Wyjście polskich sił z Afganistanu - wyzwania dla wojskowych logistyków
Za kilka miesięcy polski kontyngent wojskowy zakończy służbę w międzynarodowych siłach w Afganistanie. Zagospodarowanie jego mienia to spore zadanie dla logistyków. Ale dzięki tym doświadczeniom, żadne przyszłe misje, niezależnie od miejsca na świecie, nie będą się wydawać się straszne. Jak najcenniejszy sprzęt naszego wojska wróci do kraju, co zostanie przekazane Afgańczykom, a co będzie zniszczone na miejscu? - opisuje "Polska Zbrojna".
14.04.2014 10:43
Czytaj również:
Polski kontyngent wojskowy, wchodzący w skład Międzynarodowych Sił Wsparcia Bezpieczeństwa (International Security Assistance Force - ISAF) w Afganistanie, zakończy misję, podobnie jak reszta sojuszników, z końcem 2014 roku. XV zmiana PKW jest ostatnia, więc wyjadą na nią głównie żołnierze 10 Brygady Logistycznej z Opola.
Do końca kwietnia Polacy opuszczą natomiast bazę w prowincji Ghazni. Jedynym miejscem stacjonowania naszych wojskowych w Afganistanie pozostanie baza lotnicza Bagram. - Mamy tam dwa miejsca dyslokacji naszego kontyngentu: stare obozowisko White Eagle i nowe New Infantry Village po drugiej stronie lotniska, gdzie są kwatery w murowanych i komfortowych, w porównaniu z dotychczasowymi miejscami zakwaterowania, budynkach - wyjawia płk Dariusz Zawiliński, szef Oddziału Planowania Zabezpieczenia Technicznego Pionu Wsparcia Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych.
Wczesne wyznaczenie daty zakończenia misji było dobrą wieścią dla logistyków, bo mieli czas na podjęcie decyzji, co zrobić z mieniem wojskowym, które przez lata zgromadzono w Afganistanie. Przerzut do Polski sprzętu i wyposażenia rozpoczął się już 1 lipca 2012 roku.
- Powrót polskiego kontyngentu zgodnie z założeniami planistycznymi jest realizowany w ramach piątej fazy operacji ISAF - mówi pułkownik Zawiliński. Została ona podzielona na trzy etapy. Pierwszy, wstępny, zakończył się 30 czerwca 2013 roku. Od 1 lipca 2013 roku do 30 kwietnia 2014 roku trwa etap zasadniczy, a ostatni zaplanowano do końca 2014 roku (z możliwością przedłużenia do końca marca 2015 roku).
Logistycy podkreślają, że do Polski od dawna przewożono mienie, które było już niepotrzebne w Afganistanie. Nadwyżki powstały w wyniku zmniejszania kolejnych zmian PKW. Na bieżąco prowadzono analizy, co opłaca się zabrać do kraju. Podczas inwentaryzacji logistycy zidentyfikowali 392 jednostki sprzętowe. Resztę wyposażenia stanowi 580 dwudziestostopowych umownych kontenerów transportowych (twenty feet equivalent unit - TEU), które są standardem w NATO i służą jako przelicznik objętości. - Nie wszystko jest przewożone w kontenerach, ale to ułatwia przeliczanie objętości sprzętu. Taką filozofię przyjęliśmy i uzgodniliśmy ze Sztabem Generalnym Wojska Polskiego - tłumaczy pułkownik Zawiliński.
Przy wycofaniu kontyngentu przewidziano trzy sposoby zagospodarowania mienia - wywóz do kraju, wybrakowanie przez fizyczne zniszczenie w Afganistanie, przekazanie Afgańczykom na cele charytatywne. Zgodnie z decyzją ministra obrony narodowej 21 lutego 2013 roku już przekazano im rzeczy zbędne dla kontyngentu i Sił Zbrojnych RP, zgromadzone w ponad 40 kontenerach (w sumie będzie ich 137).
Do organizacji humanitarnych i różnych instytucji trafiły głównie: sprzęt kwaterunkowy, sprzęt i materiały medyczne oraz kulturalno-oświatowe, ubrania ocieplające, nieużywana bielizna, koce, materace oraz drobny sprzęt gastronomiczny.
Wcześniej oficerowie z Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych musieli opracować wiele dokumentów normatywnych. Pierwszym była decyzja z 21 lutego 2013 roku "W sprawie zagospodarowania mienia ruchomego skarbu państwa będącego na wyposażeniu Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Islamskiej Republice Afganistanu, niewykorzystywanego do zadań w rejonie operacji". Ten dokument opiera się na przepisach ustawy o gospodarowaniu niektórymi składnikami skarbu państwa z 30 maja 1996 roku. Punkt 4d pozwala w rejonie operacji na przykład przekazać na cele charytatywne mienie, którego wartość jest niższa od kosztów jego transportu.
Wojskowi przygotowali wstępnie listę trzech organizacji humanitarnych i pięciu podmiotów administracji lokalnej w Afganistanie. Nasz kontyngent przemieszcza się do Bagramu, więc trzeba było rozszerzyć tę listę o podmioty z tamtej okolicy i teraz na tym wykazie jest 27 organizacji charytatywnych i instytucji administracji lokalnej.
(Kliknij, by powiększyć! fot. Militarium Studio via PZ)
Wykaz przekazywanego mienia Dowództwo Operacyjne uzgodniło z gestorami poszczególnych jego rodzajów. Logistycy z pionu wsparcia DO brali też udział w wielu konferencjach organizowanych przez Strategiczne Dowództwo Sił NATO w Europie (SHAPE), a także Sojusznicze Dowództwo Sił Połączonych w Brunssum. Odbywały się też spotkania na najwyższym szczeblu w US Central Command (CENTCOM) w Tampie w USA. Na tych spotkaniach precyzyjnie ustalono, co można przekazywać Afgańczykom. Ze szczególną uwagą traktuje się sprzęt łączności, dlatego że może zawierać poufne dane. Ograniczenie dotyczy też uzbrojenia i środków bojowych, które nie są objęte wspomnianą ustawą o gospodarowaniu niektórymi składnikami skarbu państwa. - Żeby przewieźć do Polski 137 "przelicznikowych kontenerów", trzeba by wykonać 10-12 lotów ciężkich samolotów transportowych - mówi ppłk Mariusz Kujawa, starszy specjalista w Oddziale Transportu i Wsparcia Państwa Gospodarza Pionu Wsparcia DORSZ. Godzina lotu w ramach natowskiego programu zdolności
strategicznego transportu lotniczego (Strategic Airlift Capability - SAC) kosztuje 38 tys. euro, a w ramach przejściowego programu strategicznego transportu lotniczego (Strategic Airlift Interim Solution - SALIS) 33 tys.
- Jako że loty z Afganistanu do Polski trwają wiele godzin, koszt jednego transportu wynosi około 2 mln zł. Przewóz rzeczy, które zdecydowaliśmy się podarować Afgańczykom, kosztowałby nas około 22 mln zł, a ich wartość wynosi nieco ponad 11 mln, czyli byłoby to nieuzasadnione ekonomicznie - podsumowuje podpułkownik Kujawa.
Szukanie oszczędności
Drugim sposobem pozbycia się zbędnego mienia jest utylizacja w rejonie operacji. Taka koncepcja pojawiła się w listopadzie 2012 roku. Miała się tym zająć Agencja Wsparcia NATO (NATO Support Agency - NSPA), ale jej propozycja była zbyt kosztowana (wynikało to między innymi z tego, że trzeba było zapłacić za uruchomienie programu). Logistycy z Dowództwa Operacyjnego i kontyngentu zaczęli zatem szukać czegoś tańszego. Rozpoczęły się rozmowy z działającą w Afganistanie amerykańską Defence Logistics Agency (DLA), która ma urządzenia do utylizacji takiego mienia, między innymi w Bagramie, Heracie i Mazar-e Sharifie.
- Nawiązaliśmy z nimi kontakt w listopadzie 2012 roku i negocjowaliśmy warunki współpracy. Zaowocowało to podpisaniem 14 maja 2013 roku dwustronnego porozumienia między Departamentem Obrony Stanów Zjednoczonych a ministrem obrony narodowej. Amerykanie podali nam racjonalną cenę za utylizację - 14 centów za kilogram. Ponadto nie było potrzeby uruchamiania programu i ponoszenia z tego tytułu kosztów. Płacimy tylko za wykonaną usługę - mówi płk Zbigniew Lenarczyk, szef Oddziału Zabezpieczenia Kontyngentów Wojskowych Pionu Wsparcia Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych, który był zaangażowany w poszukiwanie korzystniejszego rozwiązania.
Polska jest jednym z sześciu państw biorących udział w misji ISAF, które podpisały takie porozumienie z DLA. Do agencji trafiło już mienie o masie 628 ton. Do przewozu tych rzeczy do Polski byłoby potrzebnych kilkanaście transportów lotniczych. - Kosztuje nas to dotąd tylko 94 tys. dolarów, czyli jest to symboliczna kwota. Szacujemy, że do zutylizowania przekażemy jeszcze około 200 ton. Poza tym gdybyśmy chcieli jeszcze zdemilitaryzować jakiś sprzęt wojskowy w Afganistanie, to Amerykanie w ramach umowy nam to zrealizują - opróżnią układy płynów eksploatacyjnych, usuną uzbrojenie i pozbawią jednostkę cech używalności. Wówczas za taką usługę zapłacimy DLA 60 centów za kilogram. I to jest realny wymiar współpracy polsko-amerykańskiej - podkreśla pułkownik Lenarczyk.
Logistycy z Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych zwracają uwagę, że powyższe porozumienie nie byłoby możliwe, gdybyśmy 3 grudnia 2012 roku nie podpisali ze Stanami Zjednoczonymi umowy nabycia i usług wzajemnych (Acquisition and Cross-Servicing Agreement - ACSA).
Wojskowi zdecydowali, że do kraju wrócą samochody ciężarowe, ale ładowarki, warsztaty techniczne na podwoziu ciężarówek czy inny sprzęt uszkodzony lub trudny do wciągnięcia na pokład samolotu postanowiono zutylizować. Musimy bowiem przestrzegać dyrektywy dowództwa ISAF, zgodnie z którą sprzęt nie może zostać porzucony. Z poprzedniej "wizyty zagranicznych gości" w latach 80. XX wieku zostało bowiem w Afganistanie mnóstwo wraków samolotów i różnego rodzaju pojazdów.
Powrót na skrzydłach
Ostatnią, trzecią opcją jest wywóz mienia do kraju. W 2012 roku, gdy rozpoczynało się wycofywanie sił międzynarodowych z Afganistanu, zaangażowane w tę misję państwa, także Polska, rozważały różne drogi transportu mienia z teatru działań. Najtańsze byłoby przewiezienie znaczącej części sprzętu z Afganistanu do Europy koleją przez kraje Azji Środkowej, a później Rosję. Jedyna w Afganistanie linia kolejowa biegnie od granicy z Uzbekistanem do północnego miasta Mazar-e Sharif. Szlak środkowoazjatycki to tak zwana północna linia komunikacyjna, którą czasami wykorzystywało NATO w trakcie misji.
Problemy natury technicznej i proceduralnej spowodowały jednak, że w ten sposób wysłaliśmy tylko "na przetarcie szlaku" dwa kontenery. Lokalna biurokracja, zakaz przewozu przez terytoria państw Azji Środkowej uzbrojenia i proponowane tam stawki opłat przewozowych doprowadziły do tego, że z północnego szlaku praktycznie nie korzysta nikt z wycofujących się z Afganistanu. Równie atrakcyjnym finansowo rozwiązaniem jest przerzut mienia drogą lądową do pakistańskiego portu Karaczi, a stamtąd transport statkami do miejsca docelowego. Przez Pakistan dotarła większość wyposażenia naszego PKW w 2007 roku. Teraz jednak problemem jest niestabilna sytuacja wewnętrzna południowego sąsiada Afganistanu. Zdarzało się, że w odpowiedzi na ataki amerykańskich dronów na terytorium Pakistanu jego władze zawieszały na jakiś okres możliwość dostaw zaopatrzenia dla sił międzynarodowych w Afganistanie (lub drastycznie podwyższały stawki). Ponadto konwoje mogą być zaatakowane przez rebeliantów. Mimo tych utrudnień opcja
drogowo-morska ciągle jest rozważana.
Już przed dwoma laty podpułkownik Kujawa mówił, że "ze względu na sytuację w regionie, transport lotniczy jest najszybszy i najpewniejszy", ale też najdroższy. I ostatecznie ten wariant wybrano jako optymalny. Dlatego większość sprzętu wozimy drogą powietrzną, od razu z Bagram do Polski. W ten sposób wracają do kraju urządzenia uznane za "wrażliwe", takie jak sprzęt łączności i dowodzenia. Przy transporcie tego typu sprzętu obowiązuje bowiem zasada, że droga przewozu powinna być jak najkrótsza, z jak najmniejszą liczbą punktów przeładunkowych, by do minimum ograniczyć możliwość dostępu do niego osobom nieuprawnionym.
