Wybory mera Kijowa wstępem do wyborów prezydenckich
W Kijowie odbywają się
przedterminowe wybory mera i członków rady miejskiej. Zdaniem
ukraińskich komentatorów są one wstępem do kampanii przed
zaplanowanymi za dwa lata wyborami prezydenckimi.
W wyścigu do kijowskiego ratusza bierze udział rekordowa liczba kandydatów: na stanowisko mera pretenduje 70 osób, a o 120 miejsc w radzie miasta walczy nieco ponad dwa tysiące osób.
Faworytami wyborów są: popierany przez prezydenta Wiktora Juszczenkę dotychczasowy burmistrz Leonid Czernowecki, bliski współpracownik premier Julii Tymoszenko i wicepremier w jej rządzie Ołeksandr Turczynow, a także znany bokser Witalij Kliczko.
Inicjatorką przedterminowych wyborów władz Kijowa była premier Tymoszenko. Zarzuciła ona Czernoweckiemu i miejskim radnym korupcję przy wydzielaniu działek budowlanych i mieszkań. Oskarżenia te nie znalazły dotąd potwierdzenia w sądzie; poparł je jednak parlament, zgadzając się w marcu na odsunięcie Czernoweckiego i ponowne wybory mera i rady stolicy.
"Wybory w Kijowie są dla Tymoszenko testem. Jeśli stanie się cud i wygra je Turczynow, będzie to sygnał, kto jest faworytem w przyszłych wyborach prezydenckich. Jeśli zaś Tymoszenko przegra, będzie to dla niej cios" - napisała przed kilkoma dniami poczytna gazeta internetowa "Ukraińska Prawda".
Przegranej Turczynowa, która będzie oznaczać porażkę Tymoszenko, najbardziej pragnie prezydent Juszczenko. Obawia się on konkurencji obecnej premier w wyborach prezydenckich w 2010 roku, kiedy to będzie starał się o reelekcję.
Niedawno, podczas zamkniętego spotkania z blokiem parlamentarnym Nasza Ukraina-Ludowa Samoobrona (prezydent jest honorowym przewodniczącym Naszej Ukrainy), Juszczenko miał polecić, by ugrupowanie to poparło Czernoweckiego, a nawet powiedzieć, że kijowskie wybory mają stać się dla Tymoszenko Stalingradem.
Nasza Ukraina-Ludowa Samoobrona, partner koalicyjny Bloku Tymoszenko, nie dała jednoznacznej odpowiedzi na ultimatum prezydenta. Część bloku opowiada się za ścisłą współpracą z panią premier, druga część stoi po stronie Juszczenki.
Wstępne wyniki głosowania oczekiwane są w poniedziałek nad ranem. Komentatorzy największe szanse dają Czernoweckiemu. Popiera go także najbardziej aktywna część wyborców, czyli emeryci i renciści.
Jestem za Czernoweckim, bo bardzo o nas dba - powiedziała emerytowana nauczycielka pani Anna, idąca na głosowanie w punkcie wyborczym w kijowskiej dzielnicy Podił.
Dotychczasowy burmistrz, kontrowersyjny milioner, który zbił majątek jako właściciel banku Praweks, podbija serca swych wyborców, wydając starszym ludziom paczki żywnościowe z przydziałem mąki, cukru, kaszy, oleju i konserwami.
Konkurenci zwracają uwagę na niewyraźny i nieuporządkowany sposób mówienia Czernoweckiego; oskarżają go o zażywanie narkotyków. Wykorzystują także dorobek polskich speców od marketingu politycznego z wyborów parlamentarnych ub. roku, zachęcając młodszych wyborców, by "schowali babci dowód".
Specjaliści oceniają, że w kijowskie wybory zaangażowano niesamowite środki: główni pretendenci na stanowisko mera wydali na kampanię od 200 do 250 mln dolarów. Dużą część tych pieniędzy przeznaczono na przekupywanie wyborców. Metoda ta określana jest mianem "karuzeli".
Jak wyjaśniła agencja informacyjna UNIAN, polega ona na tym, że sztaby wyborcze szukają najpierw ludzi gotowych sprzedać swój głos za 250-300 hrywien (ok. 125-150 zł). W dniu wyborów ludzie ci otrzymują od swych mocodawców wypełniony formularz do głosowania. Po przyjściu do punktu wyborczego dostają tam czysty formularz, który chowają do kieszeni. Wypełniony formularz wędruje do urny, a czysty wraca do mocodawców i jest dowodem wykonanego zadania, czyli podstawą do wypłaty wynagrodzenia.
Jak poinformował w ub. tygodniu Komitet Wyborców Ukrainy (niezależna organizacja monitorująca wybory), "karuzela" zastąpiła inną, starszą metodę: polegała ona na fotografowaniu przez przekupionych wyborców aparatami telefonów komórkowych kart do głosowania z zaznaczonym nazwiskiem płacącego im kandydata.
Metoda ta okazała się nieskuteczna: opłaceni wyborcy kładli na formularz do głosowania folię i na niej - a nie na formularzu - zaznaczali nazwisko danego kandydata, po czym robili zdjęcie. Następnie głosowali już zgodnie z własnym sumieniem.
Jarosław Junko