"Wprost" o nagraniach ujawnionych przez prokuraturę z akcji ABW w redakcji
"Wprost" odniósł się do konferencji, na której prokuratura zaprezentowała fragmenty nagrań z akcji ABW w redakcji tygodnika. - Nie zobaczycie całego przebiegu tego, co działo się w gabinecie. Trwało to około 3 godzin. Rejestrowano chyba ponad godzinę. Zwracaliśmy uwagę, czemu nie jest rejestrowane wszystko - mówi redaktor naczelny "Wprost" Sylwester Latkowski. Marcin Dzierżanowski, wicenaczelny "Wprost", ocenia, że "to kolejny odcinek serialu pod tytułem 'Kompromitacja prokuratury'". Dodaje, że "ujawnione fragmenty filmów były wybrane tak, żeby nie pokazać kompromitacji ABW i prokuratury".
W siedzibie prokuratury odbyła się dziś prezentacja fragmentów nagrań z akcji prokuratury i ABW w redakcji "Wprost". W ubiegłą środę do redakcji weszli prokuratorzy w asyście funkcjonariuszy i zażądali wydania nośników. Wobec odmowy prokuratorzy zarządzili przeszukanie; po szamotaninie odstąpiono od tych działań.
Latkowski: Nie zarejestrowano całości wydarzeń. Domyślam się, dlaczego
- Usłyszałem, że wszystko działo się taktownie, w kilka osób. Przez długi czas w małym gabinecie było więcej niż 10 osób. Prokuratorów i funkcjonariuszy ABW było w sumie 11 osób. Przez kilka godzin. Pomyślcie, jakiej presji nas poddawano - zaznaczył Latkowski.
Latkowski przypomina również kolejność zdarzeń, kiedy ABW weszło do redakcji. Jego zdaniem prokuratura nie mówi o tym, gdyż informacje te są dla prokuratorów niewygodne. - Wchodzą trzej funkcjonariusze ABW. To nie było rejestrowane przez nich. Byłem zaskoczony tą formą. To nie jest normalne. Mogła przyjść jedna osoba i zaprosić mnie do prokuratury. Dla redakcji to jest stres. Mamy młodych dziennikarzy. Nie wszyscy są osobami jak ja czy Michał Majewski, które potrafią zachować zimną krew. Poprosiłem, by skontaktować się z prokuratorem. Funkcjonariusz ABW wykonał telefon, by przenieść się do prokuratury, ale pani prokurator powiedziała „nie”. Odmówiliśmy funkcjonariuszom ABW (wydania nośników - red.). Po kilku godzinach pojawiła się grupa prokuratorów. To nie jest tak, jak usłyszeliśmy na konferencji, że my chcieliśmy, żeby to się odbywało tutaj z prokuratorami. Nie, ja chciałem pojechać do prokuratury - mówi Latkowski.
Prokuratura twierdzi, że wobec Latkowskiego nie użyto siły. Redaktor naczelny ma jednak inne zdanie. - A jak można wyrwać laptopa? Wykręcając ręce. Funkcjonariusz po mojej lewej stronie zaczął mi wyłamywać palce. Nie złapał chwytowo – gdyby złapał za 2, 3 palce nic by się nie stało. On chwycił za mały palec. Gdyby ludzie nie weszli do gabinetu musiałby wyłamać mi palec, by wyrwać laptopa. Nie mieli nawet kompetentnych ludzi do przeprowadzania tych czynności - twierdzi.
Latkowski nie rozumie, dlaczego nie zarejestrowano całości wydarzeń. - W samym gabinecie czynności trwały przez 3 godziny. Powinni zarejestrować wszystkie rozmowy nasze, negocjacje. Nie wiem, dlaczego nie rejestrowali. Może się domyślam. Myślę, że np. prokurator Smoliński ciągle miał uśmieszek na twarzy, zachowywał się bezczelnie. Zwróciliśmy mu uwagę, by nie robił tego. Chciałbym, żeby to było na tym nagraniu. Powiedziałem, że zachowuje się jak chłopiec w krótkich spodenkach. Był wyzywający - zaznacza.
- Być może rozumiem, dlaczego nie zarejestrowano całego przebiegu wydarzeń. Może oni czuli, że są dla nich niewygodne fragmenty, tego co się akurat działo. To nie do mnie pytanie - dodaje.
"Prokuratura pokazała tylko fragmenty akcji"
- Ujawnione fragmenty filmów były wybrane tak, żeby nie pokazać kompromitacji ABW i prokuratury - ocenił Marcin Dzierżanowski. Wicenaczelny "Wprost" przyznał jednak, że nie był obecny w gabinecie redaktora naczelnego, Sylwestra Latkowskiego.
- Mój szef był świadkiem i uczestnikiem wydarzeń - zaznaczył jednak dziennikarz.
Źródło: Wprost, TVN24