Wojsko ma coraz mniej czasu. Wielka okazja może przejść koło nosa

Zakup czołgów K2 jest najrozsądniejszym, jaki dokonano w Korei Południowej. Jednak obecnie dostarczane pojazdy mają kilka mankamentów, które trzeba wyeliminować. Koreańczycy czekają na wytyczne, co zmienić. Problem w tym, że tych wojsko nadal nie przygotowało.

Czołg K2 Black Panther
Czołg K2 Black Panther
Źródło zdjęć: © East News | Wojciech Olkusnik

Polska od lat sondowała możliwość pozyskania koreańskiego produktu. Wozy miały zastąpić stare poradzieckie T-72 i polskie nieco nowsze PT-91 Twardy. K2 Black Panther to jedne z najlepszych pojazdów w swojej klasie, choć w koreańskiej wersji mają kilka mankamentów, które obniżają ocenę.

Koreańczycy stworzyli pojazd dostosowany do specyficznych warunków, panujących na Półwyspie Koreańskim. Jest przez to dość lekki, ma solidny pancerz czołowy, ale znacznie słabszy boczny. To w warunkach europejskich jest dość problematyczne. Podobnie, jak brak wyizolowanego magazynu amunicji. Ma się to poprawić dopiero w wersji K2PL. Nie wiadomo jednak, kiedy to nastąpi.

Odważne stwierdzenie

Mariusz Błaszczak, kiedy podpisywał umowę ramową poinformował, że czołgi K2PL od 2026 r. będą produkowane w Polsce. Było to dość odważne stwierdzenie, biorąc pod uwagę, że istnieją jedynie modele tego czołgu, a ich kształt jest już całkowicie nieaktualny. Modele posiadają dodatkową parę kół, z czego zrezygnowano. Stało się tak z kilku powodów.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Po pierwsze, trzeba by było zaprojektować całkowicie nowy kadłub, co przy ograniczonym czasie spowodowałoby rozciągnięcie całego programu w czasie. Tego czasu niestety nie ma, więc znacznie prościej przebudować istniejący kadłub, co uprości nie tylko produkcję, ale też późniejszą obsługę i logistykę.

Po drugie, Polska nie jest jedynym zainteresowanym czołgiem w tej wersji. Również koreańska armia w kolejnej planowanej transzy pojazdów proponuje wprowadzenie kilku istotnych zmian, które poprawiłyby przeżywalność czołgów na polu walki. Wspólne prace nad nową wersją czołgu nie tylko obniżyłyby koszty programu, ale i pozwoliłyby polskim inżynierom na zdobycie niezbędnego doświadczenia. Problem w tym, że wojsko jeszcze nie przygotowało wymagań, jakie powinien spełniać nowy czołg.

Mityczne wymagania

Bardzo często można odnieść wrażenie, że armia chciałaby otrzymać Gwiazdę Śmierci i powoduje to poważne problemy we współpracy z przemysłem. Tym razem tak nie jest. Armia po prostu jeszcze nie przygotowała wymagań. Wiadomo jedynie, że wersja dla Polski miałaby zostać dopancerzona, a magazyn amunicji miałby się znaleźć w odseparowanej komorze pomiędzy przedziałem bojowym a silnikowym.

Przedstawiciele Hyunday Rotem twierdzą, że te wymagania można pogodzić z aktualnym kadłubem. Pojazdu nie trzeba by było wydłużać, a wystarczyłoby przeprojektowanie przedniej części kadłuba. Podobnie ma się kwestia podręcznego magazynu w wieży i dopancerzenia. Wozy mają 8 ton zapasu, który można wykorzystać na dostosowanie do wymagań Sił Zbrojnych RP. Wszystko więc zależy od wymagań armii, a nie kwestii techniczno-produkcyjnych.

Wymagań jednak nadal nie ma i sprawa zaczyna przypominać prace nad wozem piechoty Borsuk. Badając wydatki na projekt NIK zauważyła, że wojsko przedstawiło założenia i wymagania w lutym 2020 r. Sześć lat po podpisaniu umowy na opracowanie i budowę prototypu. W tym czasie Huta Stalowa Wola pracowała nad pojazdem własnym sumptem. Gdyby czekała na wymagania armii, przepadłyby pieniądze przeznaczone na prace badawczo-rozwojowe.

W przypadku przyszłego K2PL, Hyunday Rotem i tak prowadzi prace, ponieważ podobne rozwiązania chce wprowadzić koreańska armia. Na pewno jednak trzeba będzie przeprowadzić testy nowych rozwiązań, co potrwa. Nierealnym jest, aby produkcja w Polsce zaczęła się za dwa lata.

Potrzeby armii

Na pewno program będzie kontynuowany. Przekazanie Ukrainie T-72 i PT-91 wymusiło na armii przyspieszenie wymiany parku maszynowego. Zwłaszcza, że Leopardy ze względu na wiek w najbliższej dekadzie powinny trafić do rezerwy sprzętowej. Wówczas pancerniakom mogą pozostać jedynie drogie w utrzymaniu Abramsy.

- Spokojnym okiem można patrzeć na przyszłość K2 i K2PL, bowiem nawet, jeżeli nie powstaną kolejne dywizje, ze względu na wysyłanie czołgów Ukrainie, 366 Abramsów i 180 K2 absolutnie nie wystarczy, zaś Leopardy trzeba będzie niebawem zastąpić nowszą konstrukcją – mówi Bartłomiej Kucharski, analityk Zespołu Badań i Analiz Militarnych.

Dodatkowym impulsem powinna być możliwość produkcji czołgów w Polsce, prawdopodobnie w Poznaniu. Pozwoliłoby to odbudować polski przemysł produkujący ciężkie pojazdy, zdobycie nowych technologii i rozwiązań. Zwłaszcza, że Koreańczycy proponują udział w projekcie czołgu nowej generacji.

- Praktyka ostatnich lat wskazuje niestety, że resort chętniej płaci za gotowe wyroby niż za rozwój polskiej gospodarki, która przecież MON utrzymuje. K2 zresztą miałby być wstępem do budowy polsko-koreańskiego czołgu nowej generacji z udziałem polskich inżynierów czy naukowców – zauważa ekspert.

Wszystko jednak nadal jest zawieszone. Bez szybkich decyzji kolejna okazja rozwoju polskiego przemysłu obronnego może przejść przed nosem.

Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wojskoCzołg K2zamówienie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (465)