Transport drogą powietrzną zapewniają samoloty należące do polskich sił powietrznych oraz z programów SAC i SALIS. Jeżeli mają startować z lotniska Bagram, to ważny jest wybór terminów lotów, bo data ma wpływ na masę ładunku (ze względu na panujące tam temperatury oraz położenie lotniska między górami). Z Bagram zatem bardziej opłaca się latać zimą niż latem.
Istnieje jeszcze inna opcja - transport multimodalny. Najpierw sprzęt jest przewożony amerykańskim samolotem transportowym do Dohy w Omanie nad Zatoką Perską, a stamtąd do Polski statkiem. W czterech tego typu transportach zaplanowano przewóz między innymi 93 opancerzonych rosomaków. W tym wypadku nie ponosimy żadnych kosztów transportu. Istnieją restrykcyjne przepisy dotyczące transportu drogą powietrzną ładunków uznanych za niebezpieczne, do których zalicza się, oprócz amunicji, materiały wybuchowe i chemiczne (baterie do laptopów, akumulatory, gaśnice oraz paliwo - ze względu na zmiany ciśnienia zbiorniki mogą być zapełnione do 75 proc.). A niedawno przywieziono do Polski z Afganistanu 40 ton takiego ładunku.
- Międzynarodowe oraz amerykańskie przepisy określają precyzyjnie, co z czym może być przewożone - stwierdza podpułkownik Kujawa. - Poza tym trzeba zwrócić uwagę na to, czy dany materiał lub sprzęt może lecieć razem z pasażerami. Dlatego przed każdym wylotem jest trzystopniowa kontrola, żeby wszystko odbyło się zgodnie z przyjętymi zasadami - mówi. Do tego, w wypadku korzystania z amerykańskich transportowców C-5 czy C-17, sprzęt musi mieć certyfikat potwierdzający, że można go przewozić tymi maszynami. Dzięki temu dokumentowi personel lotniczy zna wymiary, masę i środek ciężkości, co jest niezbędne do rozmieszczania sprzętu wewnątrz samolotu.
Weryfikacja planów
Jak zauważają logistycy, w 2012 roku zakładaliśmy, że część sprzętu wycofamy z Afganistanu drogą północną, a resztę przewieziemy przez Pakistan. I w ten sposób do minimum ograniczymy liczbę lotów ze sprzętem do kraju. Z czasem kolejne furtki zaczynały się jednak zamykać. I tak kluczowa stała się droga lotnicza.
- Pod względem transportu jest to misja nieporównywalna do irackiej, czadyjskiej czy wcześniejszych. W Iraku po prostu pojechaliśmy ze wszystkim do portu w Kuwejcie. Szczęśliwie zaczęliśmy od wycofywania misji łatwiejszych, a potem przyszły te trudniejsze. Ta jednak jest zupełnie inna - stwierdza podpułkownik Kujawa. Logistycy wspominają, że uczyliśmy się na własnych błędach.
Przed 1995 rokiem jeździliśmy tylko na misje Organizacji Narodów Zjednoczonych, gdzie wysiadaliśmy z samolotu z plecakiem i reszta miała być gotowa. Po raz pierwszy rozliczanie, procedury likwidacji baz przerabialiśmy w Bośni i Hercegowinie, a potem w Kosowie. - Mieliśmy ustawę o gospodarowaniu niektórymi składnikami mienia, ale konieczne było wypracowanie jej praktycznego zastosowania w warunkach PKW. Trzeba było na przykład doprecyzować, jak się rozliczać, jak zapłacić właścicielowi działki za użytkowanie, jak rozliczyć rekultywację gruntów - mówi pułkownik Lenarczyk.
Później zaczęliśmy uczyć się od koalicjantów, szczególnie od Amerykanów, którzy mają dobre i sprawdzone procedury. Dlatego kontynuujemy z nimi bliską współpracę. Dzięki doświadczeniom afgańskim, według wojskowych z DORSZ, przyszłe misje, niezależnie od miejsca na świecie, pod względem logistycznym nie wydają się straszne.
Piotr Bernabiuk, Tadeusz Wróbel, "Polska Zbrojna"