Wybory parlamentarne 2019. Analizujemy "100 afer PiS"
100aferPiS.pl - taka strona pojawiła się w sieci w trakcie debaty wyborczej w TVP. Inicjatorem akcji jest Koalicja Obywatelska. - Znaczenie ma to, że po sieci chodzi komunikat, że rządy PiS to rządy "aferalne". Chodzi o skalę - komentuje WP politolog, dr Olgierd Annusewicz. I dodaje, że niektóre przytoczone sprawy niekoniecznie są "wielkimi aferami".
- Wystarczy zwykła ludzka przyzwoitość. Nie trzeba ustaw, by żona premiera ujawniła majątek, który przepisał na nią mąż, zanim premier musiał go ujawnić. Wystarczy nie kraść - mówił podczas debaty wyborczej w TVP poseł PO-KO Borys Budka. - Już dzisiaj zapraszam na stronę 100 afer PiS, tam rozliczymy każdą aferę, każde kłamstwo - zapowiedział.
W chwili, gdy Budka w studiu TVP informował o nowym projekcie KO, na profilu Koalicji Obywatelskiej na Twitterze pojawiła się informacja o nowej stronie. "100 afer PiS! Każda wymaga wyjaśnienia! Każdy miesiąc przynosi informacje o nowych aferach, w które zamieszani są politycy PiS" - czytamy w poście.
Co znajdziemy na stronie? To wyliczenie 100 budzących kontrowersje spraw, opisywanych przez media. Każda z nich nazwana jest "aferą". A wśród nich jest m.in. sprawa SKOK-ów, finansowania kampanii wyborczej Anny Zalewskiej, wycofanie się rządu PiS z zakupu śmigłowców Caracal, loty marszałka Kuchcińskiego z rodziną czy nieopublikowanie, mimo wyroku sądu, list poparcia dla kandydatów do KRS.
Zrobić wrażenie
- Chodzi o wrażenie, pokazanie skali. Nikt stu afer nie przeczyta, a nawet jakby ich było 50, też by ich ludzie nie analizowali - stwierdza dr Olgierd Annusewicz, politolog, w rozmowie z WP. I dodaje: - Nie ma znaczenia, co jest na liście tych stu afer. Znaczenie ma to, że po sieci chodzi komunikat, że rządy PiS to rządy "aferalne".
- Jedne z tych wydarzeń są większe, a inne mają kaliber niewielki. Ale to właśnie to, że wszystkie są zebrane i opublikowane w jednym miejscu, ma znaczenie - mówi ekspert. - Mamy najpierw SKOK, później afera Zalewskiej, Banaś, Kuchciński, to wszystko jest na górze. "Aniołki Glapińskiego" też. Dalej, niektóre z tych rzeczy, nie są wielkimi aferami. Chodzi o to, że są jakieś przewinienia, które można PiS wytknąć i o to, że jest ich dużo - stwierdza.
Jednocześnie podkreśla, że opublikowanie listy "afer PiS" w trakcie debaty wyborczej to dokładnie przemyślany ruch. - Opozycja musi pokazać, że te cztery lata PiS to nie tylko sukcesy, ale też rzeczy, które zostały zrobione źle. Intencje rozumiem tak: chcieli wskazać, że mamy pasmo afer, nie sukcesów. I każda z tych rzeczy musiała być nazwana aferą, nawet jeśli byśmy uznali racjonalnie, że do afery to jeszcze trochę niektórym sprawom brakuje - ocenia. Przypomina też, że opublikowana lista to nie są sprawy, o których wcześniej nikt nie wiedział.
- Większość ludzi, do których to jest adresowane, otrzyma komunikat: przeczytajcie, naszym zdaniem to jest afera. To takie "ramowanie polityki". Wrzucenie rządów PiS w ramę afery. Oni chcą oczywiście utrzymać ramę sukcesu, a opozycja chce zbudować ramę afer - podsumowuje.
"Dziś wszystko jest aferą"
- Kiedyś słowo afera oznaczało kolosalny skandal, związany z nieprawidłowościami prawnymi, a wręcz przestępstwem. Dziś już wszystko jest aferą czy katastrofą - ocenia w rozmowie z Wirtualną Polską Wiesław Gałązka, ekspert ds. marketingu politycznego. I dodaje, że rzeczywiście, można uznać, że "wiele działań PiS jest, mówiąc delikatnie, nieprzyzwoitych". - Ale w tej chwili nikomu nie będzie się chciało czytać o stu aferach. Ani ich analizować - stwierdza.
Jego zdaniem akcja nie przyniesie rewelacyjnych skutków. - Wiele osób może skłonić do refleksji, ale nie będzie tu przełomu - ocenia.
- Jeżeli to ma zmienić wynik wyborczy, to trochę za późno się za to Koalicja Obywatelska wzięła. Gdyby opozycja nie przespała czterech lat, a nagłaśniała każdą z tych afer, kiedy wybuchała, to prawdopodobnie sytuacja wyglądałaby inaczej - podsumowuje Gałązka.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl