Współpraca Lecha Wałęsy z SB wpłynęła na transformację ustrojową w Polsce?
• Relacje SB-Wałęsa z lat 70. miały negatywny wpływ na transformację - twierdzi prof. Andrzej Zybertowicz
• Bez solidnych badań nie można udzielić poprawnej naukowo odpowiedzi na pytanie o wpływ przeszłości Wałęsy na transformację, ponieważ w sprawie jest jeszcze zbyt wiele niewiadomych
• W latach 70. Lech Wałęsa był ofiarą SB, w latach 80. zapewne komunistów ogrywał - pisze prof. Zybertowicz w artykule dla WP
• W opinii socjologa już w 2008 roku dostępne były dokumenty, których analiza prowadziła do wniosku, że Wałęsa współpracował z SB
21.02.2016 20:13
Trwa teleturniej. Jaki? Ano taki, w którym trzeba odpowiedzieć na pytanie: Jaki był wpływ współpracy Lecha Wałęsy z SB na proces transformacji ustrojowej?
Oto zestaw odpowiedzi do wyboru:
- Żaden. Bo Wałęsa nie współpracował.
- Prawie żaden. Współpracował, ale nikomu nie zaszkodził.
- Minimalny. Wprawdzie współpracował i donosił na kolegów, ale to w istocie nic nie znaczyło, bo oszukiwał SB i komunistów.
- Spory. Ale to cena bezkrwawej rewolucji - Wałęsa umożliwił komunistom spokojne uwłaszczenie się i stworzenie mechanizmów osłabiających państwo prawa, ale transformacja i tak odniosła sukces.
- Duży i istotny strukturalnie. Wałęsa stał się symbolem systemu zakłamania, który blokuje rozwój Polski.
- Poważny i negatywny. Tak wielu rzeczy nadal nie wiemy, że bez solidnych badań nad zakulisowymi mechanizmami transformacji poprawna naukowo odpowiedź na pytanie o wpływ agenturalności Wałęsy nie jest jeszcze możliwa.
Moja odpowiedź: niestety, Wałęsa jest na szóstkę.
Cena za bezkrwawą rewolucję
W piątym roku transformacji autorka "Gazety Wyborczej" tak pisała na kanwie wizyty Leszka Balcerowicza w Krakowie: "Mówił też o cenie, jaką zapłaciliśmy od 1989 roku za bezkrwawy przebieg naszej rewolucji. Było nią zostawienie w spokoju komunistycznej nomenklatury, która przejmowała majątek państwowy przed 1989 rokiem. Rząd Mazowieckiego zahamował tę »prywatyzację« rozpoczętą przez rząd Rakowskiego. Mimo to - dodał Balcerowicz - uwłaszczenia nie dało się do końca uniknąć" ("Gazeta Wyborcza" z 14 listopada 1994 r.).
Chociaż od dawna wiemy, że spora grupa ministrów sprawiedliwości oraz spraw zagranicznych III RP była powiązana z tajnymi służbami PRL, to do dzisiaj nie ma systematycznych, poważnych analiz ani mechanizmów, dzięki którym takie właśnie osoby obejmowały funkcje ministerialne, ani społecznych skutków tej sytuacji.
Nie można przecież racjonalnie twierdzić, iż obecność osób pełniących tak ważne urzędy, z ukrywanymi przed obywatelami powiązaniami, nie wywarła żadnego wpływu na kierunki przemian (i efektywność!) wymiaru sprawiedliwości oraz realizację naszej polityki zagranicznej. W 23 roku transformacji, w piątym roku ministrowania Radosława Sikorskiego mogliśmy przeczytać: "W Ministerstwie Spraw Zagranicznych pracuje 131 byłych tajnych współpracowników służb PRL. Siedmiu z nich kieruje naszymi placówkami dyplomatycznymi - poinformowała na środowym posiedzeniu sejmowej komisji spraw zagranicznych wiceszefowa ministerstwa Grażyna Bernatowicz" (cytat za tvn24.pl).
Wiemy też, że w grupie najbogatszych osób w Polsce - niektórych z nich można nazwać oligarchami - nie brak postaci, które w swoim życiorysie mają współpracę z tajnymi służbami PRL. Czy mamy wierzyć, iż na początku transformacji nie pomogło im to w osiąganiu sukcesów w biznesie?
Opóźnione spadanie aureol
W roku 1993 wydałem książkę zatytułowaną "W uścisku tajnych służb: Upadek komunizmu i układ postnomenklaturowy". Pisałem tam m.in. o agenturalnych zabezpieczeniach transformacji. Oto fragment: "Przy okazji podpisywania przez Jaruzelskiego książki 'Stan wojenny. Dlaczego...', w Toruniu, 'Gazeta Wyborcza' zapytała: Czy liczy się Pan z oskarżeniem przed Trybunałem Stanu?
- Oczywiście. Przecież podjęto uchwałę uznającą stan wojenny za nielegalny. Sejm skierował sprawę do Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej. Komisja pracuje. Myślę, że wszyscy, którzy chcą taki spektakl urządzić, powinni się nad tym dobrze zastanowi. Mogą spaść różne aureole".
Szantaż okazał się skuteczny. Jaruzelskiego nigdy nie skazał żaden sąd wolnej Polski. Wiele innych procesów mających rozliczać za zbrodnie okresu PRL - np. śmierć licealisty Grzegorza Przemyka oraz zastrzelenie górników w kopalni "Wujek" - trwało całymi latami i często nie przynosiło przekonujących rozstrzygnięć.
Dlaczego Wojskowe Służby Informacyjne (na początku transformacji samoistnie powstałe ze służb założonych w PRL przez Moskwę) nigdy nie poddane demokratycznej, cywilnej kontroli, kontrolowane przez żołnierzy szkolonych przez służby Związku Sowieckiego, udało się rozwiązać dopiero w 17 roku transformacji? Część odpowiedzi opinia publiczna uzyskuje dziś - gdy okazuje się, że materiały kompromitujące ikonę wolnej Polski przez ostatnie ćwierćwiecze były pod kontrolą szefa tajnych służb.
Ofiara SB
W latach 70. Lech Wałęsa był ofiarą SB. W latach 80. zapewne (piszę tak, bo sporo spraw nadal pozostaje do zbadania) komunistów ogrywał. W latach 90., zwłaszcza w okresie swojej prezydentury, był zwalczany przez środowisko nazywane przez część publicystów "resortowymi dziećmi". Potem się z tym środowiskiem pogodził. Dzisiaj widzimy, że - przez to środowisko przez lata podtrzymywany w swoim zakłamaniu - stał się moralną ofiarą jego interesów. Jest człowiekiem tak zapętlonym, że chyba niezdolnym już do odróżniania prawdy od fikcji.
Dlaczego setki znanych osób (i tysiące mniej znanych) aktywnie włączyły się w podtrzymywanie kłamstw na temat Lecha Wałęsy? Dlaczego w roku 2008 po opublikowaniu książki "SB a Lech Wałęsa" znane postacie, w tym posiadające tytuły profesorskie (a więc osoby znające podstawy metodologii naukowej) przyłączyły się do brutalnego ataku na tę książkę jeszcze przed jej publikacją, zanim mogły ją przeczytać? Jak to można pogodzić z zasadami uczciwości badawczej i intelektualnej?
W roku 2011 przedstawiłem analizę "Strategie unieważniania prawdy: na przykładzie dyskusji wokół książki Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka o Lechu Wałęsie" (artykuł w pliku PDF jest dostępy w * tym linku*). W artykule tym dokumentuję, jak nierzetelnie spora część elit medialnych i akademickich potraktowała to liczące 750 stron opracowanie historyków, gdzie - uwaga! - ponad 400 stron stanowią dokumenty. Dokumenty ówcześnie dostępne, których spokojna, rzeczowa analiza już wtedy prowadziła do wniosku: współpracował i donosił za pieniądze, a proces lustracyjny, który skończył się twierdzeniem przeciwnym, był nierzetelny.
A jednak - wbrew dostępnym informacjom i naukowym opracowaniom - przez lata panował w naszym kraju system kłamstwa i zakłamania, podkręcano szum informacyjny. Wszystko po to, by zdezorientować jak największą część opinii publicznej.
Teleturniej trwa
Teleturniej na argumenty? Teleturniej, w którym dozwolone są argumenty fair i nie fair, rzeczowe i bezsensowne, argumenty mieszające informacje prawdziwe z fałszywymi? Tak, taki właśnie teleturniej ciągle trwa. Nie zapominajmy jednak, że stawką w tej grze jest Polska.
prof. Andrzej Zybertowicz dla Wirtualnej Polski
Prof. Andrzej Zybertowicz - socjolog i historyk, doradca społeczny prezydenta Andrzeja Dudy, był również doradcą prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Kierownik Zakładu Interesów Grupowych w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika (w latach 1998-2006 dyrektor tego instytutu). Od 2006 do 2007 roku przewodniczący Rady Programowej Centralnego Ośrodka Szkolenia Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Autor licznych publikacji o procesie transformacji ustrojowej w Polsce, m.in. napisanej wspólnie z Marią Łoś książki "Privatizing the police-state: the case of Poland". W latach 80. działał w opozycji, 6 lipca 1982 r. został aresztowany za podziemną działalność wydawniczą, do 14 września 1982 r. był przetrzymywany w Areszcie Śledczym w Toruniu.