Wojna na cła. "Trump realizuje obietnice wyborcze i taktykę biznesową"

Donald Trump przeciw Kanadzie, Meksykowi, Chinom wytoczył ciężkie działa. Zapowiedział podniesienie ceł na produkty tych państw. Kolejna ma być Unia Europejska. Ale po ustępstwach ze strony niektórych państw, prezydent USA zaczął się wycofywać. – Z jednej strony spełnia swoje wyborcze obietnice, a z drugiej realizuje taktykę biznesową – tłumaczy dr Maciej Zaborowski, b. dyrektor PISM.

Prezydent USA wyznacza kurs, który może zmienić międzynarodowe stosunki handlowe
Prezydent USA wyznacza kurs, który może zmienić międzynarodowe stosunki handlowe
Źródło zdjęć: © GETTY | Joe Raedle
Sylwester Ruszkiewicz

W ostatnim czasie trudno nadążyć za kolejnymi decyzjami Donalda Trumpa. Od dwóch tygodni, czyli od uroczystości zaprzysiężenia, właściwie każdego dnia można się spodziewać kolejnego, kontrowersyjnego obwieszczenia amerykańskiego prezydenta.

W weekend Trump zdecydował, że wprowadzi nowe opłaty celne na import z Kanady, Meksyku i Chin. Rozporządzenie przewidywało nałożenie 25 proc. ceł na towary z Kanady i Meksyku, z wyjątkiem produktów naftowych obłożonych niższym 10 proc. cłem oraz dodatkowych 10 proc. w cłach na towary z Chin.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Polska organizuje naradę całej UE. "26 ministrów"

Powód? W przypadku Kanady chce zmniejszyć zależność USA od kanadyjskich surowców i wzmocnić własną produkcję energii oraz stali. Wobec Meksyku zamierza zwiększyć presję na kraj, by ten podjął ostrzejsze działania przeciwko nielegalnym imigrantom i przemytowi narkotyków. Z kolei w przypadku Chin USA chcą kupować mniejszą ilość chińskich produktów i postawić na własny sektor technologiczny. W odpowiedzi wszystkie trzy kraje zadeklarowały, że obłożą podobnymi stawkami amerykańskie produkty.

Nowe przepisy miały zacząć obowiązywać we wtorek od godz. 12. W przypadku Meksyku i Kanady na razie nie weszły w życie. Prezydent Meksyku Claudia Sheinbaum poinformowała w poniedziałek, że po jej rozmowie z Donaldem Trumpem, amerykański prezydent zdecydował się odroczyć o miesiąc wprowadzenie ceł na Meksyk. W zamian Meksyk zgodził się wzmocnić swoją granicę 10 tysiącami żołnierzy Gwardii Narodowej, aby spróbować zablokować przepływ narkotyków, zwłaszcza fentanylu do USA.

W poniedziałek również wobec Kanady odroczono decyzję na 30 dni. W zamian Kanada zainwestuje znaczne środki w bezpieczeństwo granic, utworzy "Kanadyjsko-Amerykańską Wspólną Siłę Uderzeniową do walki z przestępczością zorganizowaną, fentanylem i praniem brudnych pieniędzy". A premier Justin Trudeau podpisał nową dyrektywę wywiadowczą, dotyczącą przestępczości zorganizowanej i fentanylu. "Wesprzemy ją kwotą 200 milionów dolarów" – napisał na portalu X kanadyjski przywódca.

Według dr Marcina Zaborowskiego, analityka ds. międzynarodowych, motywacją Trumpa do takich działań są jego wyborcy, ale także biznesowe podejście do polityki.

- Z jednej strony Donald Trump realizuje swoje obietnice wyborcze. W swoim przemówieniu inauguracyjnym mówił, że cła to najpiękniejsze słowo w całym słowniku. Obiecał swoim wyborcom, że będzie chronił przemysł krajowy, a produkty będą w całości wykonywane tylko i wyłącznie na terenie USA. Tylko że jego ewentualne obietnice zakładały uderzenie na zewnątrz głównie w Chiny. Tymczasem mamy nieco paradoksalną sytuację, że Trump nakłada cła na sojusznicze kraje — mówi dr Marcin Zaborowski, były dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

"Trump nie ma sentymentów"

I jak podkreśla, to zadziwiające, że uderza przede wszystkim w Kanadę, która jest najbliższym sojusznikiem USA.

- Ale także w Meksyk, który nie jest stricte sojusznikiem, ale jest państwem zaprzyjaźnionym. Cła wobec tych państw były bardziej drakońskie, niż wobec Chin. Poniedziałkowa zmiana podejścia i zawieszenie wprowadzenia ceł na 30 dni świadczą o tym, że Trump stosuje taktykę biznesową. I nie ma sentymentów – komentuje dr Marcin Zaborowski.

W jego ocenie amerykański przywódca najpierw pokazuje wolę do radykalnego działania, w zamian oczekując ustępstw od drugiej strony i dopiero wtedy decyduje się na zawieszenie drastycznej decyzji.

- Trumpowi udaje się przez to wprowadzić ostry element niepewności w relacjach z zaprzyjaźnionymi krajami. Co skutkuje zapowiedzią działań odwetowych z ich strony. Z kolei na zewnątrz robią wszystko, by odwrócić decyzję Trumpa. Prezydent USA może teraz powiedzieć: "gdyby nie moja zapowiedź wprowadzenia ceł, to tych ruchów ze strony sąsiadów by nie było". I to się jego wyborcom podoba – ocenia Zaborowski.

Zdaniem rozmówcy Wirtualnej Polski, po tych pierwszych decyzjach Trumpa widać, że będzie prowadził twardszą i bardziej zdecydowaną politykę wobec państw zaprzyjaźnionych.

- To w pewnym sensie paradoks. Trump wprowadza bowiem restrykcyjne działania i stawia na ostrzu krytyki sojuszników, a nie wrogów. Prezydent USA wychodzi z założenia, że sojusznicy wykorzystywali Stany Zjednoczone i to należy zmienić. Kluczowe jest pytanie: czy obecne działania konsekwentnie pójdą w stronę rozbicia tych sojuszy, czy też może pójdą w stronę zmiany warunków funkcjonowania USA, żeby zmniejszyć deficyt budżetowy? A może po prostu skupią się na wymuszeniu ustępstw ze strony tych państw? Czas pokaże – prognozuje były dyrektor PISM.

Ekspert zwraca uwagę, że Trump działa z pozycji siły.

- Ogłasza najpierw działania, które mają rozbić sojusz i wymusza na drugiej stronie, by zrobiła wszystko, żeby sojusz przywrócić. Jest to w pewnym sensie działanie przemocowe. To tak, jakby wyszedł facet na boisko, z dużym kijem baseballowym. I albo ci mniejsi się za nim ustawią, albo dostaną tym kijem po głowie. Ale najpierw wali we własną drużynę, żeby ich zdyscyplinować – komentuje dr Marcin Zaborowski.

Przypomnijmy, że kolejna zapowiedź uderzenia w towary dotyczy państw Unii Europejskiej. Trump przekazał w niedzielę wieczorem, że ma zamiar nałożyć cła na towary z UE i być może również z Wielkiej Brytanii. - Unia Europejska nas wykorzystała - powiedział Trump.

- I znów Trump stosuje taką samą taktykę. Nie mówi najpierw, że chce ustępstw od Unii Europejskiej, ale grozi wprowadzeniem dodatkowej daniny. Efekt? Już sama groźba powoduje, że państwa europejskie próbują na wszelkie sposoby zapobiec jej realizacji. Poniedziałkowy szczyt w Brukseli zmienił agendę i był poświęcony środkom zaradczym wobec deklaracji Trumpa. Także w tym przypadku prezydent szokuje tym, że woli "uderzyć" w europejskich sojuszników aniżeli w kraje, z którymi USA rywalizują gospodarczo — mówi dr Marcin Zaborowski.

Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski

Czytaj również:

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (20)