Wypadek kolumny premiera © Kprm, WP

Wypadek polskiej kolumny, o którym nikt nie miał usłyszeć. Milczenie rządu i Ukrainiec zostawiony sam sobie

Lachowski Mateusz

Jedno z aut podróżujących w kolumnie premiera Mateusza Morawieckiego spowodowało w lipcu tego roku wypadek drogowy w Ukrainie - ustaliła Wirtualna Polska. Pojazd uderzył w stojący na poboczu samochód i zmiażdżył jego przód. Ciężkich obrażeń doznał postronny kierowca - 42-letni Ukrainiec Oleh Liszczuk. Został ściągnięty do Polski na leczenie, a ostatecznie skończył sam - bez rehabilitacji, za to z bólem i problemami z chodzeniem. Właśnie wrócił do Ukrainy, gdyż "nie miał już za co żyć".

·     7 lipca 2023 roku premier Mateusz Morawiecki odwiedził Ukrainę, by oddać hołd ofiarom Rzezi Wołyńskiej. Jak wynika z informacji WP, w drodze do wsi Puźniki - w okolicach Tarnopola - jedno z ostatnich aut jadących w kolumnie premiera spowodowało wypadek.

·     Jak ustaliliśmy, pojazd kierowany przez dyplomatów polskiej ambasady w Kijowie staranował stojący na poboczu samochód. W wyniku uderzenia auto przewróciło się na bok do rowu, a kierowca wyleciał przez szybę.

·     Poszkodowany 42-letni Oleh Liszczuk z licznymi obrażeniami trafił do ukraińskiego szpitala w Tarnopolu. Dyplomaci z ambasady nalegali na leczenie w Polsce.

·     Jak mówi WP Liszczuk, tylko w pierwszych dniach w Polsce miał wsparcie. On został przyjęty do szpitala, gdzie przeszedł operację, a jego żona dostała opłacony pokój w hotelu. Ale na tym koniec. W uzyskaniu numeru PESEL, założeniu profilu zaufanego i opłaceniu rehabilitacji pomagać musiała niezależna fundacja U-Work. - 4 sierpnia zabraliśmy pana Oleha i jego żonę ze szpitala. Zostawiono ich samym sobie. Więc zaopiekowaliśmy się nimi - mówi Rafał Grabowski z fundacji.

Autor: Mateusz Lachowski

Wirtualna Polska dotarła do niepublikowanych dokumentów dotyczących wypadku polskich dyplomatów w Ukrainie. Jak wynika z policyjnej notatki, którą posiadamy, jedno z aut jadących w kolumnie dyplomatycznej premiera Mateusza Morawieckiego uderzyło w pojazd czekający na poboczu. A stało się to w przededniu rocznicy Rzezi Wołyńskiej i podczas niezapowiedzianej wizyty premiera.

O wypadku nikt w Polsce nie informował, a rząd - Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, Ministerstwo Spraw Zagranicznych i Ambasada RP w Kijowie milczały w tej sprawie.

Zniszczone auto miało zmiażdżony przód, wylądowało w rowie, a sam kierowca wypadł z pojazdu. W efekcie odniósł liczne obrażenia, w tym złamania. Dotarliśmy do jego dokumentacji medycznej i zdjęć rentgenowskich. Do dziś skarży się na uporczywy ból, ma problemy z chodzeniem, porusza się o kulach i nie może samodzielnie funkcjonować.

Jak ustaliliśmy - poszkodowany usłyszał propozycję leczenia w Polsce. Tu przeszedł operację, a sprawę załatwiali przedstawiciele ambasady.

Jak twierdzi Ukrainiec, to oni obiecali mu zabieg i rehabilitację. Dodaje, że na początku każdy się nim interesował. Urzędnicy pomogli w załatwieniu dokumentów dotyczących wyjazdu - ze względu na trwającą wojnę mężczyźni w Ukrainie nie mogą opuszczać kraju. Zorganizowali wyjazd także dla jego żony, której opłacili pobyt w hotelu.

Na tym pomoc się skończyła. Jak twierdzi poszkodowany w wypadku Oleh, urzędnicy obiecali mu pełną pomoc, a przestali się jednak interesować jego losem już po pierwszych dniach w krakowskim szpitalu. Liszczuk został pozostawiany sam sobie: poturbowany, wymagający długotrwałej i kosztownej rehabilitacji. 

Ukrainiec najpierw był leczony w krakowskim szpitalu wojskowym, później trafił do Krynicy Górskiej - tam pomagała mu niezależna fundacja
Ukrainiec najpierw był leczony w krakowskim szpitalu wojskowym, później trafił do Krynicy Górskiej - tam pomagała mu niezależna fundacja© Wirtualna Polska | Maciej Stanik

Wypadek, o którym nikt miał nie usłyszeć

Poranek 7 lipca tego roku pod Tarnopolem w zachodniej Ukrainie był deszczowy, a na popołudnie zapowiadano też burze. Oleh Liszczuk jak co rano przytulił żonę i wyszedł z domu. 42-letni logistyk wsiadł do samochodu i ruszył do pracy. I pierwszy raz od 18 lat do niej nie dojechał.

Wszystko przez kolumnę z udziałem premiera Mateusza Morawieckiego.

W nocy 7 lipca przez granicę polsko-ukraińską przybyła polska delegacja. O świcie, w nieistniejącej już wsi Ostrówki na Wołyniu, premier oddał hołd ofiarom Rzezi Wołyńskiej. Wkopał drewniany krzyż i pomodlił się. Na miejscu nie było ani ukraińskich przedstawicieli władz państwowych, ani lokalnych.

Następnie z delegacją ruszył na południowy wschód - do nieistniejącej wsi Puźniki w obwodzie tarnopolskim. Tam, na mocy uzgodnień ze stroną ukraińską, trwają poszukiwania zbiorowej mogiły zamordowanych Polaków. Ostrówki od Puźnik dzieli ponad 400 kilometrów. Według nawigacji samochodowej to blisko 6 godzin jazdy.

Z Puźnik do Warszawy z kolei jest 652 kilometry. Zgodnie z nawigacją to ponad 8 godzin jazdy. Delegacja musiała zdążyć do kraju - premier Mateusz Morawiecki i jego współpracownicy musieli dojechać na wieczorne posiedzenie w Sejmie. I faktycznie, na wieczornym bloku głosowań premier już był. A było to wyjątkowo ważne posiedzenie, bo głosowano nad wotum nieufności wobec Ministra Obrony Narodowej Mariusza Błaszczaka.

Po oddaniu hołdu w Ostrówkach konwój z premierem, dyplomatami i ochroną ruszył w stronę Puźnik w obwodzie tarnopolskim. Drogę do Tarnopola udało się pokonać bardzo szybko.

Kolumna, wypadek i głosowania w Polsce

Około godziny 8.30 Oleh Liszczuk wyjechał z Tarnopola w stronę Zbaraża. Po drodze minął pierwszy radiowóz ukraińskiej policji zabezpieczający drogę dla spodziewanego polskiego konwoju.

Postronny 42-letni kierowca z Ukrainy trafił na leczenie do Polski. Miał mieć wsparcie, skończyło się na obietnicach
Postronny 42-letni kierowca z Ukrainy trafił na leczenie do Polski. Miał mieć wsparcie, skończyło się na obietnicach© Wirtualna Polska | Maciej Stanik

- Odjechałem około 30 kilometrów od Tarnopola - mówi Wirtualnej Polsce Oleh. - Najpierw minął mnie pierwszy radiowóz z włączonym sygnałem świetlnym. Następnie zobaczyłem kolejny radiowóz. Jechał środkiem drogi, również z włączonym sygnałem świetlnym i prowadził jakiś konwój. Było go widać z daleka. Za nim były kolejne samochody. Jechały oboma pasami ruchu, więc wszystkie pasy były zajęte. Od razu zjechałem w prawo i zatrzymałem się na poboczu drogi, żeby ich przepuścić - opowiada.

- Przejechał jeden samochód, drugi, trzeci, czwarty, piąty… Pamiętam, że było ich kilkanaście. Wszystkie przejeżdżały obok, zazwyczaj przeciwległym pasem, bo stałem do nich przodem. Nie potrafię powiedzieć, który z samochodów - przedostatni czy ostatni - złapał pobocze od strony, na której stałem i poleciał prosto we mnie. To było czołowe zderzenie. Huk, uderzenie i nie pamiętam już nic. Straciłem przytomność - opowiada.

Polski konwój pojechał dalej. Potwierdził to jeden ze świadków zdarzenia, z którym rozmawialiśmy. Również wspomina radiowozy na sygnale i długą kolumnę aut. Nie potrafi jednak powiedzieć, w którym dokładnie miejscu kolumny jechało auto, które spowodowało wypadek. Jest przekonany, że na miejscu wypadku natychmiast była policja.

Przez to, że wypadek spowodował jeden z ostatnich samochodów w konwoju, pojazdy z przodu po prostu pojechały dalej (to - jak przekazali nam byli oficerowie BOR - standard w przypadku wypadków, pojazdy z premierem się nie zatrzymują w takich sytuacjach).

Premier Morawiecki bez przeszkód dotarł do Puźnik. Po uroczystości i krótkim briefingu prasowym wyruszył do Warszawy. Był tam już o godzinie 18.40 i zdążył z mównicy sejmowej podziękować ministrowi Mariuszowi Błaszczakowi, tuż przed głosowaniem o wotum nieufności.

Auto Oleha miało zmiażdżony przód. Z pobocza odleciało w pobliskie krzaki i przewróciło się na bok. Na miejscu błyskawicznie pojawiła się policja oraz karetka pogotowia (po chwili).

- Na chwilę odzyskałem przytomność, gdy mnie wsadzali do karetki. Nie wiedziałem, co się dzieje. Czułem okropny, bardzo silny ból w nogach. Byłem w szoku. Potem znów straciłem przytomność - mówi Oleh.

Ocknął się dopiero w szpitalu. Było około godziny 16.00 - 17.00. - Rozmawiała tam ze mną policja. Pytali, czy pamiętam, co się stało. Odpowiedziałem, że pamiętam konwój i że jeden z samochodów uderzył we mnie. Oni od razu wszystko zrozumieli i nie zadawali więcej pytań - tłumaczy.

  • Tak wyglądał pojazd po wypadku - zmiażdżona maska i cały przód
  • Tak wyglądał pojazd po wypadku - zmiażdżona maska i cały przód
  • Tak wyglądał pojazd po wypadku - zmiażdżona maska i cały przód
[1/3] Tak wyglądał pojazd po wypadku - zmiażdżona maska i cały przódŹródło zdjęć: © Wirtualna Polska | Wirtualna Polska

Więcej pamięta jego żona.

- W szpitalu kręciło się bardzo wielu policjantów. Blokowali dostęp do oddziału intensywnej terapii. Nie chcieli mi udzielić żadnych informacji. Stałam przed wejściem na oddział i czekałam godzinami. Wreszcie lekarz zapytał, czy jestem żoną Ukraińca. Odpowiedziałam, że tak - opowiada. I w tym momencie usłyszałam, że dwóch innych poszkodowanych to Polacy. - Dopiero wtedy zobaczyłam Oleha, akurat wieźli go na tomografię komputerową - mówi przejęta. I do dziś jest, gdy opowiada o nieprzytomnym mężu.

Efekty wypadku były bolesne: rany szarpane obu rąk, złamany palec, cztery złamania w lewej nodze, uszkodzenie stawu kolanowego i dwa złamania kości. Wirtualna Polska posiada zdjęcia rentgenowskie Oleha.

  • Tak wygląda noga Oleha po wypadku - Wirtualna Polska posiada zdjęcia rentgenowskie i jego dokumentacje medyczną
  • Tak wygląda noga Oleha po wypadku - Wirtualna Polska posiada zdjęcia rentgenowskie i jego dokumentacje medyczną
[1/2] Tak wygląda noga Oleha po wypadku - Wirtualna Polska posiada zdjęcia rentgenowskie i jego dokumentacje medyczną Źródło zdjęć: © Wirtualna Polska | Wirtualna Polska

Oleh leżał w tej samej sali, co dwóch Polaków. Jak wynika z dokumentów, do których dotarliśmy, w drugim wozie podróżował asystent attaché obrony Mieczysław Wójcik oraz attaché obrony przy Ambasadzie RP w Kijowie kmdr Maciej Nałęcz.

Informacje o wypadku potwierdza notatka policyjna - wysłana do ambasadora RP w Ukrainie Bartosza Cichockiego.

W tłumaczeniu na język polski: "Informuję, że na terenie obwodu tarnopolskiego, przy udziale attaché obrony Rzeczypospolitej Polskiej, kapitana I rangi Pana MACIEJA NAŁĘCZA, który był pasażerem samochodu polskiej misji dyplomatycznej "MITSUBISHI-OUTLANDER" (tu pada informacja o numerach rejestracyjnych), koloru czarnego, prowadzonego przez obywatela RP - asystenta attaché obrony Pana MIECZYSŁAWA WÓJCIKA, doszło do wypadku komunikacyjnego, w wyniku którego trzy osoby zostały ranne".

W policyjnej notatce można znaleźć informację, że w wypadku uczestniczyła "kolumna (słowo tłumaczone zamiennie z konwojem - red.) polskiej misji dyplomatycznej". W innym miejscu jest to "eskortowany konwój".

Fragment policyjnej notatki dotyczący wypadku w Ukrainie - są w niej informacje dotyczące kierowcy oraz poszkodowanych. Pada też informacja o "polskiej kolumnie"
Fragment policyjnej notatki dotyczący wypadku w Ukrainie - są w niej informacje dotyczące kierowcy oraz poszkodowanych. Pada też informacja o "polskiej kolumnie"© Wirtualna Polska

Jedyne medium, które poinformowało o wypadku to ukraiński niewielki serwis informacyjny Strana. 8 lipca pojawiła się tam krótka notka:

"Wypadek miał miejsce po godzinie 09.00 na drodze Kowel-Czerniwce. Samochód dyplomatyczny był prowadzony przez asystenta attaché wojskowego Mieczysława Wójcika, który wiózł attaché Macieja Nałęcza. Wjechał on na przeciwległy pas ruchu, gdzie zderzył się z zaparkowanym na poboczu samochodem, w którym znajdował się kierowca - Oleh Liszczuk. Kierowca jest hospitalizowany w poważnym stanie. Sprawca wypadku odmówił poddania się testowi na obecność alkoholu lub narkotyków we krwi, powołując się na immunitet dyplomatyczny".

Pusty oddział i karetka do Polski

Na wypadku ta historia jednak się nie kończy.

Oleh  Liszczuk, 42-letni Ukrainiec miał liczne złamania po wypadku z udziałem polskiej kolumny
Oleh Liszczuk, 42-letni Ukrainiec miał liczne złamania po wypadku z udziałem polskiej kolumny© Wirtualna Polska | Maciej Stanik

- Wtedy w szpitalu miała dyżur córka mojej kuzynki. Pracuje w szpitalu jako pielęgniarka. Nagle ordynator na jej oddziale dostał jakiś telefon. Podobno kazali im pilnie opróżnić intensywną terapię i zrobić miejsce, bo konwój polityków miał wypadek drogowy. W ciągu kilkunastu minut wszyscy pacjenci - nawet ci, w złym stanie, ledwo żywi - zostali zabrani z intensywnej terapii i przeniesieni do innych miejsc w szpitalu - opowiada Oleh.

Wtedy do szpitala trafia "pan Marcin". Przedstawia się jako kolega z ambasady sprawcy wypadku. Ukraińska rodzina nie zna jego nazwiska, nie wie też na dobrą sprawę kim był. Dla nich był kontaktem w Polsce.

- Poprosiłam go o pomoc, przynajmniej z operacją. Kiedy lekarz w tarnopolskim szpitalu powiedział mi, że operacja jednego stawu to koszt 120 tysięcy hrywien, kolano będzie droższe, a ogólny koszt leczenia to około pół miliona hrywien (to w przeliczeniu około 60 tysięcy złotych - red.) szukałam jakiegoś ratunku. Podeszłam więc do jednego z dyplomatów - pana Marcina i mówię: "Pomóżcie nam przynajmniej zrobić operację" - opowiada żona poszkodowanego.

Taką wersję przedstawia też sam Oleh. - Rozmawiało ze mną dwóch dyplomatów pracujących w Kijowie i pasażer tego samochodu, który spowodował wypadek. Kierowca, sprawca wypadku, nawet się do mnie nie odezwał. Zaproponowano nam leczenie. Zgodziłem się - mówi.

W organizacji leczenia pomagać mieli polscy dyplomaci. Musieli, bo Oleh przez obowiązek służby wojskowej nie może wyjeżdżać z kraju. Sprawę udało się jednak załatwić.

WP dotarła do kolejnych dokumentów w tej sprawie. To korespondencja na linii Ministerstwo Zdrowia Ukrainy - państwowa Służba Graniczna Ukrainy i Ministerstwo Spraw Zagranicznych Ukrainy.

"Ministerstwo Zdrowia Ukrainy wyraża najwyższy szacunek i wdzięczność za współpracę podczas agresji wojskowej federacji rosyjskiej przeciwko Ukrainie" - zaczyna się dokument.

"W dniu 10 lipca 2023 r. do Rzeczypospolitej Polskiej przez przejście graniczne Krakowiec-Korczowa udaje się pacjent w celu dalszego transportu w celu zapewnienia niezbędnej opieki medycznej w zakładzie opieki zdrowotnej w Rzeczypospolitej Polskiej: Liszczuk Oleh".

Resort prosił o pomoc w transporcie. Dokument podpisał Petro Jemiec, wiceminister zdrowia Ukrainy.

10 lipca, trzy dni po wypadku, Oleh z żoną ruszyli ze szpitala w Tarnopolu do Polski. W ojczyźnie musieli zostawić dwójkę dzieci - 10-letniego chłopca i 18-letnią dziewczynę. Zostali pod opieką babci.

- Jechało z nami dwóch polskich dyplomatów - mówi Iwanka. - Po przekroczeniu granicy, przy jakimś hotelu, przeładowano nas do polskiej karetki. My i dyplomaci pojechaliśmy razem. Ukraińska karetka wróciła do Ukrainy - wspomina.

Oleh trafił do szpitala wojskowego w Krakowie, gdzie zrobiono mu operację i rozpoczęto leczenie. Iwanka została zakwaterowana w hotelu niedaleko szpitala.

- Kiedy nas przywieźli, dali mi numer telefonu do pana Marcina, nie pamiętam dokładnie jego nazwiska. Byłam z mężem w szpitalu. Telefonicznie umówiliśmy się, że spotkamy się na parterze w szpitalu o wpół do ósmej wieczorem. Spotkaliśmy się, a on zawiózł mnie swoim samochodem do hotelu, a potem pieszo odprowadził do szpitala, żebym znała drogę. Potem wysłał mi SMS-a, że hotel został opłacony. Potem już nie zadzwonił, nic nie zaproponował, nie opłacił nic poza hotelem - opowiada.

Leczenie trwało ponad 3 tygodnie. Przez ten czas kontakt ze strony polskich dyplomatów z rodziną Liszczuk był tylko SMS-owy. I tu zaczęły się problemy - szpital zaczął zadawać pytania: co dalej, kto opłaci leczenie i rehabilitację.

Rozmawiamy z Rafałem Grabowskim z krakowskiej fundacji U-Work, która pomaga ukraińskim uchodźcom. To on pomógł Olehowi i jego żonie.

- Dostaliśmy informację, że w krakowskim szpitalu jest pacjent z Ukrainy, który będzie wypisany i nie wiadomo, co z nim dalej. Pierwsze, co się okazało, to że nie ma numeru PESEL. Zorganizowaliśmy to oraz profil zaufany. Do tej pory nawet nie wiadomo było, na jakiej zasadzie on jest w tym szpitalu leczony - opowiada.

Ostatecznie za leczenie zapłacił Narodowy Fundusz Zdrowia.

- W piątek 4 sierpnia zabraliśmy pana Oleha i jego żonę ze szpitala. Zostawiono ich samym sobie. Więc zaopiekowaliśmy się nimi - mówi Grabowski. Po wyjściu ze szpitala, fundacja U-Work zorganizowała mu miesięczną rehabilitację i dalsze zakwaterowanie w Polsce.

Wybraliśmy się do Tarnopola, gdzie spotkaliśmy się z Jurijem - przyjacielem Oleha i kierownikiem zespołu, w którym Oleh pracował od 19 lat. On również potwierdza kontakty na linii polscy dyplomaci - rodzina Ukraińca. Był ich świadkiem.

- Jesteśmy wszyscy bardzo wdzięczni Polsce za pomoc wojskową i humanitarną i za wsparcie dla uchodźców, których Polacy przyjęli. Jesteśmy też wdzięczni oczywiście, że zaproponowano Olehowi leczenie. Szkoda, że potem nagle zostawiono go na lodzie. On ma przecież dwójkę dzieci. To jest straszne i nie widać światła w tunelu, bo nie wiadomo, czy będzie normalnie chodził, bo nie wyleczono go do końca - mówi nam Jurij.

I dodaje: - Rozmawiałem z przedstawicielem polskiej ambasady, który miał kontakt z żoną Oleha.

- Akurat byłem u niego po wypadku, kiedy ten człowiek do niej zadzwonił, a ja odebrałem i zapytałem jak będzie wyglądało leczenie. Zaproponowałem, że może lepiej, gdyby opłacili leczenie tu, w Ukrainie? Mój rozmówca powiedział, że nic nie będą opłacali w Ukrainie, proponują leczenie w Polsce. Kiedy powiedziałem, że przecież rehabilitacja po takim zabiegu trwa bardzo długo, on zapewnił, że Oleh zostanie wyleczony do końca. "Postawimy go na nogi" - tak powiedział. Mówię: "Dobra, ale człowiek stracił możliwość wykonywania pracy. Przecież długotrwałe leczenie, rehabilitacja, to są dodatkowe koszty. I to z waszej winy. Dobrze by było, żebyście wypłacili jakieś odszkodowanie". Odpowiedział, że oddzwoni.

I oddzwonił. Oferta była jasna: albo pomoc w Polsce, albo nic. Według rodziny to było ultimatum. Czuli, że jeśli chcą jakiejkolwiek pomocy, to musieli się zgodzić.

Rozbite auto Oleha trafiło na parking pod Tarnopolem. Mamy jego zdjęcia. Auto ambasady zostało przewiezione na komendę policji w Zbarażu. Nie posiadamy jednak informacji, gdzie znajduje się w tej chwili.

Policjant na komendzie nie chciał udzielić żadnych informacji na temat wypadku.

"Jak ja mam żyć?"

W szpitalu w Krynicy Górskiej odwiedziliśmy Oleha. Tu fundacja U-Work zorganizowała mu miesięczną rehabilitację, która niedawno dobiegła końca.

Ból w nogach i kule zostają z Olehem - samodzielnie nie może funkcjonować
Ból w nogach i kule zostają z Olehem - samodzielnie nie może funkcjonować © Wirtualna Polska | Maciej Stanik

- Nie potrafię samodzielnie wstać, spuścić nóg z łóżka, pójść do toalety, samemu nic nie jestem w stanie zrobić. Czuje się inwalidą. Noga opuszczona w dół puchnie i boli. Nie mogę obejść się bez środków przeciwbólowych. Muszę je wziąć pół godziny przed tym, gdy chcę wstać i iść coś zjeść - nigdzie indziej przecież nie dojdę. Łykam garść prochów i ruszam. Potem zawsze bardzo boli. Żona jest przy mnie, ale ile tak można? - pyta retorycznie.

- Nie wierzę, że tu (w Polsce - red.) coś więcej da się zrobić. Siedzimy tu już od trzech miesięcy. Chcemy wracać do domu. Czekaliśmy na cokolwiek przez trzy miesiące. Na jakąkolwiek pomoc - mówił Wirtualnej Polsce w ostatnich dniach spędzanych w polskim szpitalu. Nie doczekali się.

Oleh z żoną wrócili już do swojego kraju. Skończyły im się pieniądze na życie w Polsce. W domu czeka na dalsze leczenie i przyznanie grupy inwalidzkiej ze względu na obrażenia odniesione w wypadku. I mówi: - Miałem pecha, byłem zdrowy, sprawny, a teraz? Jak ja mam teraz żyć? Wszystko straciłem, bo na moje nieszczęście, trafiłem na polską kolumnę.

Kancelaria Prezesa Rady Ministrów (za pośrednictwem Centrum Informacyjnego Rządu) nie odpowiedziała na pytania, odesłała nas do Ambasady RP w Kijowie.

Ambasada nie odpowiedziała na pytania Wirtualnej Polski w tej sprawie, odesłała nas do Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Ministerstwo Spraw Zagranicznych do momentu publikacji nie odpowiedziało na żadne pytania.

O sprawę zapytaliśmy również Michała Dworczyka - byłego szefa Kancelarii Premiera, a wciąż ministra rządu. O wypadku nie słyszał. Minister nie podróżował z premierem - zapewnił, że nie podróżuje w asyście policyjnej na Ukrainie, choć był na miejscu (wraz z dziennikarzami, którzy obsługiwali wizytę).

Rzecznik rządu Piotr Müller nie odebrał od nas telefonu.

Mateusz Lachowski dla Wirtualnej Polski

Poniżej lista pytań, które trafiły do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Ambasady RP w Kijowie oraz 5 Szpitala Wojskowego w Krakowie.

Kancelaria Prezesa Rady Ministrów

1.    Czy prawdą jest, że jeden z pojazdów kolumny rządowej 7 lipca 2023 roku - podczas podróży po Ukrainie premiera Mateusza Morawieckiego - spowodował wypadek?

2.    Czy pojazd MITSUBISHI-OUTLANDER o numerach rejestracyjnych (w tym miejscu pojawiają się numery rejestracyjne) był pojazdem podróżującym w ramach kolumny rządowej?

3.    Jeżeli nie - dlaczego znalazł się w niej? Kto dopuścił do takiej sytuacji?

4.    Na czyje zaproszenie na miejscu pojawił się attaché obrony przy Ambasadzie kmdr Maciej Nałęcz?

5.    Czy prawdą jest, że wypadek spowodował asystent attaché obrony Mieczysław Wójcik, który prowadził auto attaché obrony przy Ambasadzie RP w Kijowie kmdr Macieja Nałęcza?

6.    Czy prawdą jest, że przedstawiciele Ambasady RP w Kijowie zaoferowali poszkodowanemu leczenie w Polsce i rehabilitację?

7.    Kto podejmował w tej sprawie decyzje?

8.    Proszę o podanie informacji, którzy przedstawiciele KPRM i Ambasady RP w Kijowie kontaktowali się z poszkodowanym? Kto konkretnie i w czyim imieniu?

