP dokumentu dowiadujemy się, że wicedyrektor szpitala "wycofał się z zapowiedzi działań sugerowanych w toku poprzedniej rozmowy i kilkukrotnie wyraźnie przeprosił pana przewodniczącego za emocjonalne zachowanie, jego treść i formę. Przeprosiny zostały przyjęte przez lek. med. Bartosza Fiałka, który zażądał jednak dodatkowo przeprosin w formie pisemnej". Takich się jednak na razie nie doczekał. Dyrekcja szpitala również nie zamierza przekazać ich "na papierze".
"Z uwagi na fakt, iż twierdzenia i oświadczenia, które stały się katalizatorem dalszych zdarzeń, nastąpiły w formie ustnej i miały miejsce w obecności jedynie lek. med. Bartosza Fiałka, dyrekcja szpitala uznała za odpowiednie i stosowne wyrażenie przeprosin w tożsamych formie i okolicznościach" - czytamy w oświadczeniu.
"Nieadekwatne zachowanie rezydenta"
Szpital tłumaczy, że zarządzenie - lekarze z poszczególnych klinik mieli zajmować się pacjentami przywożonymi na SOR - było wynikiem rozwiązania umów przez kierownika i zastępcę kierownika Oddziału Klinicznego Medycyny Ratunkowej. I przyznaje, że przez "brak natychmiastowo dostępnych specjalistów pojawiła się sytuacja kryzysowa stwarzająca realne zagrożenie braku personelu koniecznego do zapewnienia należytego działania OKMR i bezpiecznego udzielania świadczeń zdrowotnych pacjentom". Dodaje jednak, że kadry uzupełniono i tym samym zarządzenie przestało obowiązywać. Co więcej, od początku było wiadomo, że to rozwiązanie tymczasowe.
Z oświadczenia dowiadujemy się też, że kontrole PiS nie potwierdziły zarzutów Fiałka. Dyrekcja uważa, że przewodniczący związku zawodowego w Bydgoszczy powinien wcześniej ją pisemnie powiadomić.
Dyrekcja szpitala zaznacza, ze "nie neguje i nie deprecjonuje" formy i treści rozmowy przeprowadzonej przez wicedyrektora. Uważa jednocześnie, że "działania podejmowane przez lek. med. pana Bartosza Fiałka w związku z zarządzeniem, ich skala oraz zakres, są nieadekwatne do ewentualnych wątpliwości".
"Naruszają uzasadniony interes szpitala, jego dobre imię i nie uwzględniają przyczyny wydania zarządzenie – zapewnienia koniecznego bezpieczeństwa pacjentom. Tym też można wyjaśnić, choć oczywiście nie tłumaczyć, wzburzenie dyrektora Sobocińskiego w toku, budzącej kontrowersje, rozmowy" - podkreśla dyrekcja.
Ocenia, że "konflikt został zażegnany", ale dalsze działania Fiałka, "których motywy pozostają dla szpitala nieznane, powodują całkowicie zbędną eskalację i nagłośnienie konfliktu".
Treść kontrowersyjnej rozmowy
Sobociński powiedział rezydentowi, że "pomyliła mu się rola w szpitalu", bo to nie on nim zarządza. Z kolei Fiałek zaznaczył, że jako przewodniczący związku zawodowego ma obowiązek zgłaszać możliwe nieprawidłowości. Według Sobocińskiego, rezydent ma jedynie obowiązek się uczyć.
"Dyrektora szpitala obowiązkiem jest zabezpieczyć ciągłość diagnostyczno-leczniczą pacjentów. (…) I pana g...o to interesuje, jakimi sposobami to robi. (…) Ja bardzo chętnie pana pożegnam z tego szpitala z jednego prostego punktu. (…) Dezorganizacja pracy szpitala. Brak odpowiedzialności za losy pacjentów. (…) Pan się wpi...ala nie w to, co potrzeba. Ja się zastanowię (…) jak panu ulżyć w specjalizacji. (...) Ja sobie nie życzę, żeby taki człowiek pracował w tym szpitalu. (...) Ja pana z paragrafu po prostu wyrzucę. (...) Ja się zastanowię, jak cię zwolnić" - brzmi fragment rozmowy.
Zanim szpital wydał oświadczenie, Fiałek w rozmowie z WP przyznał, że jest mu przykro, że nie było wcześniejszej reakcji placówki. Jak dodał, wicedyrektor powiedział do niego: "Jak poczuł się pan urażony, to mogę przeprosić". Nie była to jednak deklaracja pisemna, dlatego rezydent podjął kroki formalno-prawne. W środę zeznaje przed Okręgowym Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl