Wygasające wpływy Kościoła [OPINIA]
Wybory 2023 jasno pokazały, że Kościół utracił wpływy polityczne. Prawo i Sprawiedliwość skutecznie przyspieszyło laicyzację, a wrażenie sklejenia się Kościoła z partią władzy pozbawiło go autorytetu w znaczącej części społeczeństwa - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Kościół w Polsce traci wpływy od dawna. Wiernych wyznawców - i to wcale nie od tych wyborów, ale znacząco wcześniej - mają w naszym kraju raczej dwie główne partie polityczne. I to oni dyktują nie tylko parlamentarzystom, ale i wielu (nie wszystkim) członkom swoich plemion, w co mają wierzyć i jakie poglądy wyznawać.
Kościołowi pozostali - a tych jest wciąż wielu - członkowie i/lub konsumenci usług duszpasterskich. Chrzty, pogrzeby, pierwsze komunie - wciąż są wpisane w krajobraz społeczny, co sprawia, że choć zapotrzebowanie na bierzmowania i śluby kościelne wyraźnie spada, to nadal można odnieść wrażenie, że katolików (przynajmniej kulturowych) w Polsce nie brakuje i to po różnych stronach sporu politycznego.
Kłopot z perspektywy instytucji katolickich polega tylko na tym, że ani ci zaangażowani religijnie, ani ci, którzy praktykują okazjonalnie (na przykład świecąc jajka) do niczego już nie potrzebują nauczania papieża i biskupów, stanowisk Watykanu i autorytetu papieża. Kościół, jako samoistna siła, w zasadzie zniknął z debaty.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zjawisko widać po każdej stronie
Sytuacja ta dotyczy nie tylko zwolenników partii lewicowych czy liberalnych, ale w równym stopniu prawicowych i konserwatywnych.
Te pierwsze, opowiadając się za aborcją do 12. tygodnia, czy wprowadzeniem do systemu prawnego związków osób tej samej płci, w sposób oczywisty sprzeciwiają się nauczaniu Kościoła. I niestety nie widać, by w ich politykach czy wyborcach wywoływało to głębszy namysł, czy choćby próbę usprawiedliwienia takiej postawy.
Emocje polityczne, niechęć do Prawa i Sprawiedliwości, czy szerzej - do prawicowej agendy politycznej - przesłania fakt, że pewne stanowiska są nie do pogodzenia z wiarą, i że jeśli się wspiera partie je propagujące, to trzeba choćby przed samym sobą, we własnym sumieniu, to wyjaśnić.
Ale identycznie to samo zjawisko widać po stronie prawej. Tu z całkowitym lekceważeniem traktowane jest nauczanie Kościoła (od czasów Piusa XII, przez Jana XXIII, Pawła VI, Jana Pawła II i Benedykta XVI niezmienne) i papieża Franciszka dotyczące migrantów i ich traktowania. Ono zwyczajnie nie zostało usłyszane, a za prawdziwie katolickie i odpowiedzialne uchodzą wypowiedzi przedstawicieli Straży Granicznej, czy szczucie przeciwko uciekinierom przez część polityków.
Umiarkowane, ale jednak broniące praw migrantów stanowisko polskiego Kościoła także nie zostało usłyszane i zaprezentowane. Ono w myśleniu prawicowych wyborców w zasadzie nie istnieje. Liczy się stanowisko partii. I w tym sensie i jedna, i druga strona politycznego sporu Kościoła nie potrzebuje, bo wystarcza im stanowisko liderów partii, a za przedmiot wiary partyjny przekaz wiary.
Media świetnie to wyczuwają i dlatego, nawet jeśli Konferencja Episkopatu Polski, rozmaite rady i komisje tego gremium, a nawet Stolica Apostolska jakiś dokument publikują, to one w zasadzie nie trafiają do odbiorców. A nie trafiają, bo redaktorzy mają pełną świadomość, że polskich wierzących (i niewierzących również) w ogóle nie obchodzi, co papież Franciszek ma do powiedzenia na temat ekologii i kryzysu klimatycznego, o których to opublikował kolejny już w czasie swojego pontyfikatu dokument "Laudate Deum", jakie stanowisko wobec wyborów zajęli członkowie Rady ds. Społecznych KEP, publikując "Vademecum wyborcze katolika", ani nawet, że osoby zajmujące się w KEP migracjami jasno potępiają push-backi.
To wszystko nie są tematy, które kogokolwiek by grzały, inaczej niż wpisy w mediach społecznościowych Anny Marii Żukowskiej, wojenka obyczajowa w Konfederacji, czy przemyślenia Janusza Korwin-Mikkego.
Sklejenie z PiS przyspieszyło laicyzację
Biskupi zaczynają to dostrzegać, dlatego coraz mniej chętnie zabierają głos na tematy polityczne. Ich głos (no może poza głosem arcybiskupa Marka Jędraszewskiego, ale i on traktowany jest głównie jako przedmiot często słusznej krytyki i przykład wspierania PiS) nie jest już oczekiwany, ani tym bardziej słyszany, nie ma więc sensu strzępić języka.
Inaczej niż 20 lat temu to już nie politycy zabiegają o ich wsparcie (jeżdżąc na spotkania), ale oni zabiegają o pomoc polityków (lub przynajmniej brak zaczepek). Kościół, jeśli się pojawia się w debacie, to nie jako podmiot, ale przedmiot. Jedni go bronią (inną sprawa, czy mądrze), a drudzy atakują (też nie zawsze z sensem), ale on sam powoli staje się wielkim milczącym.
Wiem, że wielu może wydawać się, że to, co piszę, jest przesadą, że Kościół nadal zachował ogromne wpływy, a miliony, jakie płynęły za czasów rządów PiS do budżetów rozmaitych instytucji kościelnych, mogą być tego mocnym dowodem. Problem polega tylko na tym, że z perspektywy długoterminowego interesu Kościoła to się wcale nie opłacało.
Sklejenie z PiS przyspieszyło laicyzację. Przelewanie ogromnych środków na potrzeby instytucji kościelnych, wtedy gdy społeczeństwo było w kryzysie, także mu nie pomoże, a do tego wszystko to razem uczyniło Kościół przedmiotem krytyki nie tylko partii opozycyjnych, ale i części jego wiernych.
Zmiany opinii społecznej związane z laicyzacją i liberalizacją młodzieży sprawiają, że coraz trudniej będzie utrzymać uzyskane zapisy prawne (choć nie zostaną one zmienione tak szybko, jak się niektórym wydaje) dotyczące aborcji czy ograniczenia środków na Fundusz Kościelny (to akurat można zmienić niemal natychmiast). A jako że w komunikacji przekaz Kościoła i przekaz PiS (co było pomysłem partii władzy, ale niespecjalnie energicznie kontestowanym przez Kościół hierarchiczny) zlały się w jedno, to bardzo trudno będzie przekonywać wyborców, że protesty przeciwko tym zjawiskom wypływają nie tyle z przekazu dnia PiS, ile z realnych interesów wspólnoty wierzących, której członkowie stanowią ważną grupę wyborców, która - wbrew pozorom - jest podzielona pod względem wyborczym.
Upadek politycznego i społecznego znaczenia Kościoła
Kolejne lata, jeśli przyniosą zmianę, to z perspektywy komunikacji kościelnej jedynie na gorsze. Młodsi biskupi, a mówię o tych, którzy wprowadzają nowy standard, świadomie koncentrują się na ewangelizacji, a także unikają wchodzenia w spory polityczne. To dobry kierunek, ale on oznacza, że głos Kościoła w kwestiach społecznych będzie nie tylko coraz mnie słyszalny, ale też, że pewna grupa polityków będzie - jeszcze mocniej niż dotąd - przedstawiać siebie jako realnych eksponentów nauczania Kościoła.
I jeśli biskupom zabraknie odwagi, by się temu jasno i zdecydowanie przeciwstawić, to w odbiorze społecznym to właśnie ci politycy (choćby z Suwerennej Polski) uchodzić będą za prawdziwych przedstawicieli Kościoła. I ani prymas Polski, ani metropolici najważniejszych miast nie będą w stanie z nimi rywalizować w walce o dusze coraz bardziej sfrustrowanych wygasaniem społecznych wpływów Kościoła duchownych i najbardziej zaangażowanych świeckich.
Ale - na koniec - warto uświadomić sobie, że ten upadek politycznego i społecznego znaczenia Kościoła może mieć też wymiar pozytywny.
Jeśli rolą Kościoła ma być głównie docieranie do ludzi z przekazem ewangelii, która jest przede wszystkim wielką opowieścią, że istnieje nadzieja, że śmierć nie ma ostatniego słowa, to o wiele łatwiej jest to robić, gdy nie jest się obciążonym balastem politycznych przekonań i uwikłań. Gdy nie jest się traktowanym, jako przedstawiciel jednej strony sceny politycznej.
Głębokie przemyślenie sytuacji, zaakceptowanie jej może być więc początkiem bardzo powolnego procesu odbudowywania autorytetu Kościoła jako wspólnoty dla wszystkich. Otwartej i odrzucającej próby uwikłania jej w gry polityczne. Czy tak będzie? Nie jest to łatwa droga, ale - jak sądzę - jedyna możliwa.
Tomasz P. Terlikowski dla Wirtualnej Polski
Autor jest doktorem filozofii religii, pisarzem, publicystą RMF FM i RMF 24. Ostatnio opublikował "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", a wcześniej m.in. "Czy konserwatyzm ma przyszłość?", "Koniec Kościoła, jaki znacie" i "Jasna Góra. Biografia".