Wyborcza klęska Merkel? To nie takie proste. Ale to zła wiadomość dla Polski
• Niemieccy chadecy ponieśli porażkę w wyborach regionalnych
• Wyniki wyborów zostały odczytane za granicą jako wyraz dezaprobaty dla polityki Merkel ws. uchodźców
• Zdaniem ekspertów, pozycja kanclerz pozostaje niezagrożona
• Sukces antyimigranckiej Alternatywy dla Niemiec to dla Polski zła wiadomość
14.03.2016 | aktual.: 15.03.2016 08:49
"Pogrom", "CDU w ogniu", "Koniec Angeli Merkel" - nagłówki o takiej wymowie zdominowały europejską i polską prasę po niedzielnych wyborach parlamentarnych w trzech niemieckich landach: Badenii-Wirtembergii, Nadrenii-Palatynacie i Saksonii-Anhalt. Tylko w tym ostatnim, najmniejszym kraju związkowym udało się partii Angeli Merkel wygrać głosowanie - choć i tam straciła ona część poparcia na rzecz populistycznej, antyimigranckiej Alternatywy dla Niemiec (AfD)
. Mimo że nie wygrało ono w ani jednym landzie (w Badenii wygrali Zieloni, a w Nadrenii-Palatynacie SPD), to właśnie to ugrupowanie zostało ogłoszone głównym zwycięzcą wyborów, z marginalnej partii stając się jedną z głównych sił w niemieckiej polityce.
Przeczytaj również: Czym jest Alternatywa dla Niemiec? Według większości komentarzy wyniki wyborów w krajach związkowych oznaczają dużą porażkę kanclerz Angeli Merkel, a w szczególności jej podejścia do kryzysu migracyjnego. Jednak zdaniem ekspertów wymowa rezultatów nie jest tak oczywista, jak mogłoby się wydawać.
- Faktem jest, że CDU straciła część poparcia, szczególnie w Badenii-Wirtembergii. Tymczasem w Nadrenii-Palatynacie rozczarowaniem jest ostateczna przegrana z socjaldemokratami, ale trzeba zauważyć, że tam kandydatka chadeków sprzeciwiała się polityce Merkel w sprawie uchodźców. Dlatego ten wynik niekoniecznie jest porażką dla kanclerz Niemiec - mówi w rozmowie z WP dr Agnieszka Łada, politolog z Instytut Spraw Publicznych. - De facto skrzydło CDU przeciwne pani Merkel zostało więc osłabione. Wskazuje na to też zwycięstwo kandydata Zielonych w Badenii-Wirtembergii, który popierał politykę rządu w sprawie uchodźców. Owszem, bardzo dobry wynik AfD pokazuje, że niezadowolenie z tej polityki rośnie, ale nie jest to wielka porażka dla Merkel, a jej pozycja nie jest zagrożona - stwierdza ekspertka.
Z tym zdaniem zgadza się Daniel Lemmen, naukowiec z polsko-niemieckiego Collegium Polonicum w Słubicach.
- Po wszystkim, co przeczytałem o wyborach w zagranicznej prasie, wielu obserwatorów uznaje wybory jako klęskę Merkel. W Niemczech odbiór jest po części inny. Jest wiele głosów z kierownictwa partii CDU, które mówią, że ci, którzy podczas kampanii krytykowali Merkel, zostali ukarani przez wyborców. To pasuje bardzo dobrze do Julii Klöckner z Nadrenii-Palatynatu, która została wykluczona jako konkurent Merkel. Istnieje taka narracja: CDU przegrywa-Merkel wygrywa - mówi Lemmen. - Z tego powodu nie będzie w następnych dniach żadnych personalnych konsekwencji. Żadnego ustąpienia kanclerz, żadnej zmiany w rządzie, żadnych rekonstrukcji gabinetu. Angela Merkel siedzi nadal mocno w siodle, ponieważ w swojej partii nie ma nikogo, kto podpiłowuje jej krzesło - dodaje.
Mimo to, słaby wynik partii Merkel wpisuje się w utrzymującą się od kilku miesięcy niekorzystną tendencję dla pozycji kanclerz, zarówno w Niemczech, jak i na arenie międzynarodowej. Coraz częściej zauważają to niemieckie media. Najnowszy "Der Spiegel" (a wcześniej m.in. "Die Welt") jest dla dorobku kanclerz bezlitosny. "Za sprawą kryzysu w strefie euro, kanclerze Merkel stała się w pewnym momencie najpotężniejszym liderem w Europie. Ale teraz doprowadziła do izolacji Niemiec w Unii Europejskiej w większym stopniu niż jakikolwiek jej poprzednik" - ocenił tygodnik. Jako dowód na utratę swojej pozycji przytacza się m.in. decyzję państw UE - wbrew woli Berlina - o zamknięciu bałkańskiego korytarza migracyjnego. Jak wskazują dziennikarze "Spiegla", Donald Tusk, kiedyś jej największy sojusznik, który niegdyś przy powitaniu kłaniał się jej i całował w rękę, teraz postawił się woli - i wygrał.
- Już przed wyborami było widać, że Berlin jest coraz bardziej izolowany. Niemieckie media próbowały długi czas znaleźć kozła ofiarnego w zachodnich sąsiadach Niemiec, jednak faktem jest, że nawet takie państwa jak Francja i Austria już zachowały dystans. Merkel po prostu straciła w Europie wpływy. Choć nic to nie zmienia w tym, że Niemcy dalej są największym i ekonomicznie najsilniejszym krajem w UE - uważa Lemmen.
Zdaniem Agnieszki Łady kłopoty kanclerz Niemiec wynikają w dużej mierze z ciężkiej sytuacji całej Unii.
- To prawda, że Niemcy są coraz bardziej osamotnione na arenie europejskiej i te wybory z pewnością nie pomogą Merkel. Z drugiej strony, kanclerz nie ma przed sobą dobrych alternatyw. Od Berlina oczekuje się, że będzie przewodził Europie, ale kiedy wypracowuje rozwiązania wychodzące poza Niemcy, to spotyka się z krytyką. Podobnie jest z obecnymi negocjacjami z Turcją w celu rozwiązania kryzysu migracyjnego, będące głównie jej pomysłem. Z jednej strony wchodzenie w dialog z państwem niedemokratycznym jest złe, a z drugiej niepodejmowanie współpracy z kluczowym dla sprawy państwem też byłoby krytykowane - mówi Łada.
Złe wieści dla Polski
Mimo że Angela Merkel ma w Polsce wielu krytyków, a wyniki niedzielnych wyborów zostały przez niektórych komentatorów przyjęte z zadowoleniem, zdaniem ekspertów kłopoty kanclerz nie są dla Polski dobrą wiadomością.
- Nie ma w Niemczech potencjalnego kandydata na kanclerza, który byłby dla Polski lepszy niż Merkel. Jest Polsce życzliwa i myśli w bardzo podobny sposób do naszego, jeśli chodzi o politykę wschodnią, w przeciwieństwie np. do większości polityków SPD. Co więcej, Merkel chce rozwiązywać problemy całego kontynentu, podczas gdy inni politycy są skoncentrowani tylko na krótkofalowym i wąskim interesie Niemiec. Cieszenie się z jej niepowodzeń jest tak naprawdę wręcz antypolskie i krótkowzroczne - mówi Łada.
Również sukces wyborczy AfD nie musi być dla Polski korzystny. Choć AfD zasiada w Parlamencie Europejskim w jednej frakcji z PiS-em, a jej poglądy na kwestię uchodźców są niemal zbieżne z poglądami Warszawy, nie oznacza to, że zwiększenie wpływów kontrowersyjnej partii przełoży się na lepszą pozycję Polski.
- Alternatywa dla Niemiec nie jest przyjacielem Polski. Wprawdzie usłyszeliśmy w ostatnich tygodniach z szeregów AfD wsparcie dla polityki PiS-u, ale sądzę, że to jest spowodowane współpracą w parlamencie europejskim. Tymczasem możliwe jest, że AfD zostanie wkrótce wyrzucone z frakcji - zauważa Lemmen. Jak dodaje, sukces Alternatywy powinien martwić polskich polityków przede wszystkim ze względu na prorosyjskie poglądy większości jej członków.
- Wicelider partii, Alexander Gauland, jest mile widzianym gościem w ambasadzie rosyjskiej. Gauland, jako quasi szef polityki zagranicznej AfD, często opowiada się za silnymi Niemcami, które powinny uwolnić się od UE oraz USA, a skupić się bardziej na Moskwie. Nie leży to w polskim interesie i nie powinno leżeć także w niemieckim - mówi niemiecki ekspert. Do tego dochodzi także kilka wypowiedzi rewizjonistycznych skierowanych przeciw Polsce. Osobiście mam nadzieję, że AfD nie będzie aż tak silne, żeby miała duży wpływ na politykę zagraniczną Niemiec. Dla napiętych stosunków pomiędzy Berlinem a Warszawą byłoby to ogromnym obciążeniem - dodaje.
Nie ulega jednak wątpliwości, że wyborczy sukces populistów w znaczący sposób zmieni niemiecką scenę polityczną.
- Wszystko wskazuje na to, że AfD dostanie się do Bundestagu i będzie odgrywać znaczną rolę w niemieckiej polityce. Jako jedyna partia na prawo od CDU/CSU będzie wpływać na kierunek polityki i wzmocni prawicowe skrzydło chadecji. Można się spodziewać, że wzmocni to podziały wewnątrz obozu rządzącego i będzie miało przełożenie na niemiecką dyskusję na temat imigracji - stwierdza dr Łada.
Zobacz również: Antyimigrancki marsz w Berlinie. Interweniowała policja