Wojna w Ukrainie. Relacja księdza z Charkowa: bombardowanie bloków mieszkalnych
- Ludobójstwo dzieje się na naszych oczach. Musimy mówić o tym głośno i sprzeciwiać się temu w słowach i czynach – powiedział w programie specjalnym WP ks. Wojciech Stasiewicz, dyrektor Caritas-Spes-Charków. Z Charkowa, drugiego największego miasta w Ukrainie, pociągami ewakuowano do tej pory ponad 600 tys. osób – potwierdził Ołeh Syniehubow, szef władz obwodu charkowskiego. Drugie tyle mieszkańców wciąż pozostaje w ostrzeliwanych domach. - Komunikujemy się głównie telefonicznie. Rozmowy są głębokie i budujące. Te pierwsze słowa w słuchawce, "Bogu dzięki, ty żyjesz", to ogromna radość i wsparcie w tej trudnej sytuacji – podkreślił ks. Stasiewicz, duchowny z Lublina posługujący w Charkowie. - Nie zapomnę, jak ewakuowałem kilka rodzin. W moim samochodzie było pięciu chłopców. Najmłodszy płakał, że chce do domu. Starszy uspokajał go, tłumacząc, że wyjeżdżają na piknik i wrócą – wspominał duchowny. - Mieszkańcy miasta nie chcą stąd wyjeżdżać. To już jest ostateczność dla nich. Wyjeżdżają głównie rodziny z dziećmi. Maluchy najgorzej znoszą to wszystko. Nie śpią, są zmęczone i wyczerpane – dodał dyrektor Caritas-Spes-Charków.