"Jest tajemnicą poliszynela, że Ewa Kopacz, podobnie jak Krzysztof Ibisz, z każdym rokiem wygląda młodziej"
Inną ocenę ostatnich spektakularnych wpadek Ewy Kopacz przedstawia Marek Migalski na swoim blogu. Sesję w "Vivie!" określa wręcz katastrofą wizerunkową. Wpadką o mniejszym kalibrze był, w opinii polityka, wywiad dla TVP1. Co łączy obie te katastrofy? - Złamanie zasady marketingowej, że nie wolno przefajnować, czyli że nie przesadza się z tym, co może i w małych dawkach jest strawne, ale w większych powoduje reakcję odwrotną od zamierzonej. Oraz - co jeszcze ważniejsze - że publicznie podkręca się nie te zalety polityka, które ma, ale te... których nie ma! - wskazuje.
I dodaje: - Wpadka pierwsza, stopowo-wykładzinowa, nie byłaby wpadką, gdyby dotyczyła kogoś poważnego i posągowego. Takiego kogoś trzeba ocieplać i oswajać - misiem, dzieckiem, softstory. Kaczyński na kanapie, w otoczeniu kotów i bratanicy, opowiadający o tym, jakim to strasznym był urwisem w dzieciństwie - coś takiego jest jak najbardziej wskazane. Albo Schetyna, z córką na spacerze, w towarzystwie spaniela. Ale - na Boga - nie Ewa Kopacz. Jak ktoś ma problem z tym, że jest postrzegany jak ciotka-klotka, niezbyt rozgarnięta apelowa z eventu na Politechnice, osoba która na chybcika sformułowała wojenną doktrynę Polski w słowach "dom-drzwi-dzieci-kobieta", to się jej nie ociepla i nie umila, ale się ją utwardza i upoważnia! Dociąża się ją, a nie pompuje helem. (...) Gdyby Kazimierz Marcinkiewicz chciał powrócić do polityki, to nie zaczynałby od recytowania wierszy Isabelle, a gdybym ja chciał ponownie zostać europosłem, to nie robiłbym sobie ustawki w sklepie z bielizną - ironizuje.
- W przypadku katastrofy w "Vivie" zadziałał podobny mechanizm. Znów przefajnowano i zwrócono uwagę na to, na co powinno się było ukryć. Na wygląd pani premier. Jest tajemnicą poliszynela, że Ewa Kopacz, podobnie jak Krzysztof Ibisz, z każdym rokiem wygląda młodziej. I nie jest też tajemnicą, że to nie efekt diety kapuścianej czy też zaharowywania się po nocach w sejmie. Wszyscy domyślają się, lub po prostu wiedzą, że inni szatani byli tam czynni. Więc wyfotoszopowanie jej w sposób już naprawdę ekstremalny, przyniosło efekt dokładnie odwrotny od zamierzonego. Wszyscy dworowali sobie, porównując twarz polskiej premier do Jokera i innych kreskówkowych postaci. Czy tego chciało otoczenie Ewy Kopacz? Na tym mu zależało? Chyba jednak nie - pyta retorycznie.
- Oświetlono dokładnie te miejsca, które są dla niej wstydliwe. Tak zagrano, żeby nie miała żadnych szans na wyjście z tej konfrontacji zwycięsko. I działo się to przy pełnej kontroli przekazu - wszak red. Młynarska nie słynie z brutalnych ataków na swoich rozmówców i formuła wywiadu od początku musiała być znana i akceptowana przez speców od PR z rządu. Jeszcze łatwiej można było kontrolować przekaz w "Vivie" - a jednak ktoś postanowił zrobić nim krzywdę swojej pryncypałce. Od samej PEK nie można oczekiwać, że - zobaczywszy swoje zdjęcia odmładzające ją o dwie dekady - powie gromkie "nie", ale już od jej zaplecza marketingowego można by było tego oczekiwać. A przynajmniej ona sama mogłaby tego od niego oczekiwać. Chyba, ze chce, by było ono lustereczkiem, które będzie jej mówić, że jest najpiękniejsza na świecie - konkluduje Migalski.
(js)