Wyborcy pytają Tuska, kiedy euro. Kryzys może odmienić postrzeganie europejskiej waluty

Pytanie o termin wprowadzenia euro w Polsce wywołało skrajne emocje podczas spotkania Donalda Tuska z mieszkańcami Dzierżoniowa. Politycy Platformy Obywatelskiej w rozmowie z Wirtualną Polską przyznają, że wyborcy coraz częściej oczekują od nich rozpoczęcia tego procesu po ewentualnej wygranej w przyszłorocznych wyborach. Ekonomiści zwracają uwagę, że rozpoczynający się w Polsce kryzys może pozytywnie wpłynąć na pomysł dołączenia do strefy euro, jednak warunki gospodarcze odsuwają tę perspektywę na lata.

Pytanie o termin wprowadzenia euro w Polsce wywołało dyskusję podczas spotkania Donalda Tuska z mieszkańcami Dzierżoniowa
Pytanie o termin wprowadzenia euro w Polsce wywołało dyskusję podczas spotkania Donalda Tuska z mieszkańcami Dzierżoniowa
Źródło zdjęć: © PAP | PAP/Sebastian Borowski
Patryk Michalski

15.07.2022 18:25

"Kiedy euro i dlaczego tak późno?" - już pierwsze pytanie uczestniczki czwartkowego spotkania z Donaldem Tuskiem w Dzierżoniowie wywołało emocje wśród zgromadzonych. Przewodniczący PO nie udzielił jednoznacznej odpowiedzi i nie obiecał, że po ewentualnej wygranej opozycja szybko zdecyduje się na ten ruch, powołując się choćby na uwarunkowania gospodarcze. Jego wypowiedzi świadczą jednak o tym, że Platforma chce sprowadzić dyskusję o europejskiej walucie na inny tor.

Tusk podkreślał, że nie tylko PiS jest przeciwny wejściu do strefy euro. Zwrócił uwagę, że w tej sprawie podzielone jest także społeczeństwo i ekonomiści. - Wejście do strefy euro na końcu i tak będzie wymagało zmiany Konstytucji, czyli 3/5 głosów tych, którzy są na to zdecydowani. Nie ma co rozpoczynać tego procesu, kiedy nie mamy pewności, że finał jest możliwy, w zasięgu ręki - mówił. Dodał też, że przy obecnym rozkładzie emocji i opinii nawet gdyby proeuropejskie partie chciałyby szybkiego rozpoczęcia tego procesu, byłoby to niemożliwe.

Szef PO wskazał też na wyniki badania opinii publicznej nt. wejścia do strefy euro. - Zwolenników zapytano, kiedy powinno się to stać. 1/3 z nich odpowiedziała, że nigdy. Mogłoby się wydawać, że to paradoks albo czegoś nie zrozumieli. Ale w jakimś sensie ja rozumiem to poczucie niepewności, skoro tylu ludzi w Polsce, poczynając od obecnie rządzących, opowiadało nieprawdę na temat euro - mówił. Tusk zaznaczył, że podobną krytykę stosowano również w innych krajach, gdzie wprowadzano euro. Jako przykład wymienił m.in. Litwę i Słowację.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

To właśnie wtedy jeden ze słuchaczy krzyknął: "Bajki pan opowiada". - To nieładnie mówić, że opowiadam bajki, bo w przeciwieństwie do pana prawdopodobnie ja znam fakty w tych krajach, znam tych wszystkich ludzi, którzy wprowadzili do strefy euro Słowację i kraje bałtyckie. I muszę powiedzieć, że od pierwszych dni od wejścia do strefy euro jeszcze rok temu byłem w stałym kontakcie z tymi przywódcami - zareagował były premier.

Tusk przekonywał też, że nie zna żadnego kraju, który żałowałby wejścia do strefy euro. Taka odpowiedź nie była przypadkowa.

Nowa strategia PO

Według posłów PO Tusk zamierza doprowadzić do tego, by euro nie stało się jednym ze straszaków w kampanii wyborczej, co nie udało się w 2019 r. Wówczas Prawo i Sprawiedliwość straszyło wizją przyjęcia wspólnej waluty. Jarosław Kaczyński oczekiwał nawet, by liderzy partii opozycyjnych podpisali deklarację, że Polska nie przyjmie euro do czasu, aż nasz kraj nie osiągnie poziomu gospodarczego państw Zachodu. - Jeżeli nie podpiszą, to znaczy, że są za euro i głos na nich będzie oznaczał głos za kolejnym takim negatywnym wstrząsem ekonomicznym dla gospodarstw domowych i dla gospodarki jako całości - mówił trzy lata temu prezes PiS.

Od tego czasu wiele się zmieniło. Rozpoczynający się kryzys skłania część Polaków do tego, by ci, którzy mają oszczędności, przewalutowali je na euro lub dolary. Platforma Obywatelska uznała, że to dobry czas, by odmienić wizerunek europejskiej waluty wśród społeczeństwa.

- Brak wiarygodności prezesa NBP wywołuje w ludziach niepokój i myślę, że stąd biorą się pytania o wejście do strefy euro. Często słyszę też od wyborców, że gdybyśmy byli w strefie euro, to czulibyśmy się bardziej zakorzenieni w Unii Europejskiej - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Izabela Leszczyna, odpowiedzialna w partii za tematy ekonomiczne. Posłanka uważa, że sympatia wobec euro rośnie wśród wyborców PO.

- Uważam, że gdyby rząd PiS - mimo swojego ideologicznego sprzeciwu - ogłosił, że Polska aspiruje do strefy euro w odpowiednim momencie i zrobi wszystko, by po ustabilizowaniu sytuacji gospodarczej nasze finanse były gotowe do spełnienia koniecznych warunków, to zapewniam, że złoty natychmiast troszkę by się wzmocnił. Myślę, że koszty obsługi naszego długu byłyby niższe - podkreśla.

- Wojna w Ukrainie dostarcza wielu argumentów, by być bardzo silnie zaangażowanym w NATO i Unię Europejską, więc uważam, że ludzie już nie uwierzą w straszenie PiS-u walutą euro. Poza tym najprawdopodobniej przez najbliższe dwa lata Polska będzie miała bardzo wysoką inflację i bardzo niski wzrost gospodarczy. A to oznacza, że w tym czasie nie ma nawet sensu mówić, że chcielibyśmy rozpocząć proces wejścia do strefy euro, bo nikt nas do niej nie przyjmie. To jest odległa perspektywa - dodaje Leszczyna.

- Wejdziemy do niej wtedy, kiedy będzie to korzystne dla naszych obywateli. Jednak by to zrobić, na pewno nie musimy dogonić w poziomie zarobków Niemców. Dobrobyt łatwiej będzie budować, kiedy dołączymy do strefy euro - wyjaśnia posłanka.

Ekspert: Liczę, że ludzie wyciągną lekcję

Profesor Witold Orłowski z Akademii Finansów i Biznesu Vistula w rozmowie z Wirtualną Polską podkreśla, że Polska przegapiła moment, kiedy mogła starać się o dołączenie do strefy euro. - Prezes NBP i premier Morawiecki mogą sobie pogratulować, bo doprowadzili finanse Polski do takiego stanu, że trzeba wieloletnich wysiłków, by móc wprowadzić euro. Pewne jest, że zgodnie z deklaracją nie stanie się to za prezesury Adama Glapińskiego, nawet gdyby stanął na głowie - komentuje ekspert.

I tłumaczy: - Euro to waluta na ciężkie czasy, by człowiek nie bał się, czy nie straci oszczędności, czy nie będzie musiał sobie radzić z dwucyfrową inflacją. Większość Polaków w dobrym gospodarczo czasie, kiedy można było przyjąć euro, wcale tego nie chciała. Powtarzałem wtedy, że jeśli w gospodarce wydarzy się coś gwałtownego, wówczas zwiększy się zainteresowanie tym, by w Polsce było euro, ale wtedy będzie to niemożliwe. Taką mamy obecnie sytuację. Korzyść i ryzyko z posiadania własnej waluty polega na tym, że nasi rządzący mogą prowadzić własną politykę dotyczącą pieniądza. Jeśli prowadzą ją dobrze, mamy korzyść, jeśli źle - duże ryzyko.

Profesor uważa też, że kryzys może zmienić nastroje społeczeństwa wobec europejskiej waluty. - Przez kilka lat nie będziemy w stanie wejść do strefy. A jeśli sytuacja się za jakiś czas uspokoi i będziemy już gotowi, to wtedy znów duża część Polaków może powiedzieć, że skoro jest dobrze, to euro nie jest nam potrzebne. Liczę jednak, że będzie to dla nas lekcja, a ludzie zorientują się, na czym polega korzyść z posiadania twardej waluty - dodaje.

Większość Polaków przeciw euro

Z sondażu Instytutu Badawczego Pollster dla "Super Expressu" przeprowadzonego w dniach 21-22 czerwca wynika, że 65 proc. ankietowanych sprzeciwia się przyjęciu euro przez Polskę. Innego zdania było 35 proc. pytanych. Eksperci wskazywali, że - mimo rosyjskiej inwazji na Ukrainę i gospodarczych konsekwencji wojny - Polacy w większości wciąż są przeciwni wspólnej walucie.

Dziennikarze money.pl od dawna zwracają uwagę, że dyskusji na temat euro Polacy często biorą pod uwagę własne lęki, a nie - dane. Temat, który zazwyczaj powraca w kampanii wyborczej, budzi wiele emocji, dlatego dziennikarze zapytali ekonomistów m.in. o to, jaki wpływ na ceny miałoby przyjęcie euro. Okazało się, że wbrew powszechnym opiniom to problem marginalny. Więcej odpowiedzi na pytania dotyczących konsekwencji wejścia do strefy euro można znaleźć w tekście "Polska w strefie euro".

Czytaj też:

Patryk Michalski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie