Lubin. Matka zmarłego 34‑latka: Taką dostałam pomoc od policji
W Lubinie wrze po śmierci 34-latka, do której doszło po policyjnej interwencji w piątkowy poranek. Niedzielny protest pod budynkiem komendy zamienił się w zamieszki, były też poważne zniszczenia. Żalu nie kryje matka zmarłego Bartka.
09.08.2021 11:23
Do tragicznych w skutkach wydarzeń doszło w ostatni piątek. Ok. godz. 6 nad ranem policjanci z Lubina interweniowali po tym, jak otrzymali zgłoszenie ws. mężczyzny rzucającego kamieniami w okna budynków. Na numer alarmowy zatelefonowała matka 34-latka, która podkreśliła, że jej syn ma problem z narkotykami.
Patrol policji wdał się w szarpaninę mężczyzną, próbował go obezwładnić. W pewnym momencie stracił on przytomność, a na miejsce wezwano pogotowie ratunkowe. W późniejszym komunikacie prasowym Komenda Wojewódzka Policji we Wrocławiu poinformowała, że 34-latek zmarł w szpitalu. Sama lecznica twierdzi, że było inaczej i mężczyzna nie żył już w momencie transportu.
Lubin. Matka zmarłego 34-latka: Taką dostałam pomoc od policji
W rozmowie z TVN24 do piątkowych wydarzeń odniosła się matka zmarłego Bartka. Po raz kolejny potwierdziła to, że syn od dawna miał problemy z narkotykami. Dlatego zadzwoniła na policję. - Była godz. 5 nad ranem. Przyszedł pod dom i wołał: Mamo, babciu - wspomina matka mężczyzny.
Ultimatum dla Kaczyńskiego. Magdalena Sroka tłumaczy
W pewnym momencie 34-latek zaczął rzucać kamieniami w okna sypialni. - Nie chciałam robić większego zamieszania. Zachowywał się głośno. Czekałam pół godziny. Myślałam, że policja na pewno to słyszy, że na pewno wyjdzie, bo przecież chyba nie śpią w nocy, tylko mają jakieś dyżury - dodaje.
Do zdarzenia doszło niedaleko budynku Komendy Powiatowej Policji w Lubinie przy ul. Traugutta. Dlatego, gdy matka Bartka zatelefonowała na numer alarmowy, patrol pojawił się bardzo szybko. - Zadzwoniłam po pomoc. I taką pomoc uzyskałam od policji - kończy matka zmarłego mężczyzny.
Lubin. Zamieszki po śmierci mężczyzny
Piątkowe wydarzenia doprowadziły do napiętej atmosfery w Lubinie. W niedzielę pod budynkiem komendy zorganizowano protest, który szybko przerodził się w starcie manifestujących z policją. Budynek KPP w Lubinie obrzucono jajkami, cegłami, kamieniami. Podpalono też kosze na śmieci. Reagować musiała grupa antyterrorystyczna, która zablokowała tłum próbujący wedrzeć się do budynku policji. Użyto gazu łzawiącego i armatki wodnej.
W specjalnym oświadczeniu Komenda Wojewódzka Policji we Wrocławiu poinformowała, że po niedzielnych zamieszkach zatrzymano ponad 40 osób. Niewykluczone są kolejne zatrzymania, bo nadal trwa analiza nagrań z monitoringu.
"Podpalone zostało mienie publiczne. Straż Pożarna, która przyjechała ugasić pożar, nie mogła wykonać swoich działań, gdyż ich wóz został zaatakowany przez skandujący tłum i obrzucony kamieniami. Podobnie było z karetką pogotowia, która jechała, by pomóc rannemu policjantowi. Nie mogła do niego dotrzeć, gdyż tłum nie chciał przepuścić auta. Eskalacja zgromadzenia była co raz większa, zebrani nie reagowali na prośby policjantów i komunikaty wygłaszane przez megafon" - napisano w komunikacie prasowym.
Wyjaśnieniem śmierci 34-latka zajmuje się prokuratura oraz komórka kontrolna Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu. Interwencję poselską w tej sprawie wszczął też parlamentarzysta Piotr Borys. To właśnie polityk Koalicji Obywatelskiej jako pierwszy zgłaszał, że komunikat policji wprowadza w błąd, a 34-latek zmarł jeszcze przed przyjazdem do szpitala.
źródło: TVN24