Czy Trump właśnie rozpoczął globalną wojnę handlową? [OPINIA]
W sobotę Donald Trump nałożył cła na import z Kanady, Meksyku i Chin. Trump sięgając po tak radykalne środki, podważa przywództwo Stanów wśród państw Zachodu. Jest bardzo wymowne, że Kanada – jeden z najbliższych sojuszników i partnerów gospodarczych Stanów – została obłożona bardziej surowymi cłami niż Chiny – pisze dla Wirtualnej Polski Jakub Majmurek.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Jak zapowiedział, tak zrobił. W sobotę Trump wydał rozporządzenie wykonawcze nakładające od wtorku cła na import z Kanady, Meksyku i Chin – wymiana handlowa z tymi trzema państwami odpowiada za około 40 proc. handlu zagranicznego Stanów. Produkty z Kanady i Meksyku mają być obłożone 25 proc. cłami, importowana z tych krajów energia i surowce energetyczne 10 proc., a na produkty z Chin Trump nałożył cła w wysokości 10 proc.
Jakie będą skutki tego ruchu? Wszystko zależy od tego, w jakim stopniu i na jak długo rozporządzenia wejdą w życie. W poniedziałek Trump i prezydentka Meksyku Claudia Sheinbaum osiągnęli porozumienie: w zamian za wzmocnienie kontroli bezpieczeństwa na granicy obu państw, wprowadzenie ceł zostanie odroczone o miesiąc. Cła na import z Chin i Kanady najpewniej zaczną jednak obowiązywać od wtorku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ujawniono plan Trumpa. "Dosyć trudna rola ukraińskich polityków"
Biorąc pod uwagę, że Trump zapowiada też, że "na pewno" nałoży cła na import z Unii Europejskiej i rozważa wprowadzenie ceł na import z Wielkiej Brytanii, możemy właśnie być świadkami początku globalnej wojny handlowej – obłożone cłami państwa będą odpowiadać podobnymi działaniami wymierzonymi w import ze Stanów.
Wojna ta może z kolei być początkiem końca całego gospodarczo-politycznego ładu, jaki ukształtował się po końcu zimnej wojny: opartego o względnie otwarte granice, postępującą globalną integrację gospodarczą i światowe, a przynajmniej zachodnie przywództwo Stanów Zjednoczonych.
Partnerzy Stanów mają więcej do stracenia
Na razie rozporządzenie wykonawcze Trumpa oznacza wielki problem dla Kanady. Państwo to jest o wiele bardziej zależne gospodarczo od handlu ze Stanami, niż Stany od wymiany handlowej z nim.
Aż 77 proc. kanadyjskiego eksportu skierowane jest na amerykański rynek, tylko 18 proc. amerykańskiego na kanadyjski. Analitycy są zgodni, że jeśli cła utrzymają się przez długi czas, to kanadyjska gospodarka najpewniej zostaną wepchnięte w tym roku w recesję. Ten sam los czeka Meksyk, jeśli po miesiącu cła na import z tego kraju wejdą w życie.
Wszystko to sprawia, że Kanadzie i Meksykowi trudno będzie odpowiedzieć na cła nałożone przez Trumpa. Tym bardziej że amerykański prezydent zapowiada, że jeśli partnerzy handlowi Stanów odpowiedzą, nakładając swoje cła na amerykański eksport, to on tylko zwiększy te amerykańskie.
Niemniej Kanada sama nałożyła cła w wysokości 25 proc. na towary ze Stanów warte 30 miliardów dolarów i zapowiada dalsze kroki. W Ontario i Kolumbii Brytyjskiej rządy prowincji nakazały kontrolowanym przez siebie sklepom monopolowym (mocne alkohole można tam kupić tylko w państwowym monopolu) wycofanie amerykańskich trunków.
W tej pierwszej prowincji - najludniejsze w Kanadzie - lokalne władze wykluczyły amerykańskie firmy z rządowych kontraktów.
Federalny rząd Kanady zapowiada też środki uderzające w ekonomiczne interesy stanów popierających Trumpa – np. w import soku pomarańczowego z Florydy. Jest jednak wątpliwe, by tego typu ograniczenia były wystarczająco bolesne politycznie dla Trumpa, by skłonić go do zmiany kursu. Pojawiające się w sferze publicznej scenariusze "Kanada dołącza do Unii Europejskiej, by zrównoważyć spadek wymiany ze Stanami" to na razie polityczna fantastyka.
Unia Europejska też może więcej stracić na wojnie celnej ze Stanami niż Stany. A do wojny dojdzie, jeśli w ostatniej chwili państwom Unii nie uda się przekonać Trumpa do rezygnacji z ceł, np. kupując więcej skroplonego gazu ziemnego i ropy ze Stanów.
Narażone są zwłaszcza państwa notujące najwyższe nadwyżki w handlu ze Stanami – najbardziej Niemcy. Analizy Bundesbanku już wcześniej wskazywały, że cła nałożone na niemiecki import mogą wepchnąć w tym roku niemiecką gospodarkę w recesję. A problemy największej gospodarki Unii Europejskiej uderzą w całą Unię, w tym - silnie zintegrowaną z niemiecką - polską gospodarkę.
Amerykanie też mogą sporo stracić
Jednocześnie także Stany mogą ostatecznie więcej stracić niż zyskać na wojnach handlowych Trumpa – zwłaszcza jeśli przybiorą one globalną skalę. Decyzja Trumpa już przełożyła się na spadki na prawie wszystkich giełdach na świecie i spadek wyceny większości aktywów poza ropą naftową i dolarem – co nie sprzyja amerykańskim importerom.
Analitycy są zgodni, że cła mogą przełożyć się na wzrost cen, w tym podstawowych dla Amerykanów dóbr, takich jak importowane głównie z Meksyku pomidory i inne produkty rolne. Za cła ostatecznie płacą bowiem zawsze konsumenci. To może okazać się politycznie szczególnie kłopotliwe dla Trumpa, bo obecny prezydent został przecież wybrany jako ktoś, kto opanuje inflację.
Cła w dłuższej perspektywie najpewniej spowolnią wymianę handlową między Stanami a Meksykiem i Kanadą, co może przełożyć się na obniżenie wzrostu gospodarczego. Jak podaje "Financial Times", analitycy banków inwestycyjnych UBS i Morgan Stanley przewidują, że jeśli cła wprowadzone w sobotę utrzymają się przez długi czas, to mogą obniżyć realny wzrost gospodarczy amerykańskiej gospodarki w 2025 roku o połowę – do 1 proc.
Niektórzy analitycy obawiają się, że cła mogą wywołać szok podażowy, podobny do tego, z jakim mieliśmy do czynienia w trakcie pandemii. Integracja północnoamerykańskich gospodarek najpierw w ramach NAFTA, a następnie wynegocjowanego w trakcie pierwszej kadencji Trumpa nowego paktu handlowego USMCA, rozciągnęła łańcuchy dostaw w wielu branżach między trzy państwa.
Gdyby decyzje Trumpa faktycznie sprowokowały globalną wojnę handlową, to mogłoby to wepchnąć całą światową gospodarkę w recesję. Amerykanie nie tylko musieliby więcej płacić za cały szereg produktów, ale gospodarcze załamanie zagrażałoby ich oszczędnościom, inwestycjom - w tym emerytalnym - i miejscom pracy.
W co gra Trump?
Co w takim razie Trump chce osiągnąć, nakładając cła na Meksyk i Kanadę? Oficjalne wyjaśnienie, że cła mają zmusić Kanadę i Meksyk, by opanowały nielegalny przemyt ludzi i narkotyków do Stanów, dokonujący się przez ich granice, nie bardzo trzyma się kupy. Bo o ile faktycznie oba te problemy przybrały istotne rozmiary na granicy z Meksykiem, to na granicy z Kanadą ich skala jest nieporównanie mniejsza. I na pewno w żadnym wypadku nie uzasadnia obłożenia Kanady takimi samymi karnymi cłami jak Meksyku.
Nie można wykluczyć, że Kanada i Meksyk zostały wzięte na cel Trumpa, by wywołać szok u innych partnerów – na czele z Unią Europejską – i zmusić je do ustępstw na rzecz Stanów. Zarówno, jeśli chodzi o wydatki sojuszników Stanów na obronność, zakupy amerykańskiego sprzętu wojskowego, surowców energetycznych jak i warunki wymiany handlowej.
Ale możliwe jest też, że Trump ma znacznie ambitniejsze plany i cła nałożone na najbliższych partnerów handlowych Stanów, są początkiem prawdziwej rewolucji w amerykańskim modelu gospodarczym.
