Wyciekły plany na 9 maja? "To będą niewyszkoleni żołnierze, zieloni poborowi"
Ogłoszenie powszechnej mobilizacji, formalne wypowiedzenie wojny Ukrainie i groźba użycia potencjału nuklearnego przez Rosję - tak zdaniem zachodnich i ukraińskich źródeł wywiadowczych może wyglądać 9 maja, czyli Dzień Zwycięstwa w Moskwie. - Rosjanom nie idzie w Ukrainie. Ich armia nie ma już praktycznie sprawnego sprzętu, a ich możliwości są ograniczone. Są już "krótcy" - mówi Wirtualnej Polsce płk Maciej Matysiak, były zastępca szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego i ekspert fundacji Stratpoints.
Początkowo eksperci i przedstawiciele m.in. zachodnich wywiadów spodziewali się, że Władimir Putin będzie chciał ogłosić 9 maja znaczący sukces militarny, np. zwycięstwo w określanej jako decydująca bitwie o Donbas. Operacja nie przebiega jednak tak sprawnie, jak zaplanowali Rosjanie - nie osiągają sukcesów i nie zdobywają strategicznych celów.
I mimo, jak zapewniał szef rosyjskiego MSZ Siergiej Ławrow, że data 9 maja nie ma "większego znaczenia", to wszystko wskazuje, że wobec braku sukcesów w Ukrainie Putin chce zmienić taktykę. Sekretarz obrony Wielkiej Brytanii Ben Wallace ostrzegł niedawno, że dyktator może podjąć próbę wypowiedzenia "wojny światowej z nazizmem" i użycia nuklearnego potencjału, pojawiają się też doniesienia o możliwej aneksji tzw. Donieckiej i Ługańskiej Republik Ludowych.
Zobacz też: Szpica Ukrainy. Ekspert o ukrytych siłach Ukraińców
Zdaniem Macieja Matysiaka, pułkownika rezerwy, absolwenta Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Pancernych w Poznaniu w 1988 r. na kierunku dowódczym i byłego wiceszefa SKW, powszechna mobilizacja w Rosji nie przyniesie Putinowi spodziewanych efektów i jest kolejnym elementem postsowieckiej strategii wojennej.
- O rosyjskiej armii mówi się, że mają do ok. 1,5 mln żołnierzy, a de facto jest to ok. 800-900 tysięcy w całej Rosji. Na wojnę w Ukrainie wysłali ok. 200-300 tysięcy i już praktycznie nie mogą przerzucać żołnierzy z pozostałych części Federacji Rosyjskiej. Nie mają zasobów, muszą zachować system obrony wszystkich granic, a część żołnierzy musi zostać w koszarach. Ale co najważniejsze, praktycznie zużyli już większość sprzętu, którym mogli się poruszać po ukraińskich drogach. I teraz są krótcy… - ocenia w rozmowie z WP płk Matysiak.
Powszechna mobilizacja w Rosji? "To będą zieloni poborowi"
Zdaniem eksperta, jeśli faktycznie Rosja zamierza przeprowadzić powszechną mobilizację, to już na wstępie obniża to znacznie jakość działań wojennych.
- Zakładam, że im nie idzie, więc poszło zapotrzebowanie od dowodzących: "Panie prezydencie, panie ministrze, panie szefie Sztabu Generalnego, potrzebujemy większej siły". Powszechna mobilizacja oznacza, że na front miałby pójść niewyszkolony poborowy, kompletnie "zielony żołnierz". To nie rezerwiści, którzy służyli już wcześniej i mają odpowiednie doświadczenie - ocenia ekspert fundacji Stratpoints.
Przypomnijmy, że z doniesień regionalnych i niezależnych rosyjskich mediów wynika, że od początku inwazji na Ukrainę w Rosji podpalono pięć biur werbunkowych. Zatrzymani podpalacze mówili, że chcieli nie tylko zaprotestować przeciwko agresji militarnej, ale przede wszystkim uniknąć poboru.
- Ewidentnie wynikało to z obaw, że zostaną od razu wcieleni do wojska i pójdą na front. Wygląda więc na to, że nowy zaciąg będzie ponownie z okręgów wschodnich, z rejonów przy granicy z azjatyckimi państwami. Dla nich motywacją jest finansowa gratyfikacja. Na pewno nie przerzucą części floty morskiej, bo Turcja blokuje cieśniny Bosfor i Dardanele. To, co mają na Morzu Czarnym i Azowskim, już zostanie. Reszta nie pójdzie - uważa płk Matysiak.
- U Rosjan podejście do działań wojennych nie zmieniło się od dawna. Oni co prawda podejmowali próby na wzór amerykański, by skopiować batalionowe grupy bojowe, ale nadal wojują w oparciu o tzw. imperialny komunizm. I - jak przed laty - próbują rzucać na front jak największą liczbę żołnierzy. To ten sam wzorzec kształtowany w akademiach radzieckich. To armia jak za socjalizmu - ocenia były wiceszef SKW.
Putin oficjalnie wypowie wojnę?
Według płk Matysiaka, właśnie dlatego Rosjanom trudniej będzie uzupełnić sprzęt niż ludzi. - Wśród rezerwistów znajdą dużo chętnych. Tylko pytanie, czy znajdą sprzęt dla nich. Dostaną mundur i karabiny. A co dalej? Wygląda na to, że Rosjanie widzą już, że ich kierunki natarcia nie przynoszą sukcesów. Chcą zwiększyć liczebność swoich wojsk, ale nieprzygotowanych, więc konflikt może potrwać jeszcze dużo czasu – uważa płk Maciej Matysiak.
W jego opinii, 9 maja – nawet bez sukcesów rosyjskiej armii w Ukrainie – propaganda Putina przedstawi jako sukces.
- Putin nadał honorowy tytuł Gwardyjskiej Jednostce Wojskowej, która dokonała masakry w Buczy. Więc w ich przypadku nie ma żadnych oporów. Powiedzą 9 maja, że wygrywają, a wszystko idzie sprawnie. Będą przekonywać, że walczą ze zgniłym Zachodem i nazizmem. Przekaz na 9 maja będzie taki, żeby zmotywować do powszechnej mobilizacji wśród rosyjskich poborowych. Ale też, żeby wśród zwykłych obywateli zapewnić sobie kolaborantów - ocenia ekspert fundacji Stratpoints.
W jego ocenie, jeśli podczas Dnia Zwycięstwa padną słowa o wojnie, a nie "specjalnej operacji", de facto będzie to przyznanie przez Putina, że Rosja nie tylko walczy z Ukrainą, ale również z Zachodem.
- Teoretycznie konflikt nuklearny wywołany przez Putina jest możliwy, zmieniłoby to jednak całkowicie układ sił. Jeśli dzisiaj Rosja chce nazywać operację zbrojną - wojną, to w swojej retoryce będzie kładła nacisk na pomoc i zaangażowanie Zachodu w konflikt. De facto już mamy przecież walkę Rosji z NATO i Unią Europejską. Nasz kraj jest w stanie quasi wojny z Rosją. Wysyłamy sprzęt, amunicję, pieniądze. Amerykanie, którzy wysyłają armatohaubice, amunicję i chcą przeznaczyć 33 miliardy dolarów pomocy finansowej dla Ukrainy, są również w stanie wojny z Putinem. Jeśli Rosja ogłosi, że prowadzi wojnę, będzie chciała zmobilizować swoich obywateli. Putin będzie mówił: "musimy rozwinąć skrzydła, jeszcze bardziej się zaangażować i być może użyjemy w wojnie czegoś z naszej broni, czego do tej pory nie użyliśmy" - puentuje płk Matysiak.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski