Operacja "fałszywej flagi"? "Póki co jest to jedna z hipotez"
Atak na salę koncertową w Krasnogorsku pod Moskwą wstrząsnął opinią publiczną. Pojawiają się jednak głosy, że mogła to być operacja "fałszywej flagi", którą często posługują się rosyjskie służby specjalne. Czy to możliwe?
23.03.2024 07:31
Rosyjskie media podają, że w ataku zamaskowanych mężczyzn na salę koncertową Crocus City Hall zginęło co najmniej 60 osób, a ponad 100 zostało rannych. Liczba ofiar może jeszcze wzrosnąć, ponieważ wielu z poszkodowanych jest w ciężkim stanie. Służby nadal nie dotarły do wszystkich zakamarków olbrzymiej sali. Na koncert sprzedano sześć tys. biletów.
Czytaj również: Obława po zamachu w Rosji. Media publikują zdjęcia [NA ŻYWO]
Do zamachu przyznała się organizacja terrorystyczna tzw. Państwo Islamskie (IS), ale póki co nie pokazała dowodów na poparcie tego twierdzenia. Rosyjskie źródła również tego nie potwierdzają. Islamiści znani są z tego, że przyznają się do różnego rodzaju zamachów, z którymi nie mieli nic wspólnego. Choć oczywiście nie można tego wykluczyć.
Również w Petersburgu ewakuowano w piątek centrum handlowe, gdzie rzekomo miał znajdować się ładunek wybuchowy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ostrzeżenia ze strony USA
Amerykański i ukraiński wywiad w ostatnich miesiącach alarmowały, że w Rosji może dojść do zamachów terrorystycznych, a ambasada USA w Moskwie ostrzegała swoich obywateli, aby unikali zatłoczonych miejsc.
Trzy dni temu Amerykanie zawiadamiali Władimira Putina, że wywiad zdobył informacje, iż w Moskwie może dojść do zamachu na zatłoczony obiekt. Kreml zignorował jednak ostrzeżenia i nazwał je "próbą zastraszenia rosyjskiego społeczeństwa".
Żołnierze Rosgwardii zjawili się na miejscu ataku po ponad godzinie, a wokół sali koncertowej nie było zwyczajowych patroli policji, które są zawsze obecne podczas wydarzeń masowych. Te i inne sygnały wskazują na możliwość operacji "fałszywej flagi", czyli celowego działania rosyjskich służb, aby mogły oskarżyć przeciwnika. W tym przypadku Ukrainę.
Jak Rosjanie stosowali operację "fałszywej flagi"
Rosjanie uwielbiają operację "fałszywej flagi". Stosowali ją już agenci carskiej Ochrany i bolszewiccy prowokatorzy. W czasach bardziej nam współczesnych Leonid Breżniew i Jurij Andropow ogłosili, że Amerykanie planują atak atomowy na ZSRR. Andropow rozpoczął operację RJaN, która miała utwierdzić obywateli w przekonaniu, że kwestią chwili jest wybuch wojny atomowej.
Jednym z dowodów na przygotowywany atak miały być ogromne demonstracje przeciwko "amerykańskiemu militaryzmowi", jakie miały mieć miejsce w państwach zachodnich. Demonstracje owszem były, ale nieliczne, organizowane przez słabe struktury komunistyczne. Pod protesty antyamerykańskie podciągano więc wszystkie wystąpienia społeczne, jakie udało się zaobserwować. Dzięki temu pojawiły się dodatkowe nakłady na wywiad i rozbudowę armii, a Andropow na fali budowy stanu ciągłego zagrożenia w 1982 roku został sekretarzem generalnym KC PZPR. Po upadku ZSRR władze na Kremlu nadal wykorzystywały tego typu operacje.
W 1996 doszło do serii wybuchów w blokach mieszkalnych - najpierw w Petersburgu i Kaspijsku, a trzy lata później - w Moskwie i Wołgodońsku. Wówczas Putin oskarżył o zamachy Czeczenów i obiecał, że terroryści będą "ścigani nawet w wychodku". Niedługo później w Kujnaksku w Republice Dagestanu w wybuchu samochodu pułapki zginęły 64 osoby. Wówczas dość szybko pojawiły się podejrzenia, że za atakiem stoi Federalna Służba Bezpieczeństwa.
