Akcja przy pomniku smoleńskim. Nowe fakty, mężczyzna miał jeden cel
Jest akt oskarżenia przeciwko mężczyźnie, który wszedł na pomnik ofiar katastrofy smoleńskiej i groził detonacją materiału wybuchowego. Krzysztof B. nie miał przy sobie bomby. Chciał na siebie zwrócić uwagę, by zrobić wiral, który miałby nagłośnić przypadki korupcji.
18.05.2024 | aktual.: 18.05.2024 08:32
Akt oskarżenia trafił do rozpoznania przez Sąd Rejonowy dla Warszawy Śródmieścia w Warszawie.
37-letni Krzysztof B. oskarżony jest o to, że 14 października 2023 roku wszedł na pomnik ofiar katastrofy smoleńskiej, a następnie zagroził detonacją ładunku wybuchowego, kiedy policjanci chcieli usunąć go z pomnika, tj. o czyn z art. 224. .§ 2 k.k. w zb. z art. 224a.§ 1. k.k.
Pierwszy art. mówi, ze "kto przemocą lub groźbą bezprawną wywiera wpływ na czynności urzędowe organu administracji rządowej, innego organu państwowego lub samorządu terytorialnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Drugi, "kto wiedząc, że zagrożenie nie istnieje, zawiadamia o zdarzeniu, które zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób lub mieniu w znacznych rozmiarach lub stwarza sytuację, mającą wywołać przekonanie o istnieniu takiego zagrożenia, czym wywołuje czynność instytucji użyteczności publicznej lub organu ochrony bezpieczeństwa, porządku publicznego lub zdrowia mającą na celu uchylenie zagrożenia,podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8".
Wszedł na pomnik, groził detonacją
Jak udało się ustalić Wirtualnej Polsce, 37-letni mieszkaniec Lublina przyjechał do Warszawy pociągiem. Miał ze sobą torbę, w której przewoził megafon oraz rzeczy osobiste.
Przed wejściem na pomnik udawał turystę, a kiedy tuż po wejściu na szczyt policjanci próbowali go ściągnąć, zagroził im detonacją ładunku wybuchowego. Krzysztof B. miał ze sobą długopis i kabel, który ciągnął się do wnętrza torby. Instalacja miała imitować zapalnik ładunku wybuchowego.
Mężczyzna zażądał rozmowy z negocjatorem policyjnym, któremu nakazał powiadomienie mediów oraz przekazania Komendantowi Głównemu Policji zawiadomienia o ujawnionych przez niego przestępstwach wraz z pendrive'em, w którym miały być dowody. Incydent na kilka godzin sparaliżował okolice placu Piłsudskiego. Policja zablokowała okolicę, a na miejscu pojawiły się grupy specjalne.
Podczas przesłuchania nie przyznał się do zarzucanego mu czynu, ale wskazał, że akcję zaplanował dwa lata wcześniej. Tłumaczył, że chciał stworzyć wiral, który krążyłby w internecie. W ten sposób chciał nagłośnić przypadki korupcji i międzynarodowych operacji szpiegowskich na szkodę państwa polskiego.
Czytaj też: