Wymiana ciosów na linii Donald Trump-Wołodymyr Zełenski. "Swój pozna swego"

W piątek rano doszło do spotkania Donalda Trumpa z Wołodymyrem Zełenskim w Nowym Jorku. Przez ostatnie dni, w których kandydat Republikanów uderzał w mocnych słowach w Ukrainę, wydawało się to niemożliwe. – Najwyraźniej nie chce wypaść z gry, ale poglądów nie zmieni – mówi WP dr hab. prof. Tomasz Płudowski, amerykanista.

Trump wydawał się być rozgniewany komentarzami Zełenskiego, który wcześniej podczas swojej wizyty w USA zakwestionował jego zdolność do zrozumienia sytuacji w Ukrainie i doprowadzenia do pokoju
Trump wydawał się być rozgniewany komentarzami Zełenskiego, który wcześniej podczas swojej wizyty w USA zakwestionował jego zdolność do zrozumienia sytuacji w Ukrainie i doprowadzenia do pokoju
Źródło zdjęć: © PAP | PAP/EPA/JUSTIN LANE
Sylwester Ruszkiewicz

- Jak wiecie, Zełenski poprosił mnie o spotkanie, spotkam się z nim w Trump Tower w Nowym Jorku - przekazał w czwartek Donald Trump. Spotkanie obu liderów było w ostatnich dniach tematem licznych spekulacji. Wcześniej, jak podała agencja Associated Press, Trump miał odmówić Zełenskiemu. Zełenski, przebywający obecnie w USA, spotkał się w Waszyngtonie z prezydentem Joe Bidenem oraz wiceprezydent Kamalą Harris, która rywalizuje z byłym prezydentem USA w wyborach.

Przypomnijmy, że w ostatnich dniach doszło do wielu napięć na linii Trump-Zełenski.

Podczas środowego wiecu w Karolinie Północnej Trump oskarżył prezydenta Ukrainy o "rzucanie paskudnych oszczerstw" w jego kierunku. Twierdził również, że Zełenski nie zgodził się "trochę ulec" Rosji, co przyczyniło się do rosyjskiej agresji. Trump krytykował także Bidena za to, że nie podjął układu z Putinem, który mógłby zapobiec wojnie.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Z kolei były prezydent USA na wtorkowym wiecu w Savannah powiedział, że jeśli to on wygra zbliżające się wybory, USA nie będzie już angażować się w konflikt zbrojny pomiędzy Ukrainą a Rosją.

- Ukrainy już nie ma. To już nie jest Ukraina. Niemożliwe będzie zastąpienie tych miast i wsi, martwych ludzi, tak wielu martwych ludzi. Każda umowa, nawet najgorsza, będzie lepsza niż to, co mamy teraz — powiedział Trump, odnosząc się do porozumienia z Rosją w sprawie zakończenia wojny.

Jego zdaniem, Rosji nie da się pokonać, a demokraci robią źle, wspierając Ukrainę. Z kolei na początku tygodnia nazwał Zełenskiego "największym sprzedawcą w historii". - Za każdym razem, gdy przyjeżdża do USA, wyjeżdża z 60 miliardami dolarów – mówił Trump.

Z kolei Zełenski podczas swojej wizyty w USA kwestionował zdolność kandydata Republikanów w wyborach do zrozumienia sytuacji w Ukrainie i doprowadzenia do pokoju. W wywiadzie dla " The New Yorkera" ukraiński prezydent sugerował, że były prezydent nie rozumie złożoności konfliktu: — Mam wrażenie, że Trump tak naprawdę nie wie, jak powstrzymać wojnę, nawet jeśli może mu się tak wydawać – mówił ukraiński prezydent.

Według dra hab. prof. Akademii Ekonomiczno-Humanistycznej Tomasza Płudowskiego, w przypadku Trumpa nie należy się skupiać na szczegółach.

- On w Zełenskim widzi samego siebie, czyli osobę, która jest skuteczna i rozpatruje większość aspektów społecznych czy politycznych w kategoriach finansowych. Widzi, że ukraiński prezydent w udany sposób stosuje profesjonalną komunikację perswazji swojej idei, czyli poparcia dla Ukrainy. Kandydat Republikanów rozpoznaje dobrego "komunikatora". Dlatego nazywa Zełenskiego sprzedawcą, a on sam przecież jest sprzedawcą. Swój pozna swego – mówi Wirtualnej Polsce Płudowski.

I jak dodaje, spotkanie Trumpowi z ukraińskim prezydentem nie zaszkodzi.

- Jeżeli Zełenski spotyka się z Kamalą Harris, Joe Bidenem, a z nim nie – to wygląda jakby był poza grą. Może to wpływać na jego ego. Spotkanie podwyższa jego status i widoczność w kampanii. Natomiast nie zmieni to stanowiska Trumpa ws. finansowania ukraińskiej armii na wojnie z Rosją – ocenia prof. Tomasz Płudowski.

Amerykanista uważa, że słowa Trumpa o tym, że Ukraina nie istnieje, nie trzeba brać poważnie.

- On dobiera słowa pod wpływem chwili. Ma jeden cel: wygrać wybory prezydenckie. Cokolwiek nie powie o Ukrainie, za każdym razem ma jeden przekaz: koniec z finansowaniem ukraińskiej armii na wojnie z Rosją. W związku z tym, że wybory są coraz bliżej, stosuje ostrzejszą retorykę. Radykalizuje się, żeby przebić się ze swoją obietnicą wyborczą – uważa prof. Tomasz Płudowski.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

 Z kolei prof. Bohdan Szklarski, politolog i ekspert ds. amerykańskiej polityki przypomina, że w kampanii wyborczej Trump musi coś innego mówić, niż mówią Demokraci.

"Z tymi słowami oczywiście przesadził"

- To konieczność posiadania własnego zdania w kwestii Ukrainy. Odróżnianie się od elektoratu Kamali Harris. Jego pogląd w sprawie zakończenia wojny zresztą jest znany od dawna – mówi WP prof. Bohdan Szklarski.

W jego opinii, słowa o tym, że "Ukrainy już nie ma", to wypowiedź polityka, który nie ma świadomości dyplomacji i niuansów dyplomatycznych.

- Trump najwyraźniej odnosił się do zniszczonego Mariupola i innych miast, które ucierpiały na froncie. Amerykanie takich zniszczeń infrastruktury nie przeżyli u siebie. I takiej wojny. Z tymi słowami oczywiście przesadził. Mógł powiedzieć, że część Ukrainy jest tak zniszczona, że trudno ją będzie odbudować – komentuje amerykanista.

Zdaniem prof. Bohdana Szklarskiego, to uproszczenia w stylu Trumpa.

- To człowiek, który aż nadto lubi operować przesadą i biało-czarnymi kategoriami. Nie oznacza to, że oddał już Ukrainę Rosji. Takimi "mocnymi" wypowiedziami umacnia swój, izolacjonistyczny elektorat. W kampanii wyborczej takie słowa padają na podatny grunt – konkluduje rozmówca Wirtualnej Polski.

Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (104)