Gdy minister sprawiedliwości Stanisław Iwanicki ujawnił, że za czasów jego poprzednika w specjalnych teczkach zbierano m.in. informacje o osobach znanych z życia publicznego, Lech Kaczyński nazwał to kłamstwem. Natychmiast składam pozew przeciwko ministrowi Iwanickiemu - stwierdził były minister sprawiedliwości. Minęły dwa tygodnie, a pozwu w sądzie nie ma. Jednocześnie nie ustają spekulacje co kryją teczki Kaczyńskiego. Dziennikarze Wprost dotarli do tych teczek.
Teczka nr 16 zawiera "informacje o sprawach ludzi znanych z życia publicznego". Do poznańskiego biura Unii Wolności dokonano włamania. Sprawcę wykryto. W protokole przesłuchania złodziej twierdził, że ma informacje obciążające posłów UW Hannę Suchocką i Marka Zielińskiego. Protokół tego przesłuchania trafił do jednej z tzw. teczek Kaczyńskiego. Dlaczego? Bo pojawiły się nazwiska znanych polityków - piszą Stanisław Janecki, Jarosław Knap i Marcin Kowalski.
Obsesyjnie poszukiwano dossier na temat każdej publicznej osoby, której nazwisko pojawiło się w ostatnich latach w aktach prokuratur w całym kraju. Takie dokumenty zaczęto gromadzić na podstawie instrukcji ministra Kaczyńskiego z 25 czerwca 2001 r.
Nie ma sensacji w teczce nr 16. Znajdują się tam dokumenty procesowe i informacje udzielane przez prokuratorów okręgowych i apelacyjnych na pytanie ministra Kaczyńskiego dotyczące przestępstw tzw. białych kołnierzyków i ludzi znanych z życia publicznego - tłumaczy Zbigniew Wassermann.
Minister Kaczyński twierdzi, że żadnych teczek nie było. Rzeczywiście, teczek nie miał w swoim gabinecie minister sprawiedliwości, lecz prokurator Wassermann. Jednak tworząc teczki wykonywał polecenia swojego szefa, wykorzystując przy tym uprawnienia prokuratora krajowego - mimo braku formalnego tytułu.
W gabinecie Wassermanna znajdowało się 39 teczek z różnymi materiałami. Wiele ze znajdujących się w teczkach dokumentów powinno być zarejestrowanych na odpowiednich szczeblach prokuratury. Dziennikarze "Wprost" sprawdzili - nie były.
Sprawa tzw. teczek Kaczyńskiego świadczy o tym, że prokuratura wciąż jest wykorzystywana do politycznych rozgrywek. Pracownicy Prokuratury Krajowej potwierdzają, że często spotykali się z próbami nacisków. Twierdzili również, że i tak są w lepszej sytuacji niż prokuratorzy okręgowi czy rejonowi. Ilu z tych ostatnich odważy się bowiem odmówić wykonania ustnego polecenia wysokiego urzędnika Ministerstwa Sprawiedliwości? - zastanawiają się autorzy artykułu. (mag)