"Wprost": wojna polsko-ruska pod flagą amerykańską
Po kilku dniach walki zostałaby nam tylko leśna partyzantka - tak o
konfrontacji naszej armii z Rosją mówią w rozmowie z tygodnikiem "Wprost"
doświadczeni dowódcy.
10.03.2014 | aktual.: 10.03.2014 08:09
- Choćbyśmy zjedli tysiąc kotletów i każdy nie wiem jak się wytężał... - mówi o samodzielnej konfrontacji z Rosjanami jeden z urzędników MON. Oczywiście, przynajmniej na razie, rosyjski desant koło Słupska to absolutne science fiction. Władimir Putin zajęty jest próbą utrzymywania Ukrainy w kremlowskiej strefie wpływów, a nie wojowaniem na zachodzie. Ale ziarno niepewności zostało zasiane. Moment jest dobry, żeby przyjrzeć się temu, ile warta jest polska armia i czy potrafilibyśmy obronić się przed nawałą ze Wschodu?
W przypadku zagrożenia nasza armia puchnie do ponad 300 tysięcy żołnierzy. Mobilizowani są rezerwiści. I tu jest pierwszy problem. Oficer liniowy: "Jestem pewien, że próbne poderwanie i wyjście na pozycje pancernego batalionu rezerwistów zakończyłby się organizacyjną klęską".
Przez pięć lat nie było w szkoleń rezerwistów. Wrócono do tego dopiero w zeszłym roku. Generał, który dowodził dużymi ćwiczeniami: - Moglibyśmy bronić kwadratu 200 na 200 kilometrów. Tyle, że Polska to mniej więcej 1000 na 1000 kilometrów. Wizytówki armii? 6 Brygada Powietrzno-Desantowa z Krakowa, 11 dywizja pancerna z Żagania. W sumie stać nas na wystawienie przyzwoitego korpusu.
- Korpus to dwie, trzy dywizje po 12 tysięcy ludzi. 30 tysięcy żołnierzy? Przecież zawodowa armia liczy blisko 100 tysięcy? - No tak, ale polska armia niezliczone sztaby, dowództwa i logistyka. Spośród tych 100 tysięcy liniowego wojska jest może połowa – odpowiada generał.
Na jaką pomoc zachodu moglibyśmy liczyć?
Na NATO, a de facto po prostu na Stany Zjednoczone. Jeden z byłych dowódców naszej armii: "Jest jeden problem. Amerykanie nie mają wojska w Europie. Zanim zmontowaliby odpowiednio duży kontyngent minęłoby kilkadziesiąt dni i byłoby po zawodach". W Europie Amerykanie mają coś, co robi na Rosjanach wrażenie - lotnictwo. W przypadku starcia polsko-rosyjskiego przewaga lotnicza Rosjan wynosi 4 do 1. Rozmówca z MON: "Jeśli do gry włączają się Amerykanie z lotnictwem stacjonującym w Europie, proporcje się odwracają i wynoszą 3 do 1". Naszych 48 nowoczesnych F-16 i zaplecze w postaci amerykańskiego lotnictwa jest sygnałem odstraszającym.
W zeszłym tygodniu Amerykanie zdecydowali, że do Polski na dniach przyleci tuzin ich myśliwców F-16. Jedna z osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo państwa: "Oczywiście 60 myśliwców nie wygra wojny. Z resztą nie o to chodzi. Idzie o danie Rosjanom wyraźnego sygnału 'Halo, Amerykanie tu są'. Wiadomość o przenosinach myśliwców do Polski została w Moskwie odnotowana".
Brutalna prawda jest taka, że w Europie nie ma dziś armii, która samodzielnie pokonałaby idących na zachód Rosjan i Białorusinów. Nie zrobiłaby tego również polskie wojsko, wspierane przez amerykańskie lotnictwo. Oczywiście cały ten scenariusz jest najczarniejszy z możliwych. Osoba odpowiedzialna za bezpieczeństwo państwa: - Równowaga, jak w czasach zimnej wojny, opiera się na wzajemnym odstraszaniu się Rosjan i Amerykanów.
Zaatakowanie Polski oznaczałoby wybuch III wojny światowej. Po takiej wojnie niewiele zostałoby nie tyle z Polski, co z całej współczesnej cywilizacji.