Zamachy zaczęły się we wrześniu - tuż przed planowanym uderzeniem na Czeczenię, które było organizowane od ponad pół roku. Kiedy rosyjska armia wkroczyła do Czeczenii, 1 października zamachy nagle ustały. Powróciły po latach, kiedy Rosjanie nadal nie mogli poradzić sobie z Czeczenami.
Do najtragiczniejszego ataku doszło w 2002 roku w teatrze na Dubrowce, gdzie w wyniku działań terrorystów, a potem rosyjskich oddziałów specjalnych, zginęło 129 zakładników. Zamachu faktycznie dokonali jednak Czeczeni. Podobnie, jak tego w Groznym z grudnia tego samego roku. Kolejne mogły być natomiast dziełem samych Rosjan.
W 2004 roku doszło do zamachu w moskiewskim metrze. Kiedy jeszcze nie zdążył opaść kurz, Kreml również oskarżył o atak Czeczenów. Na stacji Awtozawodskaja zginęło wówczas 41 osób. Niezależna prasa sugerowała, że za zamachem stoją służby. Niczego nie udowodniono, ale do redakcji serwisu Grani.ru weszli funkcjonariusze FSB i zabezpieczyli twarde dyski.
We wszystkich przypadkach zamachy stały się pretekstem albo do uderzenia na Czeczenię, albo zintensyfikowania działań przeciwko niej.
Podobnie było przy domniemanych atakach ukraińskiej armii w Donbasie tuż przed pełnoskalowym uderzeniem Rosji na Ukrainę. Dziennikarz "Komsomolskiej Prawdy" miał być świadkiem uderzenia dwóch ukraińskich kompanii na Siewierodonieck i przedarcia się ich przez rzekę. Ukraińcy zaprzeczyli, by przeprowadzili uderzenie, podkreślając, że niczego podobnego nie planują. Inspektorzy Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie również nie znaleźli dowodów na ukraińskie ataki. Coraz więcej dowodów wskazywało na to, że była to rosyjska "fałszywa flaga".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jedna z hipotez
Czy atak na Crocus City Hall w Krasnogorsku mógł być operacją "fałszywej flagi"?
- Mógł być w tym sensie, że rosyjskie służby, wiedząc o ataku, nie powstrzymały go. Jednak nie sądzę, by nawet w Rosji znaleziono na rozkaz zwyrodnialców mordujących ludzi na oczach kamer - komentuje dr Michał Piekarski, specjalista ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu Wrocławskiego.
- Taka hipoteza jest możliwa, pamiętając o wcześniejszych podobnych wydarzeniach. Jednak póki co jest to tylko jedna z hipotez - dodaje ekspert.
Dr Piekarski zauważa, że atak nie przypomina zamachów, o które dotychczas podejrzewano rosyjskie służby. - Gdyby zamach miał formę na przykład wybuchu w elektrowni czy w bloku mieszkalnym, gdzie sprawcy mogą łatwiej uniknąć wykrycia, to prawdopodobieństwo, że jest to "fałszywa flaga", byłoby większe - twierdzi ekspert.
Pewnym jest jednak, że Kreml wykorzysta atak propagandowo do własnych celów.
- Wszystko to może być użyte na zasadzie: "Zagraża nam terroryzm, więc może rozejm?" lub też jako narzędzie mobilizacyjne, by rzucić na front więcej mięsa armatniego i zyskać przewagę nad Ukrainą - podkreśla dr Piekarski.
W każdym poprzednim przypadku beneficjentem zamachów okazywał się Putin i jego zwolennicy. Nie tylko udawało mu się skonsolidować społeczeństwo wokół zagrożenia, ale także zdobywał pretekst do ataku albo zwiększenia intensywności i większej brutalizacji działań. W tym przypadku zamach może stanowić dla Kremla pretekst do rozpoczęcia kolejnej serii zmasowanych ataków na ukraińskie miasta.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski
Czytaj również: Biały Dom reaguje na strzelaninę w Moskwie