Zamieszki w USA. Media: zaczęły się wojny deportacyjne
Zaczynają się wojny deportacyjne - napisał w niedzielę amerykański "Wall Street Journal". Weekendowe protesty w obronie imigrantów w Los Angeles pokazują, czego możemy się spodziewać w przyszłości - podkreśliła gazeta.
Gazeta podkreśliła, że plan masowych deportacji, zapowiedziany przez Donalda Trumpa podczas kampanii wyborczej, musiał wywołać społeczne reakcje. Jednak jeśli działania te doprowadzą do eskalacji przemocy i użycia siły przez administrację, konsekwencje mogą być poważne zarówno dla protestujących, jak i dla samego państwa.
W opinii redakcji plan deportacji wszystkich osób przebywających w USA nielegalnie może stanowić duże obciążenie dla rynku pracy oraz prowadzić do wzrostu napięć społecznych – co już widać w Kalifornii.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Warszawiacy gorzko o wyniku Trzaskowskiego. "Płakałam", "Nogi mi się ugięły”
"WSJ" ocenił, że nierealistyczne jest przekonanie, iż policyjne naloty na pracowników sklepów czy restauracji nie spotkają się z oporem. Szczególnie że działania agentów ICE bywają brutalne, co może doprowadzić do podobnej reakcji ze strony niektórych obrońców imigrantów.
Redakcja zauważyła też, że Trump naraża się na ryzyko polityczne, zwłaszcza w przypadku niezamierzonych deportacji lub rozdzielania rodzin. Jednocześnie ma on silny mandat polityczny i szerokie możliwości prawne do realizacji polityki deportacyjnej, która była jednym z głównych punktów jego kampanii w 2024 roku.
Władze Kalifornii utrzymują, że wysłanie Gwardii Narodowej do Los Angeles było niepotrzebne. Jednak – jak zaznaczyła gazeta – odpowiedzialność za utrzymanie porządku spoczywa także na Demokratach, rządzących miastami przyjmującymi migrantów. Jeśli będą tolerować działania utrudniające pracę ICE, prezydent może wykorzystać to jako uzasadnienie dla interwencji wojskowej.
"WSJ" przestrzegł, że Trump może przekroczyć granice, ale również Demokraci powinni zastanowić się nad swoją postawą. Redakcja wezwała obie strony do zachowania rozsądku, choć – jak zaznaczono – trudno oczekiwać, że dojdzie do tego w najbliższym czasie.