ŚwiatWojna na Ukrainie. W Donbasie walka o przetrwanie

Wojna na Ukrainie. W Donbasie walka o przetrwanie

Andriejewna jest tak zajęta pracą w ogródku koło Gorłówki pod Donieckiem, że czasem udaje się jej nawet zapomnieć, że mieszka na terytorium objętym wojną. Krążąc między grządkami a bazarem cieszy się, że to, co wyhoduje, klienci rozchwytują na miejscu.

Wojna na Ukrainie. W Donbasie walka o przetrwanie
Źródło zdjęć: © WP | Konrad Żelazowski

09.07.2015 | aktual.: 29.01.2016 14:30

Władze w Kijowie podają, że tygodniowo rejestrują 15-20 tys. osób, które uciekają z zajętych przez prorosyjskich separatystów obszarów w Donbasie na wschodzie kraju. Ludzie, którzy z różnych powodów tam pozostają, walczą dziś o przetrwanie. Ich najważniejszym zadaniem jest przeżycie: zdobycie jedzenia, schronienie się przed przypadkowym pociskiem, strach o najbliższych.

Czas zajmuje im modlitwa o dom, którego nie chcą opuścić, a na który w każdej chwili może spaść bomba. Myśli o tym, jak uzyskać przepustkę na tereny pozostające pod kontrolą Ukrainy, o rodzinie, która tam mieszka i której bez tej przepustki nie można odwiedzić. I o tym, kiedy to wszystko nareszcie się skończy.

Ogródkiem, który latem jest całym jej życiem, Andriejewna może zajmować się dopiero wtedy, gdy umilkną strzały. Kiedy słychać wybuchy, siedzi w piwnicy. Gdy na dworze jest spokojnie, idzie z torbami na targowisko. - Sprzedałam dziś wszystko: wiśnie, koperek, cebulę i kwiaty rumianku. Na rynku biorą dziś wszystko, jak leci - mówi swojej mieszkającej w Kijowie córce, która opisuje te rozmowy na stronie "Truskawka Andriejewna" na Facebooku.

- Tylko tyle mogę zrobić. Rozmawiam z nią codziennie przez telefon i namawiam, żeby przeprowadziła się do mnie, lecz ona z uporem odmawia. Mówi, że tam jest jej całe życie, cały dorobek życia - mówi córka Andriejewnej.

Nazwisk matki i córki lepiej nie publikować. Ich dialogi mogłyby zainteresować organy spraw wewnętrznych nieuznawanej przez nikogo Donieckiej Republiki Ludowej (DRL). Przejmujący obraz, jaki wyłania się z tych rozmów, w Kijowie, ok. 700 km od Doniecka, może być zupełnie niezrozumiały.

Komu zabraknie rubli?

Andriejewna relacjonuje, że władze "republiki" zaczęły wypłacać emerytury w rublach, jednak martwi się, że dla wszystkich rosyjskiej waluty nie wystarczy. - Lekarze nie dostają wypłat od ubiegłego roku. Górnicy tak samo. Ludzie nie mają pieniędzy, a oni jeszcze znęcają się nad nami tymi reklamami - mówi matka. - Jakimi reklamami? - pyta córka. - Zapraszają na wypoczynek na Krym i do Soczi - odpowiada Andriejewna.

W DRL panuje atmosfera terroru. Internauci donoszą, że separatyści ogłosili w ostatnich dniach polowanie na ludzi, którzy słuchają ukraińskiej muzyki, malują na murach proukraińskie hasła, rozdają ulotki "Donbas to Ukraina".

- Tak się dziś zbiegałam między bazarem a ogrodem, że zupełnie zapomniałam, że mieszkam w "republice" - opowiada Andriejewna. - Ludzie tak mówią? "W republice"? - dziwi się córka. - Wielu tak mówi, bo się boi. Ze strachu przyczepiają na samochodach flagi DRL. Ukraińskiej nie ma ani jednej - wyjaśnia matka.

Jedno słowo. "Dom"

W opowieściach ludzi, którzy pozostali w zajętym przez prorosyjskich bojowników Donbasie, najgłośniej brzmi jedno słowo: dom. Dla jednych jest to dwupokojowe mieszkanie, dla innych willa na przedmieściach. - A porzucić dom, wyjechać, to jak kupić bilet w jedną stronę. Nie będzie już do czego wracać - pisze w liście opublikowanym na portalu Ostro.org wykładowczyni jednej z uczelni w Ługańsku, gdzie rządzą rebelianci z tzw. Ługańskiej Republiki Ludowej.

Zostają w rodzinnych domach, często budowanych ze skąpych oszczędności jeszcze w czasach komunizmu, bo niczego poza tym nie mają. Cierpią, gdyż nie chcą się tułać po ośrodkach dla uchodźców, obawiają się, że w nowym miejscu nie znajdą pracy.

48 dni bez wody

- 63 dni bez światła i łączności, 48 dni bez wody, pół dnia bez gazu. I wszystko to można byłoby przeżyć, gdyby nie te stałe, wywołujące strach ostrzały - pisze autorka listu, wspominając najgorętszy okres walk między ukraińskimi siłami rządowymi a separatystami w ubiegłym roku.

Strzały artylerii słychać w Donbasie i teraz, jednak walki nie są obecnie tak intensywne, jak wtedy. Obie strony konfliktu prowadzą teraz wojnę pozycyjną, broniąc zajętych wcześniej terytoriów. Ziemie opanowane przez separatystów są jednak praktycznie odcięte od Ukrainy.

Co dalej?

Politycy i eksperci w Kijowie zastanawiają się tymczasem, jak postępować dalej z separatystami. Dyskutują, czy całkowicie odizolować dwie "republiki", odcinając nawet dostawy żywności, czy też stosować wobec nich bardziej miękką politykę, podyktowaną zobowiązaniami państwa ukraińskiego wobec własnych obywateli, którzy tam wciąż mieszkają.

Andriejewna słyszy o tych debatach od mieszkającej w stolicy córki, ale nie oczekuje po nich wiele. To, czego nie sprzeda na bazarze, zakonserwuje w słoikach. Ten konflikt może trwać jeszcze bardzo długo, a po urodzajnym lecie w Donbasie znowu przecież zapanuje zima.

Z Kijowa Jarosław Junko

Zobacz także
Komentarze (79)