Wstrząsająca zbrodnia pod Grójcem. Na jaw wychodzą nowe fakty
Pod koniec lipca Polską wstrząsnęła okrutna zbrodnia. Proboszcz brutalnie zamordował swojego znajomego. Teraz pojawiają się nowe informacje.
Do zbrodni doszło pod koniec lipca. Ks. Mirosław M. brutalnie zabił swojego znajomego, 68-letniego Anatola Cz. Śledczy ustalili, że najpierw doszło do kłótni między mężczyznami, po czym duchowny zaatakował kolegę siekierą i podpalił jego ciało, być może jeszcze żywego. Wkrótce ustalono, że sprawcą jest 60-letni miejscowy proboszcz, który przyznał się do zabójstwa.
W lipcu Sąd Rejonowy w Grójcu zastosował trzymiesięczny areszt tymczasowy dla proboszcza parafii w Przypkach.
Witek nie wytrzymała. "Nigdy nic nie ukradłam". Nagranie z sejmowej komisji
Zbrodnia we wsi Lasopole pod Grójcem. Nowe informacje
Jak informuje "Fakt", okazuje się, że pan Anatol, który poznał księdza Mirosława M. w Caritasie, miał wcześniej spory majątek. Jak mówią mieszkańcy wsi, mężczyzna mieszkał tam z rodzicami siostrą i bratem.
- Mieli sporo ziemi, ale widać nie potrafili się nią dobrze zająć. Anatol i jego brat nie mieli smykałki do gospodarki. Wszystko raczej leżało odłogiem - relacjonowali sąsiedzi w rozmowie z "Faktem".
Po śmierci ojca pana Anatola, ziemię sprzedano. On sam przeprowadził się do Warszawy. - Od tamtej pory nie było z nim kontaktu. Może ten ksiądz poprzewracał mu w głowie - dywaguje jeden z mieszkańców.
Jak czytamy, pan Anatol po rodzicach odziedziczył jeszcze 16 ha ziemi, które planował sprzedać. Wtedy miał pojawić się przy nim ksiądz Mirosław M., który zaoferował pomoc. W zamian za ziemię miał obiecać, że kupi mu mieszkanie oraz zapewni pomoc do śmierci.
Jak opisuje "Fakt", ksiądz sprzedał ziemię, którą przepisał na niego pan Anatol, ale nic nie powiedział. Pan Anatol natomiast był bezdomny i tułał się po domach opieki. Sądzono nawet, że nie żyje.
Ksiądz zaatakował siekierą i podpalił ofiarę
Między mężczyznami miało dojść do sprzeczki w trakcie jazdy samochodem. Kiedy awantura się rozwinęła, duchowny miał wyjąć siekierę i uderzyć nią w głowę znajomego. Następnie miał go podpalić i odjechać.
Mirosław M. przyznał się do zbrodni, złożył obszerne wyjaśnienia i wyraził skruchę. Arcybiskup warszawski Adrian Galbas wyraził smutek, podkreślając moralną odpowiedzialność Kościoła i przepraszając wiernych za tę "okropną zbrodnię". Duchownemu grozi kara od 15 lat więzienia do dożywocia.
Źródło: "Fakt"/WP