Trump w trakcie kampanii wielokrotnie przywoływał czasy prezydenta McKinleya (1897-1901), gdy amerykański przemysł rozwijał się, chroniony przez wysokie cła, zapewniające rządowi dochody umożliwiające niskie podatki.
Trump może naprawdę wierzyć, że dzięki cłom sfinansuje obiecane w kampanii cięcia podatków, służące głównie najzamożniejszym Amerykanom. Problem w tym, że państwo amerykańskie w 2025 roku ma nieporównanie większe wydatki niż na przełomie XIX i XX wieku i cła mogą nie załatać dziury wywołanej przez podatkowe cięcia. Nie bez ograniczenia wydatków, które uderzyłoby w uboższą część koalicji, która wybrała Trumpa – i tak najbardziej narażoną na skutki "taryfowej drożyzny".
Trump obiecywał też wielokrotnie reindustrializację Stanów, powrót dobrze płatnych, dostępnych dla pracowników bez dyplomu wyższej uczelni miejsc pracy w przemyśle do takich miejsc jak Pensylwania, Ohio, Michigan i inne obszary najbardziej dotknięte przez gospodarczą globalizację i przeniesienie produkcji przemysłowej do Azji Wschodniej w ostatnich trzech dekadach.
Problem w tym, że tak reorientacja światowej gospodarki wymaga starannego planowania i dużej ostrożności. Łatwo bowiem o scenariusz, w którym cała gospodarka światowa traci przez nieprzemyślane nastawione na deglobalizację zmiany, a Stany bynajmniej na tym nie zyskują.
Reindustrializacja - o czym przekonała się też administracja Bidena pr óbująca stymulować ją przy pomocy innych środków - wymaga czasu i zanim Amerykanie odczują jej efekty gniew na drożyznę i inne problemy gospodarcze może politycznie zatopić administrację Trumpa.
Ameryka podważa swoje przywództwo
Jednocześnie Trump, sięgając po tak radykalne środki, podważa przywództwo Stanów wśród państw Zachodu. Jest bardzo wymowne, że Kanada – jeden z najbliższych sojuszników i partnerów gospodarczych Stanów – została obłożona bardziej surowymi cłami niż Chiny, traktowane przez administrację Trumpa jako główny, globalny strategiczny rywal.
Jest to tym bardziej niezrozumiałe, że Trump sam w trakcie swojej pierwszej kadencji wynegocjował pakt handlowy z Kanadą i Meksykiem, którego zapisy teraz wyrzuca do kosza.
Decyzja Trumpa wywołała już widoczną falę antyamerykańskich emocji w Kanadzie. W połączeniu z tym, co Trump mówi o Kanadzie jako "51. stanie Stanów Zjednoczonych", decyzja o cłach sprawia, że Kanadyjczycy coraz mniej zaczynają postrzegać partnera z południa jako dobrego sąsiada, a coraz bardziej jako źródło zagrożenia dla swojego kraju. Coraz poważniej padają pytania, czy Trump naprawdę nie chce wymusić na Kanadzie przyłączenia się do Stanów.
Wszystko, co robi Trump od objęcia po raz drugi prezydentury, podważa zaufanie do Stanów jako racjonalnego hegemona, służącego interesom całej społeczności zachodnich czy demokratycznych państw. Stosunki transatlantyckie stają się napięte jak nigdy i trudno nawet oszacować jak destrukcyjna będzie dla nich ewentualna wojna celna między Stanami a Unią Europejską.
To świetna wiadomość dla takich państw jak Chiny, od dawna starających się dzielić państwa zachodu, pogłębiać przepaść między Stanami a Unią. Na tle chaotycznej, agresywnej, nieliczącej się z interesami sojuszników polityki Trumpa Chiny mogą się jawić jako atrakcyjna alternatywa, stojąca na straży służącej wielu gospodarkom globalnej integracji.
Trudno dziś powiedzieć jak ostatecznie skończą się wojny celne Trumpa. Niewykluczone, że amerykański prezydent szybko uzyska odstępstwa od partnerów i "pistolet celny" do końca jego kadencji będzie leżał naładowany na stole, ale już nie wystrzeli – porozumienie z Meksykiem przedłuża nadzieję na taki scenariusz. Ale musimy być gotowi na to, że decyzja z soboty uruchamia sekwencję wydarzeń zdolnych radykalnie wstrząsnąć światową gospodarką i polityką.
Dla Wirtualnej Polski Jakub Majmurek