Wojna z terroryzmem w Europie. Ile wolności za bezpieczeństwo?
Po zamachach w Paryżu coraz bardziej aktualne staje się pytanie, jak wiele wolności jesteśmy w stanie poświęcić, by zapewnić sobie więcej bezpieczeństwa. Jeżeli projekt radykalnego ograniczenia posiadania broni przez unijnych obywateli może budzić niepokój, to co powiedzieć o scenariuszu ćwiczeń, jakie przeprowadziły ostatnio armie polska, czeska, węgierska i słowacka? W zainscenizowanej sytuacji wojsko musiało poradzić sobie z protestem miejscowej ludności przed ośrodkiem dla uchodźców, do czego doprowadziły kradzieże i napaści dokonywane przez mieszkańców ośrodka. W Polsce budzi to żywe skojarzenia - pisze w komentarzu dla Wirtualnej Polski Jan Wójcik z portalu Euroislam.pl.
27.11.2015 | aktual.: 27.11.2015 15:43
Polecamy również: Z ISIS można wygrać tylko w umysłach
Rośnie poziom zagrożenia terroryzmem w Europie, a wraz z nim coraz bardziej domagamy się od władz zapewnienia bezpieczeństwa. Chcemy ograniczenia groźby zamachów terrorystycznych do zera, chociaż powoli godzimy się z tym, że terroryzm może stanowić pewną formę zdarzenia losowego, którego ryzyko jest częścią naszego życia. Zwłaszcza wtedy, kiedy - tak jak ostatnio - terroryzm islamski nie jest wymierzony w politycznych przeciwników, a w przypadkowe osoby w celu zastraszenia społeczeństwa. Pozostaje pytanie, jak wiele wolności jesteśmy w stanie poświęcić, by zapewnić sobie więcej bezpieczeństwa i czy wszystkie działania władz rzeczywiście realizują te cele?
Na zagrożenia, których doświadczaliśmy w roku 2015, odpowiedzią elit politycznych Unii Europejskiej było więcej centralizacji, więcej władzy dla instytucji, mniej wolności dla państw i ich obywateli.
Można się spodziewać, że dyskutowane od kilku lat tworzenie centralnej unijnej bazy pasażerów lotniczych PNR pozwoli na lepsze monitorowanie osób poruszających się na "podejrzanych trasach", a zatem lepszą identyfikację potencjalnego zagrożenia terroryzmem. Dzisiaj islamista może przejechać samochodem z Niemiec do Polski i odlecieć w podejrzanym kierunku, bo nie posiadając radykalnej, dużej muzułmańskiej diaspory, nie przykładamy tak dużej wagi do takich kierunków jak niemieckie służy.
Z drugiej strony, samo podróżowanie do określonych rejonów nie jest przestępstwem i brakuje narzędzi prawnych do ewentualnych działań wobec takich osób. Służby w Niemczech często posiadały informacje nawet o całych rodzinach, które namawiane były na wyjazd do Syrii i nie było jak temu przeciwdziałać. Jedna z taki rodzin rozpłynęła się w powietrzu i udała się do Syrii częściowo koleją. Są też całe grupy osób, o których wiadomo, że walczyły w Syrii, ale poza obserwacją możemy zrobić niewiele, bo dowodów nie jesteśmy w stanie pozbierać. Jak na razie europosłowie blokują więc wprowadzenie PNR ze względu na ochronę prywatności, ale jak długo będą się opierać?
Walka z legalną bronią
O wiele bardziej ochoczo Parlament Europejski zabrał się do przyjęcia propozycji Komisji Europejskiej, zmierzającej do radykalnego ograniczenia posiadania broni przez unijnych obywateli. Propozycja wniesiona przez komisarz z Platformy Obywatelskiej Elżbietę Bieńkowską, jako reakcja na zamachy w Paryżu, bulwersuje związki strzeleckie i myśliwych w całej Europie, także w Polsce. Zabroni ona posiadania broni samopowtarzalnej (popularnie zwanej półautomatyczną), czyli takiej, która po oddaniu strzału samodzielnie przeładowuje się, ale można strzelać tylko ogniem pojedynczym.
Prawnik Andrzej Turczyn nazywa ten projekt antyobywatelskim i proterrorystycznym. Również centrum analiz Klubu Jagiellońskiego wypowiada się o dyrektywie jako o "sukcesie terrorystów". "Podstawowym problemem nowej dyrektywy jest jednak błędne założenie, że istnieje jakiś związek między legalnym obrotem i posiadaniem przez obywateli UE określonych typów broni palnej, a ryzykiem wystąpienia aktów terroru" - czytamy w analizie KJ.
Petycja przeciwników dyrektywy jasno też mówi, że terroryści użyli nielegalnej, nierejestrowanej broni automatycznej, a tymczasem komisarz Bieńkowska chce pozbawić praworządnych obywateli dostępu do broni półautomatycznej, legalnej i rejestrowanej. Można postawić także retoryczne pytanie: o ile mniej osób zginęłoby, gdyby w paryskiej kafejce znaleźli się ludzie posiadający broń? W sąsiedniej Szwajcarii, która nie ma problemu z terroryzmem, szacuje się, że w prywatnych domach znajduje się przynajmniej ponad milion egzemplarzy broni, w tym 420 tysięcy karabinów automatycznych. Izrael w obliczu ostatniej fali terroru działa odwrotnie do Komisji Europejskiej - łagodzi ograniczenia w posiadaniu broni palnej.
- Jestem przeciwko powszechnemu dostępowi do broni, ale to ograniczenie to rodzaj ruchu, który niewiele pomoże. To pewien rodzaj informacji dla społeczeństwa, że coś się robi, ale to nie da gwarancji, że podobne sytuacje nie będą się powtarzać. Zdobycie broni do tego typu przestępstw to nie podejście do prywatnego domu i kradzież z niego broni. Broń zdobywa się przy pomocy grup przestępczych - komentuje dyrektywę Jerzy Dziewulski, który był doradcą ds. bezpieczeństwa prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego.
Wojsko ćwiczy sytuację kryzysową
Jeżeli taki projekt ubezwłasnowolnienia obywateli budzi niepokój, to co powiedzieć o scenariuszu ćwiczeń, jakie przeprowadziły na poligonie pod Drawskiem Pomorskim armie polska, czeska, węgierska i słowacka? W zainscenizowanej sytuacji wojsko musiało poradzić sobie z protestem i zamieszkami wywołanymi przez miejscową ludność przed ośrodkiem dla uchodźców, do czego doprowadziły liczne kradzieże i napaści na sklepy dokonywane przez mieszkańców ośrodka. Policja, bezradna w zapewnieniu bezpieczeństwa ludności miejscowej i wobec jej reakcji, wzywa oto na pomoc wojsko. W Polsce budzi to żywe skojarzenia. Wśród komentarzy do informacji na portalu "Polski Zbrojnej" znalazły się między innymi porównania do brutalnego stłumienia strajku w kopalni "Wujek" w 1981 roku.
Czy jest to trudna do wyobrażenia sytuacja? W wielu miejscach w Niemczech dochodzi do kradzieży i napaści na sklepy, a miejscowi są zastraszani. Pytanie, jak długo będą wytrzymywać sytuację, w której policja oficjalnie przyznaje, że jest bezradna i kiedy dojdzie do sytuacji kryzysowych.
Do działania w takich sytuacjach została w Unii Europejskiej powołana wspólna jednostka Europejskich Sił Żandarmerii, stacjonująca w północnych Włoszech. Jednostkę tworzą Francja, Włochy, Hiszpania, Portugalia, Holandia, Rumunia, a także polska Żandarmeria Wojskowa. Takie decyzje wykorzystywane są do zacieśniania unijnej współpracy. Podobnie traktuje się sytuacje kryzysowe, kiedy mowa o wspólnej polityce imigracyjnej, wspólnej ochronie granicy unijnej i nasileniu współpracy w zwalczaniu terroryzmu.
Można jednak zapytać, komu ta wspólna Unia Europejska ma służyć. Na razie wygląda na to, że najlepiej w niej czuć się będą biurokraci bez mandatu społecznego, tacy jak komisarz Bieńkowska, którzy z chęcią poddadzą życie obywateli drobiazgowej kontroli i licznym ograniczeniom.