Trump wraca do Białego Domu. Pięć głównych zagrożeń i trzy szanse [OPINIA]

Po czterech latach przerwy Donald Trump, jako jedyny prezydent w amerykańskiej historii obok Groovera Clevelanda (1885-1889; 1893-1897), wraca do Białego Domu. Druga kadencja budzi w USA wielkie nadzieje jego zwolenników i chyba jeszcze większe obawy przeciwników. A cały świat oczekuje raczej z niepokojem niż nadzieją na to, jakie podejmie decyzje - pisze dla Wirtualnej Polski Jakub Majmurek.

Donald Trump szykuje "wielką deportację" nielegalnych migrantów
Donald Trump szykuje "wielką deportację" nielegalnych migrantów
Źródło zdjęć: © Licencjodawca | JIM WATSON
Jakub Majmurek

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Jakie są największe potencjalne zagrożenia drugiej kadencji polityka-miliardera, a jakie związane z nią szanse? Z naszego punktu widzenia kluczowe jest pytanie o dalszy rozwój sytuacji w Ukrainie. Trump w trakcie kampanii obiecywał zakończenie walk. Wiele wskazuje, że faktycznie ustaną one w tym roku, bo obie strony są bardzo wyczerpane prowadzeniem wojny. Pytanie tylko, w jaki sposób zakończy się wojna.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Jak ważny jest obwód królewiecki dla Rosjan? "Tam dalej jest dużo sprzętu"

Trump zostawi problem Ukrainy Europie?

Trump jest znany z braku cierpliwości do zajmowania się detalami skomplikowanych umów międzynarodowych, będzie też pewnie szybko chciał ogłosić sukces w sprawie Rosji i Ukrainy. To może sprawić, że zaakceptuje zakończenie wojny na warunkach dalekich od optymalnych dla Ukrainy i naszego regionu.

Oczywiście, optymalne dla Ukrainy zakończenie wojny nie leży w tej chwili na stole. Ukraina będzie musiała się pogodzić z przynajmniej czasową utratą Krymu i Donbasu. Pozostaje jednak pytanie, czy w zamian za czasowe zaakceptowanie zamrożenia konfliktu wzdłuż obecnej linii frontu Ukraina otrzyma sensowne gwarancje bezpieczeństwa - tak, by Rosja znów nie zaatakowała za dwa lata po tym, jak odbuduje swój potencjał - i czy będzie miała otwartą drogę do pełnej militarnej i gospodarczej integracji z Zachodem.

I tu niestety istnieje ryzyko, że Trump zostawi Ukrainę na lodzie - że zgodzi się na pozostawienie jej w wiecznej sferze buforowej między Zachodem a "światem rosyjskim", bez sensownych gwarancji bezpieczeństwa, bez wsparcia militarnego koniecznego do tego, by w razie kolejnego ataku Rosji Ukraina mogła obronić wynegocjowane w ramach zawieszenia broni granice, bez realnie otwartej drogi do NATO.

Jeśli amerykański prezydent przy okazji zdejmie z Rosji sankcje, traktując to jako marchewkę, by skłonić Putina do negocjacji, to zarówno Ukraina, jak i cały nasz region znajdą się w bardzo kłopotliwym położeniu.

W takiej sytuacji to kraje Europy będą musiały wziąć na siebie ciężar pomocy Ukrainie i zapewnienia jej bezpieczeństwa - do czego dziś Europa pozbawiona realnej strategicznej autonomii nie bardzo jest zdolna. A możliwości manewru jej elit ogranicza w dodatku zmęczenie wojną i jej ekonomicznymi kosztami europejskich społeczeństw, podsycane jeszcze przez rosyjską dezinformację.

Europa nie może sobie też jednak pozwolić, by Rosja skutecznie dokończyła to, co próbowała zrobić w 2022 roku. Radykalnie obniżyłoby to bezpieczeństwo naszego kontynentu. Tym bardziej, że raz rozpędzony walec rosyjskiego imperializmu nie zatrzyma się najpewniej na Ukrainę, z dużym prawdopodobieństwem ruszy dalej na Zachód. Jeśli więc Trump uzna, że wynegocjowanie przerwania walk kończy jego rolę w Ukrainie, nasz kontynent stanie przed bardzo poważnymi wyzwaniami.

Kryzys transatlantycki?

Tym bardziej, jeśli Trump faktycznie uzna, że NATO w swojej obecnej formie jest raczej ciężarem niż strategicznym zasobem Stanów i będzie się starał wstrząsnąć Sojuszem. Już wcześniej Trump zarzucał wielokrotnie państwom europejskim, że są "pasażerami na gapę", korzystającymi z bezpieczeństwa dostarczanego przez Stany, nie ponosząc nawet obowiązkowych kosztów, jakie nakłada na nie członkostwo w NATO - w czym nie był bez racji. Groził nawet europejskim sojusznikom, że wręcz namawiałby Rosję, by zaatakowała kraj, który nie przeznacza na obronę wymaganego w traktatach procentu PKB.

Być może wszystko to tylko typowe dla Trumpa ostre negocjacje, mające wymusić na Europie wyższe wydatki na obronę i zakupy amerykańskiego sprzętu. Nie można jednak wykluczyć, że Trump ze swoją nieprzewidywalnością może doprowadzić do nieznanego w historii kryzysu w relacjach transatlantyckich. Zwłaszcza jeśli poważnie traktuje swoje zapowiedzi na temat zmuszenia Danii do sprzedaży Grenlandii - nie wykluczając przy tym "użycia siły".

Europejscy liderzy mają świadomość, że nawet w przypadku zwycięstwa demokratów w listopadzie, amerykański parasol nad Europą byłby pomału zwijany, bo uwaga Waszyngtonu coraz bardziej skupia się w regionie Indo-Pacyfiku. Z Trumpem do jego zwinięcia może dojść jednak szybciej, niż ktokolwiek w Europie jest na to gotowy.

Czeka nas wojna handlowa?

Kolejne pole, gdzie prezydentura Trumpa może przynieść zagrożenie to handel. Prezydent w trakcie kampanii zapowiadał obłożenie kluczowych, handlowych partnerów Stanów cłami - w tym Unii Europejskiej. Unia i Stany w 2023 roku odnotowały rekordową wymianę handlową wartą 1,5 biliona euro. Stany lepiej radziły sobie z eksportem usług, Europa towarów, ale ogólnie wymiana była dość zrównoważona i korzystna dla obu stron.

Gdyby Trump faktycznie, jak zapowiadał, obłożył produkty z Unii cłami na poziomie 10 proc., to oznaczałoby kłopoty dla najbardziej zorientowanych na eksport na amerykański rynek europejskich gospodarek, na czele z niemiecką, która najpewniej odnotowałaby w takim wypadku recesję w 2025 r. Co przełożyłoby się na sytuację najbliżej kooperujących z Niemcami gospodarek, jak polska. Gdyby Trump poszedł dodatkowo na wojnę handlową z Chinami, mogłoby to wywołać nieprzewidywalne gospodarcze skutki.

Znów - być może to, co Trump mówi o cłach, to tylko agresywna taktyka negocjacyjna, mająca wymusić na krajach UE, by kupowały więcej amerykańskich produktów energetycznych albo zgodziły się na inne ustępstwa. Problem w tym, że nie może być pewni, że nie spełni się bardziej niepokojący scenariusz.

Krok wstecz w polityce klimatycznej

Druga kadencja Trumpa może też oznaczać wielki krok wstecz w amerykańskiej polityce klimatycznej. Trump zapowiadał wycofanie Stanów z Porozumienia Paryskiego, zobowiązującego uczestniczące w nim kraje do planowych redukcji emisji. Zapowiadał koniec wsparcia dla zielonej gospodarki i przywrócenie Stanom "suwerenności energetycznej". Drogą do tego ma być zwiększenie poziomu wydobycia i użycia paliw kopalnych. Bez względu na koszt dla środowiska czy np. prawa lokalnych społeczności.

Wycofanie się najbardziej rozwiniętej gospodarki świata z zielonej transformacji zagraża realizacji globalnych celów klimatycznych. A bez choćby zbliżenia się do nich prędzej czy później zapłacimy wszyscy cenę za zmiany klimatu.

Jednocześnie część ekspertów przekonuje, że szkody, jakie będzie mógł tu poczynić Trump, będą ograniczone. Zbyt dużo środków zainwestowano już w Stanach w ostatnich czterech latach w różne projekty zielonej gospodarki, by dało się ją zupełnie zawrócić z zielonego kursu. Tym bardziej, że wiele zielonych inwestycji znajduje się w republikańskich okręgach wyborczych, gdzie dostarczają dobrych miejsc pracy - przed Trumpem będą ich bronić politycy jego własnej partii.