9.    Czy KPRM brał udział w przygotowaniu oferty pomocy i transporcie medycznym poszkodowanego? Jeżeli tak – kto konkretnie? Proszę o podanie imion, nazwisk i stanowisk w KPRM.

10. Czy KPRM nadzorował ten proces?

11. Czy premier Mateusz Morawiecki 7 lipca dowiedział się o wypadku polskiego pojazdu dyplomatycznego na trasie przejazdu jego kolumny?

12. Jeżeli nie 7 lipca - kiedy premier Mateusz Morawiecki dowiedział się o wypadku polskiego pojazdu dyplomatycznego?

13. Dlaczego KPRM nie poinformował o zaistniałej sytuacji opinii publicznej?

14. Czy ktokolwiek z KPRM brał udział w procesie ściągania do Polski p. Oleha Liszczuka?

15. Jeżeli tak - kto?

16. Ile KPRM wydał na leczenie p. Oleha Liszczuka?

Ambasada RP w Kijowie oraz Ministerstwo Spraw Zagranicznych

1.    Czy prawdą jest, że jeden z pojazdów kolumny rządowej 7 lipca 2023 roku - podczas podróży po Ukrainie premiera Mateusza Morawieckiego - spowodował wypadek?

2.    Czy prawdą jest, że wypadek spowodował asystent attaché obrony Mieczysław Wójcik, który prowadził auto attaché obrony przy Ambasadzie RP w Kijowie kmdr Macieja Nałęcza?

3.    Dlaczego attaché obrony przy Ambasadzie RP w Kijowie pojawił się na miejscu? Kto zdecydował o jego obecności?

4.    Jakich obrażeń doznali kierowca oraz pasażer pojazdu? W jakim stanie zdrowotnym są dziś?

5.    Czy prawdą jest, że przedstawiciele Ambasady RP w Kijowie oferowali poszkodowanemu p. Olehowi Liszczukowi leczenie w Polsce i rehabilitację?

6.    Kto opłacił podróż p. Oleha Liszczuka do Polski?

7.    Kto opłacił pobyt żony p. Oleha Liszczuka w Polsce?

8.    Kto kontaktował się z rodziną p. Oleha Liszczuka z ramienia Ambasady RP w Kijowie?

9.    Czy Ambasada RP w Kijowie pomogła p. Olehowi Liszczukowi w załatwieniu spraw administracyjnych w Polsce? Jeżeli tak - kto i co organizował dla p. Oleha Liszczuka?

10. Kto bezpośrednio z Ambasady RP z Kijowa kontaktował się z p. Olehiem Liszczukiem i jego rodziną?

11. Dlaczego Ambasada RP w Kijowie zaprzestała pomocy na rzecz rodziny?

12. Dlaczego Ambasada RP w Kijowie nie poinformowała opinii publicznej o sytuacji?

13. Czy Ambasada RP w Kijowie prosiła w tej sprawie o pomoc organy rządowe Ukrainy? Jeżeli tak – które i w jakim zakresie? Kto podejmował w tych sprawach decyzje?

5 Wojskowy Szpital Kliniczny SPZOZ

1.    Czy prawdą jest, że 5 Wojskowy Szpital Kliniczny leczył p. Oleha Liszczuka, obywatela Ukrainy?

2.    Jeżeli tak - kto opłacił jego leczenie?

3.    W jakich okolicznościach p. Oleh Liszczuk został skierowany do 5 Wojskowego Szpitala Klinicznego?

4.    Kto podejmował decyzję o jego przyjęciu?

5.    Czy w tej sprawie ze Szpitalem i jego dyrekcją kontaktował się KRPM lub Ambasada RP w Kijowie?

6.    Czy którykolwiek organ państwowy kontaktował się w sprawie przyjęcia p. Oleha Liszczuka w placówce na leczenie?

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Węgierska pokusa PiS [OPINIA]
Tomasz P. Terlikowski
Komentarze (1570)