Zagrożenie dla demokracji

Z amerykańskiego punktu widzenia najbardziej niepokojące w drugiej kadencji Trumpa jest zagrożenie dla amerykańskiej demokracji, jakie może ona przynieść. Na ile to racjonalne lęki?

Najpewniej w najbliższych czterech latach zobaczymy bezprecedensowy wzrost wpływu wielkich pieniędzy na amerykańską politykę. Branże, których liderzy poparli Trumpa - AI, kosmiczna, krytpowaluty, wydobywcza - dostaną na tacy każdą deregulację, jaką sobie zażyczą, bez względu na interesy społeczne. Nikt nie będzie też specjalnie niepokoił Doliny Krzemowej np. postępowaniami antymonopolowymi - jak działo się to w czasach Bidena.

Niektóre polityki zapowiadane przez Trumpa w kampanii - np. masowe deportacje nielegalnych migrantów - stwarzają zagrożenie nadużyć praw człowieka. Można się także spodziewać, że administracja prowadzić będzie wojnę z tym, co określa jako ideologię woke - więc np. dokonywaną w Akademii elementarnie krytyczną refleksją nad amerykańską historią.

Trump zarzucał demokratom, że próbują go zniszczyć przy pomocy "upolitycznionego wymiaru sprawiedliwości", a kluczowym instytucjom, jakie tworzą amerykańskie państwo, że w latach 2017-2021 blokowały jego politykę. Najgorszy scenariusz zakłada, że Trump będzie próbował teraz użyć państwa - na czele z wymiarem sprawiedliwości - do zemsty na swoich przeciwnikach oraz będzie chciał wymontować wszelkie bezpieczniki ograniczające samowole prezydenta – łącznie z apolityczną służbą cywilną. Odporność amerykańskiego systemu na autorytarno-populistyczny dryf zostanie poddana poważnemu testowi.

Można się też obawiać, że administracja Trumpa stanie się źródłem inspiracji i wsparcia dla populistycznej prawicy w Europie, w tym w Polsce. PiS wyraźnie ma przełożenie na część otoczenia Trumpa i może chcieć użyć swoich dojść, by maksymalnie popsuć relacje nowej administracji z rządem Tuska, licząc, że to wywoła to w kraju przesilenie pozwalające na powrót PiS do władzy.

Nieprzewidywalność Trumpa może się przysłużyć też dobrym celom

Czy są jakiekolwiek plusy drugiej kadencji Trumpa? Można by spróbować wskazać trzy obszary, gdzie może ona przynieść ze sobą szanse zmiany na lepsze.

Po pierwsze, jak zauważyło amerykańskie pismo "Nature", o ile druga kadencja Trumpa to fatalna wiadomość dla nauk o klimacie czy ludzkim zdrowiu - w Trumpowskiej koalicji nie brakuje zwolenników spiskowych teorii o "plandemii" i antyszczepionkowców - to może okazać się świetną wiadomością dla takich dziedzin jak badania kosmosu, rozwój sztucznej inteligencji czy komputerów kwantowych. Trump i koalicja wspierających go miliarderów jest zainteresowana rozwojem tych dziedzin i będą mogły one liczyć na znaczące wsparcie amerykańskiego państwa.

Po drugie, nieprzewidywalność Trumpa może przysłużyć się też dobrym celom. Nie wiadomo, czy nie odegrała już roli w wynegocjowaniu porozumienia o zawieszeniu broni i uwolnieniu zakładników między Hamasem i Izraelem. Może też sprawić, że prezydent zaskoczy wszystkich znacznie bardziej zdecydowaną polityką wobec Rosji, niż dziś ktokolwiek się spodziewa - zwłaszcza jeśli Putin przelicytuje, co często mu się zdarza.

Na koniec, prezydentura Trumpa może okazać się alarmem wyrywającym Europę ze strategicznej drzemki. Zmuszającą nasz kontynent do wzięcia większej odpowiedzialności za swoje bezpieczeństwo, ale też do poważnej dyskusji o tym, co blokuje wzrost i konkurencyjność europejskich gospodarek.

Pewni możemy być tylko jednego: w najbliższych czterech latach dowiemy się, czemu Chińczycy słowa "obyś żył w ciekawych czasach" traktują jak klątwę.

Dla Wirtualnej Polski Jakub Majmurek

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (32)